- Mam nadzieję że się podobało - powiedział Clarkson.
Rozległ się wystrzał. Clarks puścił trzymane w dłoni serce, zebrał narzędzia i nakazał powrót.
Szliśmy w milczeniu. Tamte chwile tylko upewniły mnie w chęci zabicia zawodowców.
Po drodze złapałam kilka królików.
Wróciliśmy do obozu. Ezekiel zdarzył rozpalić ogień.
Usiedliśmy w kręgu. Atmosfera była dość napięta. Nie nie miał ochoty ani się śmiać, ani wygłupiać.
Clarks, chcąc rozładować napięcie, zaczął śmiać się z Ezekiela. Jakim to on jest tchórzem i tak dalej. Nie żeby mi to zbytnio przeszkadzało, ale kto normalny, chwilę po bestialskim mordzie jest w stanie zachowywać się tak spokojnie. Ezekiel z każdym kolejnym wyzwiskiem, coraz bardziej zaciskał pięści. Miałam nadzieję że się nie pobiją.
Każde z nas piło wodę, oczekując na kolację. Modliłam się w myślach, żeby Ezekiel nie spieprzył mi całego planu i zamiast zawodowcom, nie dolał leku mnie.
Wielką ulgą było dla mnie gdy Jason zaczął ziewać, a Clarks przysypiał na siedząco.
Zjedliśmy kolacją. Elisa zaproponowała że weźmie pierwszą wartę. Niepostrzeżenie schowałam jeden z noży pod śpiwór.
Zapowiedziałam Elisie że wezmę drugą wartę. Zabije ją gdy przyjdzie mnie obudzić.
Ułożyłam się w taki sposób żeby widzieć rozwój wypadków i jednocześnie pozostawiać w ukryciu fakt, że nie śpię.
Po jakiejś godzinie Elisa postanowiła się napić. Niestety, lub stety, pomyliła butelki i wzięła tą Jasona. Zrobiła się senna po kilku minutach. Przyszła mnie obudzić wcześniej niż zamierzała.
- Jean, zastąpisz mnie?
- Jasne -powiedziałam, podcinając jej gardło.
Zerwałam się na równe nogi. Ciało Elisy upadło na ziemię. Na jej twarzy malowało się zaskoczenie. Miała wciąż otwarte oczy. Armatni wystrzał.
Obudziłam Ezekiela.
- Wstawaj. Mamy robotę do wykonania.
Nie chętnie się podniósł. Chwycił nóż.
- Zwiąż chłopakom nogi. Nie zadawaj pytań.
Rozejrzałam się. Spali jak małe dzieci.
Podeszłam do Calipso. Upewniłam pozycję trzonka w mojej dłoni i wbiłam nóż w jej mostek. Kolejny wystrzał. Każdy kolejny zwiększał moją szansę na wygraną.
Poszłam dalej. Cios dla Jasona i Valeria. Dwa kolejne wystrzały. Nie wiedzieć czemu, poczułam satysfakcję z zabijania.
Kolejny wystrzał. To nie ja. Widzę Ezekiela wbijającego raz po raz nóż w klatkę Clarksa.
Podchodzę do niego.
- Skończ już. On nie żyje. Zawieś ich na drzewie, głowami do dołu.
- Po co?
- Zobaczysz.
Patrzę z daleka jak wiesza ciała. W mojej głowie już widzę twarz Snowa. Jego wściekłość i chęć odwetu.
Ruszam bezszelestnie ku Ezekielowi. Nawet nie spostrzega się kiedy jestem tuż za nim. Kończy przywiązywać ciało Valeria.
- Czyli to już koniec? - pyta, odwracając się w stronę miejsca gdzie wcześniej stałam.
- Tak - mówię, kładąc ręce po bokach jego głowy. Jedno szarpnięciem, chrupot kości, wiotczejące ciało. Kolejny wystrzał.
Nie ma już zawodowców. Sojusz rozwiązany.
_____________
Dedykuję Arturowi, z którego zrobiłam Ezekiela. Zasłużyłeś na gorszy los
CZYTASZ
Dla Ciebie powstanę jak feniks z popiołów|| Igrzyska śmierci
FanfictionFANFICTION IGRZYSKA ŚMIERCI Witam w 3-częściowej historii Jeanine Melark. Zwykłej dziewczyny z własną historią, która została wylosowana do udziału w 66. Głodowych Igrzyskach. Chciała zniknąć w tłumie, ale nie było jej to dane za sprawą pewnego bar...