F i V e T e E n

236 29 12
                                    

Kiedy byłem mały rysowałem moją nieduolną podobiznę w stroju Supermana, żeby poczuć się jak ktoś, kto jest istotny i potrzebny dla ludzkości. Wtedy jednak nie rozumiałem jeszcze, że bohaterem nie czyni nas ilość ludzi, która nas uwielbia, a gesty, które sprawiają, że ktoś jest ci wdzięczny za to co robisz. Potrzebowałem ponad dwudziestu lat, żeby zrozumieć, że nie opłaca się być bohaterem w lateksowym kostiumie, a że najbardziej opłacalnym bohaterstwem jest to, które sprawia uśmiecha na twarzy osoby, którą kochasz.

Wtedy zrozumiałem, że nikogo tak nie kocham jak Baekhyuna.

***

— Paaa! Papa!— Baekhyun wychyla się przez otwartą szybę auta i macha przypadkowym przechodniom, kiedy wyjeżdżamy z maleńkiego misteczka prosto na drogę ekspresową prowadząca do Hawr.— Ale fajnie co?— zwraca się do mnie kiedy w końcu chowa się z poworotem w aucie i zasuwa szybę do połowy.

— Bardzo fajnie— śmieję się cicho, a Baekhyun uśmiecha się szeroko i uradowany obejmuje mnie dookoła szyi muskając mój policzek.

— Będziemy robić same superowe rzeczy. Pójdziemy do galerii handlowej i do kina i na dyskotekę też!

— Zrobimy wszystko na co będziesz miał ochotę Baekhyun, obiecuję. Byle w miarę rozsądku kochanie.

— Aaa...— mamrocze cicho i delikatnie zagryza wargę po chwili rumieniąc się jakby zaintrygowany i nieco zawstydzony.— A pozwolisz mi napić się alkoholu?

— No nie wiem Baekhyun czy to dobry pomysł...— marszczę lekko brwi i spoglądam na niego kątem oka. W odpowiedzi o dziwo nie dostaje błagalnych jęków niezadowolenia, a jedynie szczenięce spojrzenie, którym prosi mnie o zgodę.— Ale tylko trochę... i przy mnie. Nie chcę żebyś zrobił sobie krzywdę, później musiałbym się tłumaczyć twojemu tacie.

— Możesz mi zaufać kochanie. Jestem dużym chłopcem— uśmiecha się pewny siebie i dopada dłońmi do pokręteł radia, zaczynając nimi energicznie kręcić, aż w końcu ustawia interesującą go stację i wbija plecy w oparcie fotela.— Jejku ale się cieszę. To prawie jak miesiąc miodowy, tylko że bez ślubu— śmieje się głupio po czym odwraca do mnie i z poważną miną wpatruje w mój profil.— Chanyeol. Czy chciałbyś zostać moim mężem?

— Nie mogę zostać twoim mężem kiedy nie mam dla ciebie pierścionek Baekhyun— spoglądam na niego kątem oka, a on w przypływie chwilowej zadumy krzywi się zabawnie i kiwa głową ze zrozumieniem, przy okazji przyznając mi racje. Bo jak powszechnie wiadomo małżeństwo bez pierścionek zaręczynowego jest małżeństwem nie na poważnie. A ja Baekhyuna traktuje bardzo poważnie.

—Racja... musisz kupić mi najpiękniejszy pierścionek na świecie, bo jak będzie jakiś brzydki to zostawię cię i znajdę sobie przystojnego gitarzystę rockowej kapeli, który zabierze mnie w podróż dookoła świata.

— Myślisz, że gitarzysta rockowej kapeli kupi ci lepszy pierścionek niż ja?

— Może nie, ale przynajmniej umie grać na gitarze— wystawia mi język i uśmiecha się wrednie wpychając ręce do skrytki w poszukiwaniu tak właściwie nawet nie wiem czego. Po prostu musi rozładować pokłady zgromadzonej energii, które skumulowały się teraz w jego drobnych rączkach.

— Ja też umiem grać na gitarze... trochę— mamroczę krzywiąc się śmiesznie. Swego czasu szukałem odskoczni od stresującej codzienności i próbowałem grać na gitarze, ale nie przynosiło mi to wiele przyjemności i cała moja nauka skończyła się na zapamiętaniu kilku akordów i refrenu do forever young Alphaville. W rzeczywistości strasznie trudno było mi się nauczyć tej piosenki i właściwie to mnie strasznie dołowała, ale po silnym samozaparciu nauczyłem się. Zadarłem sobie mocno palce, ale potem mogłem się pochwalić rodzicom, że mi coś w życiu wyszło i mnie to cieszy. Miałem może piętnaście lat kiedy już myślałem o swojej egzystencji w czarnych kategoriach. Już wtedy wiedziałem, że mój byt jest dla mnie najcięższa rzeczą do zniesienia.

𝓁𝑒 𝓅𝑒𝓉𝒾𝓉 𝓅𝓇𝒾𝓃𝒸𝑒  «𝒸𝒽𝒶𝓃𝒷𝒶𝑒𝓀»Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz