Rozdział 13

1.5K 242 147
                                    


                   Cisza zapadła w całym pałacu zaraz po rozdzierającym ściany hukiem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

                   Cisza zapadła w całym pałacu zaraz po rozdzierającym ściany hukiem. Echo rozniosło dźwięk śmierci po całości budynku i pewnie jeszcze konstrukcjach i ulicach dalej. Zmroziło krew w żyłach wszystkich zebranych, zatrzymując ich w pół kroku na niecałą minutę. Nikt nie spodziewał się tak nagłego rozszarpania ciszy, która wiekami towarzyszyła w pałacach królewskich. Ciarki przebiegły po kręgosłupie nawet samego pułkownika, który jak na zawołanie odwrócił się w stronę źródła dźwięku. Zaczął powolnymi, niepewnymi i pełnymi ostrożności krokami kierować się w stronę możliwego miejsca śmierci jakieś zdrowej bądź zarażonej istoty. Chociaż bardziej obstawiał na drugą opcję.

Królobójcy myśleli, mieli wolną wolę, jednak nie mieli tyle wprawy, aby ująć między dłonie broń. Chyba, że byli tak dziwnym przypadkiem jak sam Daniel, zmarły już staruszek, który na pierwszy rzut oka nie poddawał się dziwnej chorobie. Dlatego też stawiał na to, że któraś z drużyn napotkała zarażonego przeciwnika.

Zdążył stanąć ostrożnie wraz z Evelyn przy swoim boku w centrum sali tronowej. Mrok obejmował go ze wszystkich stron, cisza dudniła w uszach, pozwalając przerwać się tylko przez nerwowy oddech zestresowanej kobiety. Ostrożnie kierował swoje kroki po ładnie ozdobionych płytkach, karabinem w swojej dłoni kierując wszędzie tam, gdzie uciekał jego wzrok. Nie było mu dane jednak wystrzelić, nawet w chwili, kiedy usłyszał odbijające się echem stukanie paru par butów z każdych stron.

— Też to słyszeliście? — zapytała cicho Charlotte, podchodząc do swojego szefa. Victor od razu opuścił broń, a jego mięśnie znacznie się rozluźniły, kiedy wokół niego pojawił się jego własny oddział. Praktycznie cały, z wyjątkiem jednej pary.

— Kto strzelał? — zapytał mocnym tonem głosu Victor, uciekając wzrokiem po wszystkich zebranych. Cały korpus skupił zaciekawione spojrzenie na ich szefie, jednak jako jedyny Simon odstawał w tyle. Zagryzał swojej przydługie paznokcie, rozglądając się po każdym z ciemnych korytarzy odchodzących od sali tronowej.

— Nikt z nas, może Harry? Nie ma go tutaj, a jest z nim książę — odparł zaniepokojony Charles, a na samo wspomnienie o długowłosym blondynie, Theo ściskający rękę Charlotte zawył głośno. Kobieta jednak ewidentnie posiadła do niego ufną rękę, ponieważ w chwili, kiedy cały korpus zwrócił na nich uwagę, ta objęła zapłakanego, martwiącego się o przyjaciela chłopaka. — Powinniśmy ich poszukać. Jeżeli Harry zmuszony był strzelić, to znaczy, że książę jest w niebezpieczeństwie — dodał dopiero po chwili Charles.

— Cholera — wyrwało się Simonowi.

Jak na zawołanie wszyscy zwrócili zaciekawione spojrzenie w stronę tego jednego żołnierza, który zazwyczaj wolał siedzieć cicho. Gołym okiem widać było, jak jego mięśnie trzęsą się w przerażeniu, a on sam nie umie utrzymać swojego wzroku w jednym miejscu. To wywołało szczególne zainteresowanie Victora, który przedarł się przez mały tłum, zatrzymując się tuż przed rozmytym w przerażeniu wojskowym.

LYCORIS RADIATAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz