we're still worth saving

334 13 12
                                    

– Gdybyś czegoś potrzebowała, po prostu mi powiedz – Tristan uśmiechnął się, po czym otworzył drzwi do jej dziecięcego pokoju. Sabine niepewnie przekroczyła próg, rozglądając się wokół, jakby po raz pierwszy była w tym, dotąd nieznanym, pomieszczeniu. Prawdę mówiąc, tak właśnie się czuła — jakby brat otworzył drzwi do nowej krainy, której nigdy nie widziała.

– Tristan – powiedziała, zanim wyszedł, by zostawić ja samą ze wspomnieniami. Odwrócił się w jej stronę, patrząc na nią pytającym spojrzeniem. – Dziękuję – wyszeptała z uśmiechem. Młodszy brat odwzajemnił ten delikatny gest, po czym opuścił jej pokój bez słowa.

Usiadła na skraju łóżka, wciąż wodząc wzrokiem wokół. Przyglądała się szarym ścianom, gdzieniegdzie pokrytym kolorowymi rysunkami. Jedne były bardziej udane, drugie mniej, jeszcze inne uważała za arcydzieła sztuki – te namalowane przez jej ojca. Tak bardzo za nim tęskniła i tak bardzo chciała, by był tutaj, przy niej, w tej chwili. Chciała, by powiedział jej jak bardzo ją kocha i jak bardzo za nią tęsknił, gdy zabrano ją do Imperialnej Akademii – gdy zniknęła na resztę życia, wciągnięta w wojnę.

Westchnęła cicho, kładąc się pod ciepłym kocem, który chwilę temu przyniósł jej Tristan. Noce na Krownest bym takie, jak je zapamiętała – ciemne i bardzo chłodne. Wcześniej pozbyła się zbroi, pozostawiając na sobie jedynie termiczny kombinezon, który dodatkowo ocieplał jej ciało. Pomimo całego zabezpieczenia wciąż czuła jak po plecach przebiega jej dreszcz. Być może popełniła błąd nie wracając na Atallon i zostając z dawno niewidzianą rodzina? Być może powinna była to przemyśleć? Miała jeszcze szansę, by zabrać jeden ze statków, odlecieć z planety, wpisać współrzędne i rzucić się w tunel wirujących gwiazd, by po zaledwie dwóch dniach stanąć przed rodziną, która ją przygarnęła. Szybko jednak odrzuciła ten pomysł, przewracając się na drugi bok.

– Co mam teraz zrobić? – zapytała samą siebie. Komu mogłaby zadać to pytanie, kto mógłby na nie odpowiedzieć, gdyby zapytała. Znała tylko jedną taką osobę.

Sabine popatrzyła na [zegar], który wskazywał 2300. Sięgnęła po komlink, który leżał obok jej łóżka na niewielkiej skrzyni i włączyła go, po chwili decydując się, by nadać sygnał na odpowiedzią częstotliwość, z nadzieją, że nie obudzi nikogo więcej oprócz osoby, z którą chciała się skontaktować.

– Sabine? – Usłyszała zaspany, zmęczony głos po drugiej stronie, natychmiast żałując, że w ogóle postanowiła zadzwonić.

– Hera, ja... ja przepraszam. Wiem, że jest środek nocy i prawdopodobnie już śpisz – zaczęła szybko się tłumaczyć, gdy dotarło do niej, że to naprawdę nie był dobry pomysł. – Zapomnij, że-

– Sabine, co się dzieje? – zapytała Hera o wiele czystszym głosem. Sabine mogła jedynie wyobrazić sobie jak kobieta siada na własnej pryczy, by wysłuchać narzekań nastolatki.

– Nie mogę zasnąć – powiedziała cicho.

Sabine nie widziała twarzy Hery, jednak wiedziała, że ta złagodniała w jednej chwili, jak zawsze, gdy któreś z jej adoptowanych dzieci miało kłopoty ze snem. Najczęściej ich spokojną noc przerywały okrutne koszmary z przeszłości, niszczące wszystko wokół. Wkradały się w ich delikatne, dziecięce nieraz marzenia o przyszłości w wolnej galaktyce, rozdzierając nadzieję w ich sercach. Ezra nieraz budził się z krzykiem, wciąż wspominając to, co spotkało go i Kanana na Malachor. Sabine najczęściej była wyrywana ze snu, widząc martwe ciała Mandalorian zgładzonych za pomocą broni, którą stworzyła kilka lat temu.

Koszmary wciąż ją nawiedzały, wciąż słyszała w uszach krzyk i płacz, gdy zamykała oczy miała wrażenie, że oni wciąż ją obserwują, czekając na jej błąd, by wedrzeć się w jej uczucia ponownie i znów ją unicestwić. Od środka.

I'll show you the stars || star warsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz