23.

509 34 142
                                    

Pov. Acee

Zbyt dobrze wiedziałam, do kogo należały te krzyki. I zbyt dobrze wiedziałam, co trzeba robić. Moje nogi same wyrwały do przodu, gdy sprintem ruszyłam w stronę, skąd słyszałam głos żółtego Autobota. Maggie coś jeszcze krzyczała, jednak nie zaprzątałam sobie tym jakkolwiek głowy. Ważniejszy był wtedy mój strażnik.

Po chwili zamarłam przerażona na widok, który zastałam po wejściu do jakiejś większej sali. Kilkunastu mężczyzn trzymało długie rury zakończone dyszami, z których wylatywał nieziemsko zimny gaz. Leciał on prosto na leżącego i przykutego do podwyższenia Bumblebee'go, który próbował się uwolnić, choć wyraźnie już to robił ostatniem sił. Po chwili nasze spojrzenia się skrzyżowały. Moje przerażone, jego wycieńczone i pełne bólu. Obraz mi się aż lekko rozmył, gdy poruszył ustami, chcąc wyraźnie powiedzieć " Acee... Pomóż... B-błagam... ".

Nagle z kolców nad nim rozległ się trzask, a wtedy też między nimi a pancerzem bota przeskoczył prąd. Całym ciałem Bumblebee'go wstrząsnął wymuszony, silny skurcz siłowników, czemu towarzyszył krzyk bólu bota i odgłosy pękania jakiś części. Do oczu nabiegło mi więcej łez, jednak musiałam skupić się na ważniejszej rzeczy.

Podbiegłam do najbliższego naukowca, wyrywając mu z dłoni rurę, którą z dziką radością cisnęłam na ziemię. Zauważyłam kątem oka, jak Maggie, a także Glen i paru żołnierzy, którzy chwilę po nas weszli, robi to samo, co ja. Niestety jednocześnie naukowcy podbiegli do nas, chcąc nas pewnie powstrzymać. Skupiłam się i, gdy poczułam WIST'a w dłoni, skierowałam lufę prosto w górę i parę raz wystrzeliłam. Pociski błękitnej energii trafiły w jakiejś rury na suficie, czemu towarzyszyły iskry i małe wybuchy. Wszyscy dookoła zamarli, przez co można było usłyszeć moje cichutkie dyszenie i zduszony oddech bota.

- WSZYSCY MANATYCHMIAST ZOSTAWIĆ GO I STANĄĆ PRZY ŚCIANACH - ryknęłam donośnym głosem, kierując się powoli tyłem do Bumblebee'go. Większość błyskawicznie to zrobiła, zostawiając rury i odsuwając się byle dalej. Kilku jednak nie posłuchało, najwyraźniej za nic nie chcąc skończyć zamrażać robota. Przekonałam ich jednak paroma strzałami w podłogę tuż przed nimi, przez co również odsunęli się od bota. Gdy już wszyscy byli dostatecznie daleko, obejrzałam się szybko za siebie.

Bumblebee leżał z lekko otwartymi, przygaśniętymi optykami, z trudem łapiąc hausty powietrza, przy czym jego klatka piersiowa gwałtownie unosiła się i opadała w drżących ruchach. Co jakiś czas dostawał mimowolnych skurczów siłowników, co go wyraźnie strasznie bolało. Zdołałam nawet zauważyć, jak małe krople oleju wypływają z optyki, po chwili niknąc między fragmentami pancerzu odsłaniającego jego policzki. On... on płakał...

Poczułam, jak wargi mi zadrżały i łzy znów napływały mi do oczy. Jak mogli... Jak mogli mu to zrobić... Pistolet zmienił się w brelok, który przyczepił się sam do bransoletki, gdy podbiegałam do podwyższenia, na które po chwili wskoczyłam. Przyklęknęłam przy głowie bota, patrząc na niego lekko rozmglonym wzrokiem, starając się do niego uśmiechnąć w taki sposób, by dodać mu trochę otuchy.

- [pl] Shh, Bee, spokojnie, jestem... Już jest dobrze, jestem obok... Nie bój się, już cię nie skrzywdzą... Nie pozwolę już na to... - zacząłem cicho do niego mówić, starając się na jak najbardziej uspokajający głos, przy okazji głaszcząc go wierzchem dłoni po policzku.

Bot powoli obrócił głowę w moją stronę, wpatrując się we mnie swoimi przygaszonymi optykami, przy których powieki z trudem się trzymały w górze. Posłałam mu łagodny i słaby uśmiech, co ledwo widocznie, ale odwzajemnił. Siadłam wygodnie z wyciągniętymi do przodu nogami, delikatnie kładąc na nich jego głowę, po chwili znów głaszcząc go po policzku. Nie obchodziło mnie, że był zimny jak diabli. Nie ważne było, że ciężar jego głowy nieźle zadał się moim nogom. On potrzebował poczuć, że nie jest już sam.

A Gdyby Tak Dziewczyna...?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz