„Damen, mimo że teraz wyjątkowo siedział tyłem i nie widział mimiki Laurenta, oczywiście wyczuł zmianę w atmosferze, dlatego z uczuciem podniósł jego blade palce do ust i złożył na nich subtelny pocałunek. - Nie zamierzałem... Nie zamierzałem za to przepraszać - wydusił z siebie Laurent po dłuższej chwili ciszy, nieco kanciasto, jakby nie mógł złapać oddechu. - Wiem, że nie. A ja nie zamierzałem wybaczać - odparł łagodnie, nie odrywając gorących warg od jego dłoni." W Vere istniały blizny, które sięgały wyjątkowo głęboko, wędrując przez cały organizm, wijąc się szaleńczo i rozprzestrzeniając toksynę wzdłuż żył. W Akielos istniały rany, które początkowo okrutnie szczypały, by potem przybrać nieco chropowatą postać oraz nieustannie przypominać o uświadczonej niegdyś bezwzględności. A gdzieś pośrodku, na neutralnym terenie istniało lekarstwo, które szczęśliwie odnaleźli.