PROLOG

34 4 0
                                    

Obudziłem się lekko nieprzytomny z okropnym bólem głowy. Nie mogłem oprzytomnieć, wszystko wirowało dookoła przez chwilę a gdy przestało z przerażeniem odkryłem co się dzieje obok mnie. Ręce miałem skrępowane z tyłu sznurami a obok leżała ona. Ledwo się stykaliśmy zgiętymi nogami. Leżała spokojnie ze związanymi kończynami i zaklejonymi ustami, cała poszarpana i z ogromnym siniakiem na policzku. - W co ja nas wpakowałem. - Pomyślałem użalając się kolejny raz nad sobą. - Jak mogłem doprowadzić do skrzywdzenia jedynej osoby, której na mnie zależy.
Nie pamiętałem za dobrze jak się tu znalazłem ani co się ze mną stało gdy wszedłem do tamtego pokoju. Po tym jak oberwałem w głowę miałem tylko przebłyski w pamięci. Jakieś nie jasne wizję, że ktoś ją trzyma, szarpie za włosy, rozrywa ubrania. Jakaś część mnie nie dopuszczała do siebie myśli, że to się stało.
Niewiedziałem również ile już czasu minęło odkąd tu jestem uwięziony a co najważniejsze jak długo ona leżała nieprzytomna. Oddychała spokojnie, miarowo a ja nie mogłem dotknąć jej policzka i otrzeć zaschniętej krwi. Szarpałem się ale nic z tego. Węzły były zbyt mocno zaciśnięte. Szturchnąłem ją delikatnie kolanem w nogę by się ocknęła. Zaczęła się poruszać. - Oh dobry znak, żyje nic jej nie jest dzięki Bogu. Pomyślałem.
Otworzyła oczy i wtedy zobaczyłem w nich to czego obawiałem się najbardziej - strach mieszał się z nienawiścią. Po jej posiniaczonych policzkach zaczęły spływać łzy a ja nie umiałem z siebie nic wydusić. Zamurowało mnie, czułem wstyd wobec pierwszej dziewczyny, która poruszyła we mnie uczucia, o których już dawno zapomniałem. Poza moją mamą z nikim nie łączyła mnie tak głęboka więź jak z Alice. Gdy mama zmarła jak miałem sześć lat, dużo z ojcem się przeprowadzaliśmy. Nigdy już potem nie poczułem, że tu jest moje miejsce a przy Alice było inaczej. Przy niej poczułem, że właśnie tu jest mój dom, tego miejsca szukałem przez tyle lat tylko po to by teraz to wszystko schrzanić.
Zaczęła się szarpać i szybko oddychać wystraszona, że nie może się podnieść. Chciałem ją jakoś uciszyć, powiedzieć że będzie dobrze, że wyjdziemy stąd cali i zdrowi. A jedyne co zrobiłem to zostałem z otwartymi ustami szukajac słów. Widziałem w jej pięknych, dużych, szarych oczach, że nie jestem jej wart a przecież miało być inaczej, już zaczynało się coś między nami budować. Nasza relacja przybrała zupełnie inny obrót niż się spodziewałem. Miałem wrażenie, że coś między nami iskrzy. Ona też to czuła - dlaczego po prostu nie umiałem jej wyznać prawdy - schyliłem głowę i zamknąłem oczy, żeby nie widzieć jej rozczarowania moją osobą. Wreszcie zacząłem doceniać w życiu, że komuś na mnie zależy, że ktoś może wnieść do mojego zamkniętego świata tyle szczęścia będąc dziennie tak po prostu bez powodu pozytywnym mimo tylu trudności.
Spaprałem sprawę po całości. - Nigdy mi nie wybaczy. - Pomyślałem poddając się bez walki. Leżąc tutaj i nie mogąc nic zrobić ani powiedzieć a tylko patrząc jak ona płacze, nie chce mi się żyć. Mam ochotę zapaść się pod ziemię, żeby nikt nigdy mnie już nie znalazł. Żebym ja nie mógł już nikogo skrzywdzić. Nie umiem pojąć dlaczego tej dziewczynie zależy na kimś takim jak ja. Co ona we mnie widzi. Co do mnie czuje. To wszystko jest wielką zagadką dla mnie.
Z całego tego amoku, rozmyślań i użalania się nad swoją sytuacją wyrwał mnie szelest i stukanie obcasów o posadzkę. Alice nerwowo spojrzała na mnie. Ktoś szedł w naszą stronę a ja doskonale wiedziałem kto. Nienawidziłem tego dźwięku od dnia, w którym po raz pierwszy go usłyszałem. Kiwnąłem do drobnej brunetki, żeby się nie bała, że wszystko będzie dobrze choć chyba sam w to nie wierzyłem. Ona tylko zacisnęła powieki a po policzkach znowu zaczęły spływać łzy.
Drzwi się otworzyły a w progu stanęła Magnolia Wang. - Zło całego tego świata w czerwonych szpilkach. Szczupła, wysoka i elegancka kobieta dla osób z zewnątrz, którzy jej nie znali mogła wydawać się miła i przyjazna ale to tylko maska, którą przybiera gdy musi zachować pozory. Blond włosa szefowa kalifornijskiej mafii narkotykowej ucząca w szkole to jakaś kpina. Naprawdę nikt nie sprawdza kogo teraz zatrudniają w tych szkołach i jak młodzież ma wyjść na odpowiedzialnych ludzi.
Ubrana w czerwone szpilki, ołówkową czarną spódniczkę do kolan, białą koszulę i czarny żakiet wyglądała naprawdę elegancko. Do tego makijaż podkreślający jej oczy schowane pod okularami, czerwone usta i rozpuszczone długie blond włosy. Nie dziwię się, że dyrektor przyjął ją do pracy bez mrugnięcia okiem. To ideał i marzenie każdego mężczyzny. Dlatego tak wielu daje się nabrać i ulega jej charyzmie. Zastanawia mnie tylko jak udaje się jej pogodzić obie pracę i nie popełniać przy tym żadnych uchybień ani błędów.
Nas otoczyli jej goryle, cali ubrani na czarno w ciemnych okularach i skórzanych kurtkach. Ręce mieli skrzyżowane na klacie. Każdy z mężczyzn był wysoki i umięśniony, każdy również posiadał przy sobie broń. Praktycznie nie różnili się od siebie wyglądem. Było ich siedmiu albo ośmiu. Na pewno jeszcze kilkoro stało przed samym budynkiem i pilnowali czy ktoś się zbliża. Skąd ona ich bierze - myślałem.
Magnolia zbliżyła się do nas z fałszywym uśmiechem, podparła ręką bok i rzuciła w naszą stronę:
- Proszę, proszę, proszę... Jaki piękny obrazek. - Powiedziała patrząc na nas z obrzydzeniem widocznym na mile. A teraz przejdźmy do rzeczy. - Wyszczerzyła swoje białe równe zęby (...).

Część jestem nowa na wattpadzie i dopiero zaczynam pisać. Proszę Was wszystkich o komentarze. Każdy czy to z dobrą opinią czy z krytyką docenię i na pewno postaram się pisać coraz lepiej :)

Jesteś moją nadziejąWhere stories live. Discover now