Rozdział I

980 49 129
                                    

— Dobranoc, słonko... — szepnęła granatowowłosa kobieta, nachylając się nad łóżeczkiem swojej maleńkiej córki. Przykryła ją ostrożnie kocykiem i zabrała bladą w słabym świetle dłoń.

Odetchnęła cicho i na palcach wyszła z mniejszego pokoiku na przeciwko sypialni. Marinette rzuciła się na łóżko, zaraz obok Adriena, który z zerówkowymi okularami siedział z laptopem na kolanach.

Zerknął na nią wspierającym wzrokiem i odłożył urządzenie razem z ozdobą na twarzy i przygarnął swoją żonę do siebie. Wycmokał calusieńką jej twarz i zadał jej po cichu pytanie:
— Śpi?

— Śpi... — wymamrotała przez gęste włosy, zamykając szczelnie oczy.

— Do spanka? — zapytał, odgarniając z jej ślicznej twarzy ciemną czuprynę.

— I to prędko... — prychnęła, wtulając się w swojego ukochanego z cichym westchnięciem. — Kocham ją nad życie, ale czemu takie małe skrzaty jeszcze nie rozumieją tego, jak spanie jest cudowne — pisnęła, przecierając buzię dłońmi.

— I pomyśleć, że każdy rodzic zadawał sobie kiedyś chociaż raz właśnie to pytanie... Mamy z innymi tyle wspólnego, no nie? — Zachichotał, przykrywając ukochaną kołdrą. Odchylił jedną rękę i wyłączył laptopa, po czym wsunął go pod łóżko. Zgasił lampkę nocną po swojej stronie i przykleił się do pleców Marinette. Z uśmiechem na ustach pocałował skórę za jej uchem.

— Przy najbliższej okazji przeproszę za swoje dzieciństwo moich rodziców, przysięgam — mruknęła, starając się jak najszybciej zasnąć i skorzystać ze snu tej nocy.

Blonyn wybuchnął śmiechem, a na dostanie z łokcia w żebro automatycznie ściszył swój rechot. No tak, nie byli przecież sami.
— Ał! Przepraszam no...!

— Chłopie, nie denerwuj mnie... — fuknęła — Dobranoc.

— A tam dobranoc... Nie mogę mojej piękności jeszcze przed snem pozaczepiać? Obiecuję wstawać do małej, jeśli się będzie budzić. Słowo harcerza, którym nigdy nie byłem — oświadczył z cwanym uśmieszkiem na ustach. Zaczął jeździć rozbawiony językiem po jej szyi i ramieniu.

— Adrien... — jęknęła niezadowolona, zakrywając głowę pierzyną. Chłopaka to nie powstrzymało, jak można się domyślić.
— Zaraz ci rąbnę w ten rosołowy łeb, Roszpunko przeklęta — warknęła.

Blonyn wsunął głowę pod kołdrę i wyszczerzył swoje białe ząbki.
— Przyjaciółko ma... Nie podoba ci się? Chcesz mnie bić? Moi? — prychnął roześmiany, wbijając zęby w skórę na jej ramieniu.

Błękitnooka warknęła ponownie pod nosem i postanowiła ignorować zaczepki z jego strony. Była naprawdę zmęczona, ale skoro to ma jej zapewnić urlop od wstawania - zrobi wszystko.

Adrien natomiast po chwili opadł na poduszkę, oddychając sobie spokojnie. Oparł jedną z dłoni na swoich odkrytym brzuchu, ukazując rządek białych zębów sufitowi.

— Pamiętasz czasy liceum? Ale idiota ze mnie był wtedy, ja cię sunę... — wspomniał, zerkając na nią spod jednej uchylonej powieki.

— Dalej nim jesteś.

— Dzięki. — Skrzywił się. Ziewnął długo i przeciągnął się, znów gryząc jej ramię. Taki miał właśnie humor, więc dlaczego miał jej nie podokuczać?

<>


Kilkanaście lat później...

— Mamo, weź go w końcu zamknij w łazience, piwnicy, czymkolwiek! — Ciemnowłosa, młoda dziewczyna wbiegła do kuchni i wskoczyła na taboret.

— O co znowu chodzi...? — Marinette chwyciła w mokre dłonie kawałek ręcznika papierowego i wytarła je w niego. Po chwili w pomieszczeniu pojawił się także kilkuletni rozrabiaka i prowodyr do wrzasków swojej starszej kuzynki.
— Matt, dokuczasz Emmie? — Westchnęła głośno i położyła rękę na jego czole, próbując go zatrzymać.

— Nie dokuczam! — Chłopiec tupnął nogą o jasne kafelki i skrzyżował ręce na brzuchu.
— To ona wygania mnie z pokoju! Logan też!

Kobieta pokręciła głową. Widocznie miała już tego serdecznie dość. Od kilku miesięcy siedziała ze swoją córką, a także "siotrzeńcami" w domu z powodu rozkazu, jaki wydał burmistrz miasta. Szkoły musiały zostać zamknięte, inne placówki także, gdyż po mieście krążył przestępca. Jak na złość, akurat i słynna Biedronka nie mogła wyjść z domu. Sytuacja w jakiej się znalazła, wszystko komplikowała. I na początku tak nie było, wszystko okazało się dopiero kilka tygodni temu i wciąż pozostawało tajemnicą. Wiedziały o tym tylko dwie osoby: Marinette i maleństwo, które nosiła pod sercem. Od narodzin Emmy minęło już grubo ponad dziesięć lat, w międzyczasie starali się o rodzeństwo dla niej, ale porzucili ten plan, gdy nic już nie dawało tego, czego tak bardzo pragnęli. Mimo wszystko los przyszykował dla nich niespodziankę, lecz w tych niepewnych czasach... Cóż, nie tak to sobie z pewnością wyobrażali.

Adrien spełniał się w swojej roli i pomagał w poszukiwaniach policji, a także swoim przyjaciołom. Właściwie nikt nigdy nie podał przyczyny, dlaczego i ona nie mogła ich wesprzeć na samym początku. Tak już po prostu zostało.

— Czemu go wyganiacie? — zadała to pytanie kompletnie bez sił.

— Chcieliśmy chwilę posiedzieć we dwójkę... A Matt skacze po nas i nie daje spokoju — nastolatka wywróciła oczami, a na jej policzki wpłynął bardzo delikatny rumieniec.

Widząc jej urokliwy wyraz twarzy, kobieta uśmiechnęła się niewinnie. Miała przed oczami siebie sprzed lat, uganiającą się za jej młodziutkim mężem. Ile nerwów i łez na to straciła, trudno zliczyć.

— Rozumiem — zaczęła i puściła jej oczko, unosząc głowę lekko do góry i dokończyła. — Matt, pomożesz mi z obiadem?

Emma spuściła wzrok i podrapała się po ramieniu, po czym wyszeptała ciche "dziękuję". Chłopczyk natomiast wywrócił oczkami i przydreptał bliżej kobiety, wyciągając ręce. Błękitnooka zachichotała i posadziła go na blacie, a jednak swoje ważył... Na razie jeszcze mogła. Tak przynajmniej myślała, ale cóż. W końcu będzie musiała poinformować męża o ich małym problemie.

Tymczasem drzwi do mieszkania otworzyły się, a do środka wpadł wymęczony blondyn. Jęknął cicho, przecierając oczy ze zmęczenia. Takie godziny pracy były nieśmiesznym żartem, ale cóż mógł zrobić? Udał się do kuchni, z której słychać było jego rodzinkę.

Młodsza granatowowłosa wróciła zawstydzona do pokoju i zamknęła go na zamek. Miała to szczęście, że im starsza była, tym rodzice bardziej jej ufali, co nie znaczy, że przez ich przeszłość bardziej jej nie pilnowali. Wręcz przeciwnie, jednak przyzwyczaiła się i jakoś musiała z tym żyć. Usiadła obok swojego tylko przyjaciela i kliknęła spację, by dalej oglądać z drugim nastolatkiem serial. Oparła głowę na ramieniu czarnowłosego mulata. On natomiast zaśmiał się nisko i złapał ją za rękę pod kołdrą, gładząc kciukiem wierzch jej dłoni. Czy Emma zamieniła się w czajniczek po chwili tak, jak jej matka za młodu? Oczywiście. Musiała w końcu odziedziczyć coś po rodzicach.

— Co tam, bohaterko? — spytał, przyklejając policzek do jej włosów. Logan wiedział, że coś się święci. Nie był niczemu obojętny, a mimo wszystko nic oficjalnego między nimi nie było. Znali się od urodzenia, przyjaźnili od pieluchy, a teraz oboje byli w tym specyficznym wieku, gdzie serce i hormony uwielbiały płatać figle. Czy historia lubi się powtarzać? W tym przypadku dosłownie pół na pół, bo Emma i Logan nie było po prostu ślepi. Ot, cała filozofia.

— Nic, nic... Wolność czy coś — mruknęła, wbijając wzrok w ekran laptopa. Nie miała pojęcia, co się dzieje aktualnie w serialu. Bardziej skupiała swoją uwagę na tym, co się dzieje pod kołdrą.

— Mhm~ — mruknął, śmiejąc się cicho, układając wygodniej. Cieszył się niezmiernie, że podczas tego zamknięcia w domach mógł spędzać czas właśnie z nią. Był to jedyny, ale jak ogromny plus.

Wpis autorki:
Ha, tego się chyba nie spodziewaliście! Wiecie co?
Ja też nie XD

Idealni ~ Miraculous ZAWIESZONE Where stories live. Discover now