Na zawsze

105 10 22
                                    

Poprawiłem ponownie swój garnitur i spojrzałem w lustro. Ujrzałem wysokiego mężczyznę odzianego w czarne spodnie, białą koszulę oraz luźno zawiązany krawat. Biały materiał idealnie opinał moje wyrzeźbione mięśnie. Przeczesałem swoje ciemne włosy i uśmiechnąłem się zadziornie. Ruszyłem w stronę drzwi, łapiąc po drodze marynarkę i sprawdzając zawartość jej kieszeni. Odkluczyłem drzwi, moją twarz otuliło chłodne, kwietniowe powietrze. Spokojnym krokiem udałem się w stronę domu Koushiego.

Podróż zajęła mi niecały kwadrans, ponieważ chłopak mieszka tylko pięć ulic ode mnie.

Po chwili stałem już przed drzwiami. Uniosłem rękę aby zapukać w drewnianą powłokę, jednak zastygła w bezruchu. Stres zjadał mnie od środka.

Nie byłem pewien ile czasu minęło od momentu wejścia na posesję, gdy zmusiłem swoje ciało do ruchu, lakierowana powierzchnia uciekła spod mojej dłoni. W drzwiach zobaczyłem widok przez który moje serce mocniej zabiło, a wszystkie mięśnie się spięły.

- Daichi, nie stój przed domem, jest już chłodno, a ty masz na sobie samą marynarkę. - Powiedział i wciągnął mnie do środka. Usiadłem na kanapie w salonie. Moje spojrzenie utkwiło na śnieżnobialej ścianie. Przed moją twarzą pojawił się zmartwiony Suga. - Coś się stało? Mówię do ciebie od kilku minut, ale ty nie reagujesz? Problemy w pracy? Jeśli chcesz, możemy przełożyć dzisiejszą kolację na inny dzień. Zostaniesz tutaj i się wyśpisz.

- Nie trzeba. Po prostu się zamyśliłem, nie musisz się o mnie martwić. - Zaśmiałem się, drapiąc się nerwowo po karku. - Co do mnie mówiłeś przed chwilą?

- Jestem gotowy. Możemy już iść. - Uśmiechnął się uroczo. Dopiero teraz znalazłem moment aby mu się przyjrzeć. Nie różnił się zbytnio ubiorem ode mnie. Powiedziałbym, że wyglądamy tak samo, jednak mój chłopak zawsze nosił kamizelkę, której ja szczerze nie cierpię.

Podniosłem się do pionu i stanąłem przed jego twarzą. Złączyłem nasze usta w krótkim pocałunku. Patrzył na mnie z delikatnym uśmiechem, a w jego oczach migotały iskierki szczęścia.

- Idziemy? - Zapytałem, na co chłopak kiwnął głową.

Koushi zakluczył drzwi i udaliśmy się w stronę restauracji. Splotłem razem nasze dłonie. Na szczęście mieszkaliśmy w centrum Sendai, więc spacer nie zajął nam dużo czasu.

Lokal znajdował się na parterze biurowca. Po drugiej stronie ulicy znajdował się park pełen drzew kwitnącej wiśni.

Weszliśmy do  budynku i usiedliśmy przy stoliku w rogu, aby zapewnić sobie prywatność. Rozmowę zaczęliśmy od oklepanych pytań typu "Jak było w pracy?" lub "Na co masz dzisiaj ochotę?". Po chwili nasz spokój został przerwany przez kelnera, który przyszedł aby odebrać od nas zamówienie. Nie minęło pięć minut, a mężczyzna przyniósł nam dwie lampki czerwonego wina oraz dwa steki z polędwicy wołowej. Jeden był krwisty, natomiast Koushi zamówił średnio wysmażoną porcję. Mięso było świetnie doprawione oraz wręcz rozpływało się w ustach. Byłem pod ogromnym wrażeniem, że ludzkie ręce potrafią zrobić takie cuda z kawałka krowy.

Uniosłem wzrok znad własnego talerza. Mój chłopak zjadał ze smakiem swoją kolację. Przypomniał mi się nasz obóz treningowy. Na koniec był ogromny grill. Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem.

- O czym myślisz? - Z letargu wyrwał mnie delikatny głos Sugi.

- Przypomniał mi się grill na jednym z obozów.

- To były czasy. - Zamyślił się. - Ciekawe co teraz robią.

- Z tego co wiem to Hinata gra w MSBY Black Jackals razem z Bokuto z Fukurodani, Atsumu z Inarizaki oraz Sakusą z Itachiyamy. Widziałem ich mecz ostatnio w telewizji. To było niesamowite.

- Nie chciałbym teraz zagrać przeciwko nim meczu. - Wzdrygnąłem się na myśl o rywalizacji z tak silnym przeciwnikiem. - Wiesz coś może o innych? - Spytał z nadzieją w oczach.

- Jakiś tydzień temu widziałem imponujący mecz. W jednej z drużyn był Kageyama razem z Ushijimą. Niestety nie wiem czym się teraz zajmują inni, wybacz. - Spojrzałem smutny w oczy ukochanego. Malował się w nich lekki zawód, lecz po chwili został zastąpiony przez pocieszający uśmiech.

- Nie przepraszaj. - Powiedział. Wróciliśmy do jedzenia naszych posiłków. W lokalu spędziliśmy jeszcze godzinę na luźnych rozmowach.

Po wyjściu z budynku skierowaliśmy się w stronę parku. Zatrzymaliśmy się przy barierce, która chroniła ludzi przed wpadnięciem do rzeki. Odwróciłem się w stronę Koushiego. To był najpiękniejszy widok w moim życiu. Zachodzące słońce idealnie oświetlało jego sylwetkę oraz twarz. Delikatny wiatr zrywał różowe płatki kwiatów z drzew, co dodało tylko magicznej aury tej scenie. Odetchnąłem głęboko.

- Koushi. - Chłopak odwrócił się w moją stronę, a ja klęknąłem ja jedno kolano i wyjąłem czerwone pudełeczko z obrączką z kieszeni marynarki. - Zdaję sobie sprawę z tego, że nasz ślub w tym kraju jest niemożliwy, ale to i tak nie zmieni faktu, że cię kocham. Kocham patrzeć jak śpisz, jak chodzisz w moich ubraniach. Kocham słyszeć twój głos o poranku lub przed snem. Kocham patrzeć jak się cieszysz. Kocham wszystkie twoje zalety, jak i wady. Kocham twoje ciało i twarz, która chciałbym widzieć codziennie do końca moich dni, dlatego chciałbym wiedzieć jedno. Czy wyjdziesz za mnie?

Nastała cisza, żaden z przechodniów nie śmiał się odezwać. Przełknąłem gorzko ślinę, godząc się z porażką. Spojrzałem jeszcze raz w jego oczy. Płakał. Jednak nie ze smutku, ponieważ na jego twarzy widniał ciepły uśmiech. Po tych kilku sekundach niepewności usłyszałem odpowiedź na którą czekałem od tak dawna.

- Tak, Daichi. Wyjdę za ciebie. - Powiedział, a po jego policzkach spłynęło jeszcze kilka łez. Podniosłem się z klęczek.

Założyłem obrączkę na jego palec i złączyłem nasze w delikatnym, lecz namiętnym pocałunku, który oddawał wszystkie uczucia, jakimi się darzymy. Odsunęliśmy się od siebie, aby złapać oddech. Mój narzeczony wtulił się w mój tors. Schowałem głowę w zagłębieniu jego szyi i szepnąłem.

- Od dziś będziemy razem na zawsze.

**************

Yo

To pierwszy one-shot jaki napisałam. Mam nadzieję, że nie wyszedł tak źle

Na Zawsze | Daisuga one-shotWhere stories live. Discover now