Prolog

22 2 0
                                    

-Za wolną Nortwalię!- z błogiego snu nagle wybudził mnie okrzyk potężnej armii. Podniosłem się z prowizorycznego łóżka i oparłem się na łokciu. Delikatny ruch wywołaj potężny dreszcz. Dopiero wtedy poczułem, jak bardzo zmarzłem. W końcu podniosłem ospałe powieki. Wzrok zaprowadził mnie prosto do światła, które dało się dojrzeć przez wcięcie w materiale namiotu. Stamtąd dało się słyszeć mnóstwo krzykliwych głosów, z których jakby każdy mówił swoim tonem i na własny wyimaginowany temat. Nie udało mi się zebrać do kupy nawet prostego zdania. Zrezygnowany rzuciłem jeszcze okiem na przestrzeń wokół mnie. Panował ponury mrok. W ciemnościach, które co kawałek przerywała delikatna stróżka światła ogniska, dało się wyróżnić skrzynie. W jednolitym tle odnalazłem jeszcze jakieś podłużne kontury. Przedmiot wyciągał się wysoko nad moją twarz. Ramiona prostował na boki i odwrócony ku mnie jawił się jako krucyfiks. Pięknie zdobiona, drogocenna klinga miecza mojego brata. Zamknąłem szybko oczy i przełknąłem głośno ślinę. Ze stresu zrobiło mi się zupełnie sucho. Zwinąłem się w kulkę i sięgnąłem po cienkie białe prześcieradło, które mizernie ratowało mnie przed zimnem. Cały się nim okryłem. Zakryłem dłońmi uszy i cicho począłem do siebie szeptać, jakbym wierzył, że męskie głosy spoza namiotu uda się jakoś zagłuszyć. Nie udało mi się odciąć. Potężna ręka moich myśli złapała mnie za kark i pociągnęła do sytuacji, w której właśnie się znajdowałem. 

-Nortwalia...- szepnąłem sobie cicho i usilnie zmrużyłem oczy. Te same gałki widziały przecież rozkwit cudownego państwa, a także jego bolesny upadek. Ja sam chciałem tylko żyć. Zapomnieć o wszystkim, co się stało. W miarę możliwości stać się kimś innym, kto żyłby z dala od wszystkich problemów, które swoimi długimi mackami okalały wydane już na rychłą śmierć ciała roszczących sobie władzę. Nie chciałem być brudnym księciem, synem upadłego króla ani bratem okrutnego rebelianta. Życia się jednak nie wybiera. Nad swoim marnym życiem uroniłem wtedy kilka łez. Z własnego buczenia wyróżniłem szelest od strony wejścia. Szybko podniosłem biały materiał i oszklonymi oczyma objąłem wzrokiem obcą postać.

-Edwardzie.- tylko brat zwracał się do mnie po imieniu. Postać szybko się zbliżyła i odważnie wyciągnęła ku mnie rękę.- Jutro wydamy naszym znienawidzonym oprawcom bitwę. Zawalczymy o naszą niepodległość tuż pod starą stolicą. Porwiemy się w morderczy bój, kątem oka widząc potężny zamek, który towarzyszył nam w dzieciństwie. Pamiętasz Hilsberg?

-Tak...- odpowiedziałem tępo i odwróciłem wzrok gdzieś na bok. Niefortunnie to właśnie tam brat postawił kolejny krok i wyciągnął rękę po długi miecz.

-To właśnie tutaj przyszedłem na świat. Tutaj dorastałem. Tutaj wykułem Pogromcę.- podniósł kawał żelastwa ku górze i po szeleszcząc począł przecinać martwe powietrze.

-Tutaj zginął tata...- dodałem pod nosem. Jemu to jednak nie umknęło.

-Tak. Pamiętam o tym wszystkim. Z rana pomszczę króla i odbiję stolicę.- po tych słowach nastąpiła głucha cisza. Najwidoczniej wytrąciłem brata z równowagi. Stał w bezruchu. Nawet nie wymachiwał już mieczem. Przegiąłem. Po jakimś czasie w końcu kontynuował:

-Sam pewnie chciałbyś wziąć udział w walce, co?- nawet w takich ciemnościach poczułem na sobie jego palący wzrok. Musiałem coś powiedzieć...

-T-tak...

-Nie. Będziesz oglądał bitwę z daleka. Wraz z Piotrem wejdziecie na drzewo w lesie nieopodal wielkiej... polany.- rozmarzony zaciął się na chwilę. Ja ze strachem wsłuchiwałem się w każde jego słowo. Nie chciałem nawet patrzeć na całą tę potyczkę. Nienawidzę rozlewu krwi. Moim jedynym pragnieniem jest spokój. Jutro go nie zaznam. Piotr pociągnie mnie na sam szczyt drzewa, skąd widzieć będę każdą najmniejszą kropelkę, która spłynie z ciał dzielnych wojów.

Sam siedziałem cicho. Sam zupełnie zamknąłem się na świat zewnętrzny. Najwidoczniej panująca cisza nie pasowała bratu, którego błyszczące w ciemnościach niebieskie oczy zawisły tuż nade mną. Usłyszałem nawet jego oddech.

-Wybacz.- powiedział pusto. Jego oczy wyrażały jednak znacznie więcej niż słowa. W zabłąkanym światłu oddalonego ogniska ujrzałem prawdziwe błaganie. Strach. Nadzieję.- jutro wygram. Wierz we mnie, Edwardzie. Później będziemy żyć długo i szczęśliwie.

W końcu pochylił się i pocałował mnie delikatnie w czoło. Momentalnie się oddalił. Odłożył miecz. Położył się gdzieś blisko mnie, w poduszkach, które sam skądś naznosił. Nie musiałem długo czekać, aż usłyszałem chrapanie brata. Zmęczenie zupełnie zawładnęło młodym rycerzem. Ja tymczasem wsłuchiwałem się w jego szorstkie oddychanie. W głowie modliłem się o sukces. Pragnąłem, żeby mój ukochany brat przeżył. Zwyciężył. Zakończył nasze cierpienia. Brat był moją nadzieją na lepsze jutro, nadzieją Nortwalii na powrót na mapy świata i ostatnią bliską mi osobą. 




To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 23, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

XVOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz