W ogień się obrócisz

70 9 8
                                    

Co jakiś czas, gdy wiatr zawiał, wyglądałem zza zawalonego, drewnianego dachu. Krzyki oraz wołanie o pomoc było zagłuszane przez dźwięk trzaskania oraz palenia się drewna. Chciałem wyjrzeć dalej, ale nie pozwalała mi na to niefizyczna forma. Moje ogniste ciało niszczyło na swojej drodze wszystko.

Odgłos ocierania się metalu zaciekawił mnie, więc postarałem się przenieść w lewo. Żołnierze szli bez żadnej formacji, zaglądając do każdej nory. Jeden z nich, starszy mężczyzna z włócznią, wyciągnął młodą dziewczynę z poparzonymi rękami i poranioną twarzą. Była ukryta za jedną z belek, niedaleko mnie, niestety nie miała gdzie uciekać.

Drugi z żołnierzy podszedł do mnie, wyciągnął na wpół spaloną szmatkę i kawałek drewna. Owinął materiał wokół kikuta i wsadził we mnie. Część mnie przeniosła się na kawałek belki. Nie zauważyłem nawet, jak zawiązali ręce tej biednej istotce. Podpalili jej zniszczoną już sukienkę i puścili ją wolno. Zaczęła uciekać, ale już po kilku krokach wywróciła się i zaczęła się tarzać po ziemi, płacząc, krzycząc ze strachu, z bólu.

Najeźdźcy zarechotali głośno, jeden z nich odpiął worek z pasa wokół bioder, podszedł do wijącej się jeszcze dziewczyny i założył jej stary tobół na głowę.

Przeniosłem się na dach. Patrzyłem z góry, jak wszyscy żołnierze zaczęli skomlącą panienkę rozbierać. Wydałem z siebie kolejny ciepły oddech. Przeniosłem się na sam szczyt wieży tutejszego kościoła. Stąd nie było słychać krzyków, błoga cisza, przerywana trzaskaniem ognia mego ciała. Cała mała wioska, zniszczona, spalona na popiół. Zabiłem dziesiątki swoim ogniem, w zaledwie tak małym miejscu, jak to.

Znów się udałem w inne miejsce. Żołnierze rozpalili ogień w małej chatce, w której zamknęli dzieci. Nie krzyczały, nie płakały – nie miały ani sił, ani odwagi, aby to robić. Najpierw spaliłem drzwi. Potem zająłem okna, rozrosłem się do niesamowitych rozmiarów, odcinając maluczkim drogę do wyjścia. Trójka najstarszych dzieci trzymała te mniejsze przy swoich drobnych ciałkach, ściskając je i próbując dodać im otuchy w ostatnich kilku minutach życia. Tamte mniejsze chciały płakać, lecz dym z palonego sufitu uniemożliwiał im oddychanie. Byłem wokół nich, otaczałem je, do chwili, w której wszystkie zasnęły. Wtedy podszedłem bliżej i dotknąłem ich ciał, a te zaczęły płonąć.

Jestem ogniem, przynoszę zniszczenie.

Delikatnie ogrzewałem małą chatkę. Nie paliłem się długo, zacząłem płonąć może chwilę po tym, jak kobieta zaczęła krzyczeć i płakać. Staruszka zamknęła drzwi i okna, zasłoniła również wszystkie szyby. Mężczyzna przyniósł wodę oraz szmatkę, którą od razu zaczął wycierać spoconą twarz leżącej na łóżku. Babuszka położyła obie dłonie na dużym, okrągłym brzuchu krzyczącej i zaczęła po cichu coś mówić. Chłop od razu pokiwał głową, odłożył szmatkę i podniósł, najwyraźniej rodzącą, kobietę.

Starowinka rozłożyła szybko koce niedaleko mnie, a farmer od razu położył przyszłą matkę na podłodze. Nagle drzwi się otworzyły z hukiem, a do środka wleciał zimny wiatr.

Poczułem, jak tracę siły i, mimo moich najwyższych chęci, nie byłem w stanie się rozrosnąć. Jednakże wejście szybko zostało zamknięte i jeszcze podparte niedużą komodą. Dorzucili do mnie drewna, a ja znów poczułem w sobie energię do ochraniania ich przed zimnem.

W pewnej chwili nie wiedziałem, co się działo. Krzyki i płacz zlały się w jedno. Potem nagle minęła sekunda, a kobieta trzymała zawinięte w koc dziecko.

Malec machał nóżkami i rączkami. Z jego malutkich ust wydobywał się znajome tylko noworodkom łkanie wymieszane z bólem pierwszego oddechu. Kilka chwil minęło, nim kobieta przybliżyła się do mnie, a ja wykrzesałem z siebie jeszcze trochę ciepła, dla maleńkiego.

W ogień się obrócisz - one-shotWhere stories live. Discover now