Wskazówka zegara

487 89 79
                                    

 Patrzył na swoje nogi, zwisające w dół i machające się naprzemiennie to w przód, to w tył, niczym dwa wahadła. W pomieszczeniu panował półmrok i prawdę mówiąc nie miał pojęcia skąd brała się ta jedna wiązka światła, która musiała kryć się gdzieś na środku pokoju, będąc zauważaną, choć kryjąc swoje źródło. Już zdążył przyzwyczaić się do cichego szumu, który towarzyszył mu przez cały czas, a był on tak naturalny jak cisza w pustce, bo w zasadzie była to pustka. Nie wiedział skąd i ten szum się brał. Wiem, że nic nie wiem nabierało nagle świeższego znaczenia, bo wiedział to co było za życia, a średnio zdawał sobie sprawę z tego, co było po śmierci.
Tak naprawdę ciężko było mu stwierdzić gdzie był. Nazywał to po prostu pomieszczeniem, pokojem, choć nie nie miał pewności, że to określenie było trafne, a zdawało się, że większą pewność miał, że nie było.

Spojrzał na zegar, który jakimś cudem był widoczny dla jego oczu, choć światło na niego nie padało. Był niecierpliwy w tym patrzeniu i robił to co chwilę przez kilka lat odkąd tylko umarł. A umarł przed dwoma laty.

Szczęściem dla niego jednak był sam fakt, że dalej był, bo oznaczało to, że osoba, której za życia powierzył swoją miłość też jeszcze była i zachowywała ją. Inaczej wyobrażał sobie śmierć, ale nie przeszkadzało mu jaką okazała się naprawdę, po prostu czekał samotnie w tym pomieszczeniu na swojego ukochanego, bo gdy on do niego dołączy, nie będzie już sam i na wieczność zostaną razem. I dlatego patrzył na zegar, bo zegar nie pokazywał godziny, a czas oczekiwania, który został mu jeszcze. Wskazówka owego zegara poruszała się powoli i wiecznością zdawało się czekanie aż w końcu zatoczy pełne koło. Źle mu było z tym, że wypatrywał tego tak bardzo, bo oznaczało to śmierć ukochanej osoby, chciał jednak, żeby była już przy nim i żeby mogli się połączyć pośmiertnie, tak jak by tego pragnął.

— To już niedługo. — Powiedział do śmierci, bowiem wskazówka zegara zbliżała się już coraz bardziej do zatoczenia pełnego okręgu, a i szybciej zdawała się poruszać. Z jego ust wypłynęła woda, kiedy mówił, pozostałość po jego odejściu ze świata żywych, ale przyzwyczaił się do tego tak bardzo, że nawet nie zwrócił uwagi na taką drobnostkę. — Niedługo do mnie przyjdzie. — Dodał z naiwną radością.

— Tak ci się wydaje? — Usłyszał powolny, ni to męski, ni to żeński głos, dobiegający nie wiadomo skąd i pokiwał głową.

— Na pewno. — Pewność w jego głosie była tak silna, że podważyć by ją mogła tylko rzeczywistość. — Nie rozstaliśmy się dlatego, że nasza miłość się skończyła. Po prostu poszliśmy innymi ścieżkami, ale przecież ostatecznie i tak wybrałem jego. Tylko już za życia nie zdążyłem mu tego powiedzieć. — Uniósł wzrok, jakby mógł popatrzeć na istotę, z którą rozmawiał. — Myślisz, że znalazł medalion? — Spytał, a już w większości siedział mokry od wody wypływającej spomiędzy rozchylonych warg. Nie doczekał się odpowiedzi, nie mógł dowiedzieć się niczego z tamtego świata, chyba że James by mu powiedział, gdyby pojawił się nagle. Regulus spuścił głowę i znów spojrzał na swoje dalej machające się nogi.

— Jak to jest, że śmierć jest zależna od miłości? Że mogę tak po prostu poczekać tu na kogoś, kogo kocham?

Wydawało mu się, że i na to nie uzyska odpowiedzi, ale głos znów się odezwał.

— Jakoś tak świat ustalił zasady, że miłość zostawia więź pozwalającą złączyć obojga kochanków i jest to więź, której ja rozłączyć nie próbowałom i nie próbuję. — Usłyszał od śmierci i pokiwał głową, choć nie był do końca pewny, czy rozumiał i czy to rozwiało jego wątpliwości.

I nagle przed jego oczami pojawił się zielony błysk, w uszach rozległ się krótki krzyk i ostatnie tchnienie, a w sercu coś go ukuło i wiedział już co się wydarzyło.

Uniósł głowę i zwrócił wzrok ku zegarowi, którego wskazówka zatoczyła już koło, po czym zatrzymała się zupełnie.

James odszedł.

Regulus zaczął rozglądać się dookoła, nie wiedząc z której strony nadejdzie, a może pojawi się po prostu przy nim, jego oczy tak niecierpliwie krążyły w półmroku, że można by pomyśleć, iż wypadną mu zaraz z oczodołów i toczyć się zaczną po pomieszczeniu, żeby widzieć lepiej i dalej.

I choć Regulus nie miał poczucia czasu, to w końcu wiedział, że zbyt długo tak się rozglądał.

— Gdzie on jest? — Spytał, a jego słowa odbiły się echem, co po raz pierwszy mu się zdarzyło.

— Nie przyjdzie. — Usłyszał i aż zmroziło go coś, na dźwięk tych słów. — Czeka na ukochaną.

I zdążył jedynie uronić łzę, która spłynęła mu tylko do połowy policzka, zanim zniknął.

Nie pozostał wśród żywych już nikt, kto by go szczerze kochał.  

Wskazówka zegara | JegulusWhere stories live. Discover now