23 8 0
                                    

Jimin stresował się. Gdy osoba, którą podświadomie szukałeś choć nie wiedziałeś, gdzie jest, nagle pojawia się przed tobą, nie wiesz czy to sen, jawa, czy prześmiewcze zagranie losu. Bo jak inaczej można było nazwać fakt, że przed młodym Parkiem, który mieszkał na jednej z wielu tysięcy wysp, wyrośnie akurat przystojny brunet, osoba, której istnienie do tej pory tylko domniemywał. Zobaczył go pewnego dnia, gdy wybierał się do pracy dorywczej. Jego rodzimy kawałek ziemi był oblegany w wakacyjnym okresie przez przyjezdnych, chcących skorzystać ze świetnej pogody i dobrobytu tropikalnego archipelagu, dlatego dodatkowa para rąk w restauracjach, barach czy kafejkach zawsze była potrzebna. Nie było ograniczeń co do przybywających tam ludzi czy też istot fantastycznych, których blondyn był osobnikiem.

Jimin należał do środowiska chochlików, magicznych istot, które zamieszkiwały każdy zakamarek ziemi. Dzieliły się one na kilka rodzajów, najczęściej spotykanymi były te ze skrzydłami bądź tak jak Park - posiadające zwierzęce kończyny. Młodzieniec zaliczał się do istot posiadających odnóża pokryte twardym naskórkiem z ostrymi pazurami niczym u drapieżnych ptaków, natomiast czubek głowy zdobiły dwa malutkie, różowe rogi. Chochliki same w sobie nie przekraczały wielkości człowieczej dłoni, jednak swobodnie mogły przemieniać się w swoich większych towarzyszy. Całkowita przemiana była możliwa przy dużym skupieniu, jednak praktycznie nikomu na tym nie zależało. Kilka łusek na rękach czy specyficzny kolor oczu nikogo nie dziwiły. Te dwa światy były ze sobą zaznajomione i zżyte na tyle, że fantastyczne stworzenia praktycznie żyły cały czas na powierzchni, a nie w swoim pierwotnym świecie, skrytym za liśćmi krzewów.

Każdy toczył swoje zwykłe, nieodbiegające od ogółu życie, ale nie Jimin. Na pozór był zwykłym, raczej introwertycznym młodzieńcem, dorabiającym, aby przenieść się na studia do większego miasta, ale prawda kreowała się inaczej. Jego serce od zawsze wyczuwało dudnienie innego życiodajnego organu, jednak nie miał on pojęcia czyjego i z jakiego powodu był zdolny go usłyszeć. Za dziecka wiele razy wspominał o tym swoim rodzicom, jednak oni zawsze go zbywali, zganiając dziwne pomysły syna na dziecięcą wyobraźnię. Jednak, gdy podrósł, nic się nie zmieniło. Uznał, że to przeznaczenie, mistyczny los, który został na niego nałożony. Uzyskał misję znalezienia właściciela bratniego mu serca. Czuł potrzebę chronienia tej niewinnej istoty za wszelką cenę. Nie wiedział jednak jak w ogóle zacząć swoje poszukiwania. Nie posiadał najmniejszej wskazówki i gdy miał się już poddać, odpowiedź wyskoczyła mu przed nosem.

On znajdował się w grupce przybyłych na wyspę przyjaciół. Park nie zwróciłby na nich uwagi, gdyby nie poczuł rażącego bólu w sercu. Złapał się w tamtym miejscu, będąc roztrzęsionym swoim stanem. Gdy tylko podniósł głowę, na dosłownie chwilę złapał kontakt wzrokowy z tamtym chłopakiem. Czekoladowe tęczówki tylko przemknęły przez jego osobę, aby wrócić do prowadzących dialog znajomych. Zamawiali jakieś drinki, zapewne kierując się z powrotem na plażę o czym świadczyły ich przemoczone kąpielówki czy odpięte, bezbronne na powiewy wiatru koszule w przeróżne, wakacyjne wzory. Śmiali się. Przyjechali pewnie, aby miło spędzić wolny czas z dala od zgiełku miasta i stresu nauką.

Jimin go nie znał, brunet również nigdy wcześniej nie widział Parka. Chochlik, mimo że nie był osobą, która wychodziła przed szereg, czy zaczynała konwersację, postanowił, że nie może przepuścić tej szansy. Wiedział, że to był on. Nie potrzebował innego potwierdzenia. Zanim zdążył pomyśleć, żwawym krokiem skierował się do młodzieńca, który jako ostatni czekał na drinka. Stanął centralnie przy lekko wyższym mężczyźnie, całą swoją postawą pokazując, że to nie kelner krzątający się za barem był jego punktem zainteresowania. Młodzieniec w końcu spojrzał na blondyna z lekkim zdezorientowaniem.

– Spotkaliśmy się już – wypalił Park wyższym rejestrem głosu niż posiadał. Stres go zjadał, nie przemyślał w ogóle sytuacji i rzekł pierwszą rzecz jaka przyszła mu na myśl. Co z tego, że było to kłamstwo? Musiał jakoś zwrócić uwagę drugiego.

𝑌𝑜𝑢 𝑔𝑎𝑣𝑒 𝑚𝑒 𝑎 𝑠h𝑒𝑙𝑡𝑒𝑟Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz