1. Seria najprawdziwszych głupstw

1.1K 37 13
                                    

Zamieszawszy w pierwszym kociołku, Hermiona niemal natychmiast przeszła do drugiego, upewniając się, że wykonała wcześniej ruch przeciwny do wskazówek zegarka. Odgarnęła zagubione pasmo włosów, które opadło jej na twarz i zerknęła do trzeciego naczynia, wrzucając do niego trzy skarabeusze. Znów zaczęła mieszać.

Posada praktykantki eliksirów była wymagająca. Nie, nie, kogo chciała oszukać? Zajęcie było po prostu okropne. Może byłoby tylko wymagające, gdyby jej mistrz, Severus Snape, nie zachowywał się jak skończony gbur. Wymagał absolutnej perfekcji na każdym kroku i zaczynał zrzędzić, gdy coś nie zostało zrobione idealnie po jego myśli, nawet, jeżeli wykonane było poprawnie. Ten człowiek nigdy nie był usatysfakcjonowany. Hermiona westchnęła z irytacją.

Tego dnia była Wigilia i miała nadzieję, że z tej okazji uda jej się zażyć trochę wytchnienia. Niestety, fortuna nie była po jej stronie. Przez cały dzień Severus naprzemiennie warczał i wrzeszczał, głośniej i częściej niż zwykle. Dawał jej coraz to nowe zadania, przez co natłok obowiązków niepokojąco się piętrzył i kobieta zaczęła się martwić, że nie uda jej się wrócić do domu przed północą. Nie, żeby to miało jakieś znaczenie. I tak jedyne co na nią czekało, to ziejące pustką mieszkanie w Hogsmeade. Jej rodzice, po odzyskaniu części wspomnień, nie byli tymi samymi ludźmi. Ich wiedza na temat własnej przeszłości była bardzo pobieżna i często zdarzało im się zapominać mniej lub bardziej istotne rzeczy. Przez sześć miesięcy nie pamiętali nawet, że mieli córkę. Mimo ogromnego wysiłku ze strony Hermiony, nie udało się zrobić dla nich nic więcej. Na tym etapie zaczynali ją dopiero ponownie akceptować jako stały element życia. Dziewczyna bała się, że jeżeli pojawiłaby się w progu ich domu w Australii, potraktowaliby ją raczej jak mleczarza, nie własne dziecko.

- Hermiono, przyjdź na obiad świąteczny! – prosił Harry.

- Oh – przygryzła wargę – Nie mogę, Harry.

- Dlaczego? Nie mów, że masz randkę!

Spojrzała na podłogę. – Nie. Po prostu chcę świętować sama.

- Zdajesz sobie sprawę, że to daremne? – zapytał chłopak z uśmieszkiem czającym się w kąciku ust.

- Harry, ja naprawdę doceniam twoją propozycję. Tylko po prostu... - odwróciła oczy.

- Czujesz się jak piąte koło u wozu?

Brązowe oczy napotkały zielone. – Tak. Wszyscy jesteście tak idealnie dobrani w pary, a ja z nikim się nie spotykam. Macie dzieci, które pochłaniają lwią część Waszego czasu, jesteście zajęci, i przez to czuję się wyobcowana. To rodzinne święta, Harry. A ja tak naprawdę nawet nie mam rodziny.

Harry zamknął ją w mocnym uścisku – Oczywiście, że masz, Hermiono. My jesteśmy twoją rodziną.

- Wiem – powiedziała z twarzą schowaną w jego kurtce – Ale w to Boże Narodzenie nie chcę być dla nikogo dodatkowym ciężarem.

- Hermiono!

- Wiem. Wiem, że nie o to ci chodzi. Po prostu tak się czuję. I nie jestem absolutnie obrażona. Taka jest zwyczajnie kolej rzeczy.

Harry podniósł je podbródek i upewnił się, że patrzy prosto w oczy dziewczyny. – Zawsze będziesz u nas mile widziana. Wiesz o tym.

Uśmiechnęła się – Wiem. Oczywiście, że wiem.

- Cóż, na wypadek gdybyś zmieniła zdanie... Pieczonej gęsi z pewnością dla ciebie wystarczy.

Raz po raz roztrząsała w myślach zaproszenie Harry'ego. Nie mogła zmusić się do przeżywania świątecznej atmosfery bez tej szczególnej osoby u boku, z którą mogłaby podzielić się odczuwaną radością. Tak, najlepiej żeby w tym roku zaszyła się w samotności. Niestety, tempo w jakim szło jej robienie eliksirów, wskazywało raczej na to, że o odpoczynku będzie mogła pomarzyć co najwyżej od Nowego Roku, a już na pewno nie w Boże Narodzenie.

Opowieść WigilijnaWhere stories live. Discover now