Niebiański róż

879 69 59
                                    

Niebo było różowe – Kaśka Sochacka

Niechętnie uchylił powieki. Promienie słońca przedzierały się przez niedbale zaciągnięte grube zasłony. Śledził leniwie wędrujące drobinki kurzu. Zazdrościł im. Na Merlina, ależ tego dnia chciał być taką nic nieznaczącą drobinką. I był. Dla niej.

Nakrył się kołdrą, czując, jak sama myśl o niej boleśnie rani go w pierś. Była jak rozżarzony nóż godzący prosto w miejsce, gdzie kiedyś było jego serce. Wciąż tam jest – pomyślał ponuro – rozszarpane na kawałki.

Słyszał krzątaninę na dole i pozwolił sobie na pełen zgryzoty grymas. Nikt go nie widział, więc nie musiał udawać, że wszystko jest w porządku. Bo nie było.

Podniósł się do siadu i potarł dłonią szczękę. Jak mógł tak epicko spartolić sprawę? Jak mógł pozwolić jej się wymknąć i dopuścić, by zakochała się w tym kutasie? Jak? No jak?!

Rozdrażniony kłębiącymi się w głowie myślami, wstał i podszedł do okna. Oparł się biodrem o ścianę i wyjrzał na zewnątrz. W domu było ogólne poruszenie z powodu ślubu tych dwojga. Zacisnął mocno zęby, wyobrażając ją sobie w śnieżnobiałej sukni, gdy szła do ołtarza, ale to nie on był tym, który będzie tam na nią czekał. Kurwa. Nie zniesie tego. Chyba na oczach wszystkich gości weselnych ciśnie w siebie avadą.

Zniósł już przecież jedno upokorzenie i na tym koniec. Nie da rady więcej. Poczuł, że w środku skręcają mu się wnętrzności. Był wściekły z bezsilności. Zacisnął dłonie w pięści. Z chęcią coś by rozwalił, na przykład facjatę jej narzeczonego. Nienawidził go całym sobą, gardził nim do granic możliwości, hamował się jednak ze względu na nią.

Znów złapał się na tym, że wspomina dzień, kiedy powiedziała mu, że to koniec. Nadal nie potrafił się z tym pogodzić, ciągle to rozpamiętywał, zastanawiając się, co powinien był wtedy zrobić, by ją zatrzymać.

Nic nie zapowiadało tragedii, do której doszło tamtego wieczora. Po wojnie oficjalnie zaczęli się umawiać i wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Ona skończyła szkołę, on zaczął pracę w Ministerstwie. Hermiona dołączyła do niego rok później. Po ukończeniu przez nią Hogwartu ruszyli na poszukiwania jej rodziców. Szybko udało im się ich odnaleźć i, chwała Merlinowi, przywrócić im wszystkie wspomnienia.

Pracowali, spotykali się wieczorami, w weekendy wpadali na obiad do znajomych albo jego rodziny. Nawet wybrali się do Australii na wakacje. Nie zauważył żadnego znaku, najmniejszego szczegółu, który świadczyłby o tym, że coś jest nie tak. Nic go nie zaniepokoiło, nie wzbudziło jego podejrzeń. Przez cały ten czas pozostawał w błędnym przekonaniu, że była z nim szczęśliwa. Co poszło nie tak? W którym momencie popełnił błąd?

Zaklął szpetnie. Zerknął tęsknie w stronę butelki z Ognistą, która stała na stoliku nocnym. Wczoraj wieczorem opróżnił połowę. O dziwo urżnął się dość szybko i to z opłakanym skutkiem. Zarzygał większość łóżka i dywan. Zmusił się, by zogniskować wzrok w okiennej szybie. Przyjrzał się swojemu odbiciu. Hermiona byłaby przerażona, gdyby zobaczyła go w takim stanie. Jego twarz nosiła ślady zmęczenia i kilkudniowego nieprzerwanego picia. Oczy miał podkrążone, włosy zmatowiałe, kąciki ust zapadnięte i ułożone w nieprzyjazny grymas. Na domiar złego widać było po nim ślady po codziennych popijawach. Nos lekko mu się zaczerwienił. Na koszulce dostrzegł zaschnięte ślady wymiocin. Skrzywił się niemiłosiernie, zdarł ją z siebie i całej siły cisnął w kąt. Zapatrzył się w tamto miejsce. To on powinien tam siedzieć. Powinien siedzieć w tym pieprzonym kącie do końca tego dnia, w przeciwnym razie rozniesie całe to wesele.

Niebiański róż || miniaturka DramioneWhere stories live. Discover now