2.1. Zniknięcie.

214 19 14
                                    

Wieczór już dawno przeszedł w noc. To nie była odpowiednia pora na wychodzenie na zewnątrz. Tym bardziej nie w takie miejsca jak to. Jak na to że był już początek kwietnia było niebywale zimno. Wiatr był silny i przywodził na myśl ostre, maleńkie szpikulce, które przy każdej okazji wbijały się w każdy skrawek odsłoniętej skóry. Chłód zmuszał każdą trzeźwo myślącą osobę do szybkiego powrotu do ciepłego domu. Trudno byłoby o spotkanie kogoś w tym miejscu. Oczywiście pomijając fakt, że w miejscach jak to ogólnie rzadko robiło się tłoczno.

Powoli zbliżała się północ. Niemal idealnie okrągły księżyc wisiał wysoko na niebie. Jego światło było tak jasne że brak latarni na ulicach był prawie niezauważalny. Było cicho. Zbyt cicho. Nie było słychać śpiewu ptaków czy cykania świerszczy. Jakby nawet one wiedziały że tej nocy lepiej się nie wychylać.

W obrębie kilku kilometrów nie powinno być ani jednej żywej duszy. Gęsta mgła unosząca się nad ziemią nadawała temu wszystkiemu jeszcze bardziej mistycznego a nawet nieco przerażającego klimatu. Gdyby sam fakt przebywania na cmentarzu w środku nocy nie był wystarczająco przerażający.

W odróżnieniu od grobowej ciszy panującej dookoła obiektu w tej części cmentarza było głośno. Okropne warczenie starej koparki rozniosło się echem po całym placu. Dźwięki które mogłyby wybudzić nawet trupa.

Co dziwne, operującemu nią nastolatkowi nie przeszkadzała nietypowa atmosfera. Zastanawiało mnie czy nie marznie. W końcu miał na sobie jedynie cienką, granatową bluzę zapinaną na zamek który zaciągnięty był pod samą szyję. Nie miał nadnaturalnych zdolności które utrzymywały by wysoką temperaturę jego ciała. Z łatwością mógł się rozchorować.

Przydługie, jasne loki opadały mu na czoło sprawiając że co chwilę musiał je odgarniać by nie wpadały mu do oczu. Z jego uszu wystawały słuchawki. Normalny człowiek nie byłby w stanie usłyszeć wydobywającej się z nich muzyki mimo tego jak głośno była ustawiona. Na moje usta mimowolnie wpłynął delikatny uśmiech gdy Isaac zaczął powtarzać pod nosem słowa You Belong With Me od Taylor Swift.

Z każdym kolejnym warknięciem maszyny dziura w ziemi coraz bardziej się powiększała. Wykopany z niej piasek lądował tuż obok kamiennego pomnika. Był jeszcze w worku foliowym ponieważ został przywieziony dopiero kilka godzin wcześniej i zostawiono go tak w obawie przed zniszczeniami. Wyryte na nim były jedynie nazwisko i data.

Katherine Argent
1983-2011

Tylko tyle. Żadnych ckliwych napisów, zdjęcia czy też innych wypełnień. Nagrobek niczym nie wyróżniał się spośród setek innych znajdujących się na tym samym cmentarzu. Ktoś całkowicie obcy mógłby stwierdzić że osoba ta nie miała rodziny, lub że było bardzo mało czasu na jego wykonanie. Każdy mieszkaniec Beacon Hills znał jednak prawdziwy powód. Nie było chyba osoby która nie słyszałaby o okropnościach jakich dopuściła się kobieta która miała spocząć w tym miejscu za mniej niż czterdzieści osiem godzin. Wygląd nagrobka nie był przypadkowy. W końcu gdyby rodzina napisała na nim "kochająca siostra i ciotka" mogliby ściągnąć tym na siebie jeszcze więcej uwagi i kontrowersji.

Była sobota, pogrzeb miał się odbyć dopiero w poniedziałek. Zastanawiało mnie dlaczego chłopak pracuje do późna jeśli ma na to cały jutrzejszy dzień. Wyglądał na zmęczonego. Przerywając na chwilę swoją pracę zaczął przyglądać się swojemu odbiciu w małym lusterku. Delikatnie dotknął dłonią miejsca pod okiem i od razu się skrzywił. Miejsca które zabarwione było na fioletowo. Siniak wyglądał na świerzego, nie mógł powstać wcześniej niż kilka godzin wcześniej. Zapewne w wyniku kolejnej kłótni z ojcem.

𝐎𝐂𝐄𝐀𝐍 𝐁𝐋𝐔𝐄 𝐄𝐘𝐄𝐒 | 𝖽𝖾𝗋𝖾𝗄 𝗁𝖺𝗅𝖾 (wolno pisane)Место, где живут истории. Откройте их для себя