PROLOG

19 0 0
                                    

Archanioł - według definicji jest to każdy byt duchowy, stojący w hierarchi niebiańskiej wyżej niż pozostali aniołowie, naczelnik aniołów.

Tym powinien być Rafał. Tak mówi definicja. A jak było naprawdę? Posłuchajcie mojej historii od początku.

Wszystko co wydarzyło się po spotkaniu z tą "postacią"  bardzo zaciążyło na moim losie. Wręcz przekreśliło wiele moich planów. Chociaż kto jako 16-latek ma jakieś poważne plany na życie? Ale ja miałem. Czas przeszły.

Wystarczyło jedno wydarzenie. Jedno jedyne, które wszystko zniszczyło.

Mieszkałem w miasteczku zwanym Caroline. Siedem mil od Los Angeles.

W zasadzie w mojej dzielnicy działo się niewiele. Może za moich czasów. Owszem chodziły plotki, że bywało tu groźnie. I to nie raz.

Dajcie spokój, tutaj? Nie wierzyłem w to. To przecież niemożliwe.

Muszę także przyznać, że pochodziłem z dość bogatej rodziny. Ale spokojnie, nie pokazywałem tego. Wiedziałem w jakiej sytuacji są moi rówieśnicy. Po co miałbym się wywyższać? Co by mi to dało? Z resztą, moi rodzice również się nie wyróżniali. Unikali wszystkiego czego tylko mogli. Nie wychodzili na jakieś wytworne kolacje, nie urządzali masowych imprez.

Miałem wrażenie, że w ogóle do siebie nie pasowali. Byli trochę z innych światów. Mama, wieczna pani domu, siedziałaby w nim cały czas gdyby tylko mogła. A ojciec? Ojciec pracoholik. Więcej go w domu nie było niż był. A ja? Biedny 16-letni jedynak który o życiu przecież nic nie wie, no bo przecież jakby mógł.

Za to w szkole sobie radziłem. I to nawet bardzo dobrze. Gdzie trzeba było iść, leciałem pierwszy. Wszędzie było mnie pełno. Konkursy, stypendia, wysoka średnia? Pan Alexi! Tak Alexi, nie Alex. Musicie przyznać, że akurat moi rodzice mieli świetne poczucie humoru, prawda?

Oj wtedy nie były mi w głowie żadne zauroczenia, jakieś miłości. Po co to komu potrzebne. Jednak czasami serce potrafi pójść w inną stronę niż rozum. I musicie przyznać, że ciężko sobie z tym poradzić. Tak, tak! Wpadła mi w oko jedna dziewczyna z mojego rocznika. Szatynka. Jakiś metr szęśćdziesiąt. Włosy dosyć długie, brązowe oczy. Zawsze chodziła z taką blondynką. Zawsze byłem pewny, że to brunetki powinny mieć swoje blondynki. Ale chyba nie tylko.

Z sąsiadami też nie było mi po drodze. Nawet do końca nie wiedziałem kto tu mieszka w okolicy. Przysięgam, że nawet nie wiedziałem kto mieszka na przeciwko, a co mówiąc dalej. Świetny ze mnie sąsiad. Tylko pozazdrościć, naprawdę. Znałem tylko jedną rodzinę. Mieli dom obok mojego. Płot przy płocie. Może dlatego. Chociaż jakoś też nie mieliśmy okazji się poznać. Wiedziałem tylko, że mieszkał tam mąż z żoną z dwójką synów. Dlatego bardzo zdziwiło mnie to, że któregoś "pięknego" dnia moja rodzicielka zaproponowała nam sąsiedzkie spotkanie.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że maszyna ruszyła i nic, ani nikt nie mógł jej zatrzymać...

Chociaż, czyżby?

***********************************************************************************************

To była noc. Bodajże z 24 na 25 lipca 2007 roku. Gwiazdy świeciły wtedy intensywniej niż zwykle. Próbowałem zasnąć, ale za każdą próbą zamknięcia oczu, sen nie przychodził. Nagle usłyszałem huk. Jakby coś spadło z wielką prędkością na ziemię. Zamknąłem oczy i wtedy zobaczyłem jakąś postać.

- Jestem Rafael. - Mówił bez pośmiechu.

- Kim jesteś? - Nie wiem czy dobrze usłyszałem.

Dziesięć pięter w dółWhere stories live. Discover now