Heavenly.

25 3 2
                                    

Matowe oczy Amadeusa skanowały trasę, którą aktualnie przemierzał samochodem. Bawił się swoimi palcami, które były poobklejane plastrami z różnymi wzorkami. Nie wiedział ile czasu jechali do Hawkins, jednak już dawno zaczęło go to nużyć. Zdążył już zaśpiewać pod nosem wszystkie swoje ulubione piosenki i przypomnieć sobie wszystkie sytuacje, które sprawiły, że znaleźli się tutaj.

W drodze do Hawkins, nad którym krążyła klątwa. Trochę to ironiczne, bo chłopak miał wrażenie, że nad nim też wisi coś w stylu klątwy, która niszczy mu wszystko, na co zdążył zapracować w chwilach jej spoczynku. Z jego ust uleciało ciężkie westchnięcie, które zauważyła jego matka, prowadząca samochód. Spojrzała na niego w lusterku i uśmiechnęła się blado. Była cholernie spostrzegawcza, miał to po niej.

- Dojedziemy za 20 minut, dasz radę - powiedziała, żeby go pokrzepić. Nie dało to jednak zbyt dużo, chociaż że chciała wierzyć, że jej słowa jakkolwiek pomogły jej synowi. Był jedynakiem i jej oczkiem w głowie. Bała się, że zatraci się w całej tej żałobie przez którą przechodził przez ostatnie tygodnie.

Ciężko znosił rozwód rodziców, a przeprowadzka wcale mu w tym nie pomagała. Gdyby nie ciotka Claudia, to oboje skończyliby na zimnych ulicach bez żadnej pomocy. Chłopak nawet nie chciał dopuszczać do siebie tej myśli, nie wyobrażał sobie wszystkich problemów z którymi musieliby się zmierzyć. Jednak teraz mieszkając w Hawkins, będzie musiał znaleźć w sobie siłę żeby pokonać nowy pakiet problemów, który jest nierozłączny z tym miejscem.

Uważał, że to miasto jest wyjątkowo nieszczęśliwe. Zaginięcie Willa Byersa i pożar w centrum handlowym, który wydarzył się stosunkowo niedawno. To tylko dwa powody, a już robią solidną podstawę do opinii, że coś jest bardzo nie tak i żaden rozsądny człowiek nie wybierze tego miejsca jako idealnego do zamieszkania. Znał te dzieciaki od lat i nie mógł sobie wyobrazić tego, jak wielkie traumy musiały przeżyć. On nie dałby sobie z tym rady, dobrze o tym wiedział.

Dalej pamiętał jak na święta wymknęli się do domu Mike'a, żeby zagrać w DnD. Pamiętał też to, że podobała mu się wtedy Nancy, jego starsza siostra. Ciekawiło go to, jak bardzo się zmieniła. Czy dalej była tak pilną uczennicą, do której mógł zwrócić się z pomocą? Tak bardzo chciał z nimi wszystkimi porozmawiać, nadrobić te zaległe kilka lat. Jednak nie teraz, może na wakacje. Aktualnie miał dużo większe zmartwienia na głowie i widział, jak zamyka się przed światem.

Zaczynał nawet wątpić w to, że będzie umiał dogadać się z Dustinem, który kiedyś był dla niego jak brat. Bał się tego, że ten zobaczy w nim wady i przestanie go uważać za autorytet, za który miał go kiedyś. Czas płynie nieustannie, chociaż, że oddał by wszystko żeby zatrzymać go w tamtej chwili, kiedy jeszcze był szczęśliwy.

Blondyn wysiadł z auta i rozejrzał się po okolicy. Dom Hendersonów był prawie taki sam jak wtedy, gdy był w nim ostatni raz. Kolor farby na zewnątrz ściemniał, a rośliny nie były już tak bujne i zadbane, jak pamiętał. Może tak wyglądało to zawsze? Nie był pewny.

Z tego co dowiedział się od swojej mamy, jego pokój będzie tym samym, w którym kiedyś sypiał, gdy byli w gościach u cioci. Był on tym najbardziej odizolowanym od reszty pomieszczeń, co pocieszało go, bo może uda mu się znaleźć w tym miejscu chociaż trochę prywatności i będzie mógł urządzić wszystko w miarę podobny sposób, jak w swoim uprzednim domu. Z chęcią już zacząłby wyciągać swoje graty z bagażnika i zamknąłby się w środku sam ze swoimi rzeczami i mnóstwem myśli do późnej nocy ale jego mama, Caroline, miała odrobinę inne plany.

Obiecał jej, że przywita się z ciocią i zje z nimi rodzinny obiad, chociaż, że nie miał na to najmniejszej ochoty. Kochał swoją rodzinę nad życie, naprawdę. Ale jedyne czego potrzebował po tej męczącej podróży był sen i spokój. Nic więcej nie było mu potrzebne do szczęścia. Los uśmiechnął się do niego i dał mu odrobinę ulgi, bo pierwszą osobą która wyszła z domu by ich przywitać, był jego ukochany kuzyn.

Oboje podbiegli do siebie, a Amadeus zamknął młodszego w szczelnym uścisku. Tęsknił za nim tak bardzo, że nie umiał nawet wyrazić tego słowami. To był jego Dusty, jego młodszy braciszek. Łzy napłynęły do jego oczu, jednak on starał się nie dać im wylecieć na swoje policzki i szyję. Henderson był wszystkim, co zostało mu z starego życia, jeszcze przed tym jak jego rodzice zaczęli mieć problemy małżeńskie. Wszystkie ich kłótnie doprowadziły do tego, że zerwali kontakt z całą dalszą rodziną. Ojciec zawsze na nich narzekał, a mama miała tego dość. Był wdzięczny Camili, że pomimo tego wszystkiego ta i tak przyjęła ich pod swój dach. To był prawdziwy akt rodzinnej miłości, której nie doświadczył od tak dawna.

Chłopaki puścili się dopiero po chwili, a niższy pokazał mu swoje perełki, które były jedną z najbardziej uroczych rzeczy jaką kiedykolwiek widział. Dustin wydoroślał i chyba to sprawiło, że Amadeus ostatecznie się rozkleił.

- Tęskniłem, młody - szepnął i ponownie się w niego wtulił, a ich mamy oglądały tą ckliwą scenę z boku, nie chcąc im przeszkadzać.

Obiad poszedł dość gładko i atmosfera panująca przy nim była dużo mniej sztywna, niż można było się spodziewać. Przez chwilę można było poczuć jakby nic w ich życiu się nie zmieniło. Jego mama wychwalała spaghetti siostry, która z uśmiechem dziękowała i za każdym razem mówiła, że jak skończą to od razu zapisze jej przepis na sos. Blondyn pozwolił sobie odetchnąć, jednak dalej czuł duszące powietrze nie ważne, gdzie by się nie znalazł. Powinno mu przejść, przynajmniej takie miał wrażenie.

Dustin od razu po skończeniu swojej porcji wyszedł z domu. Podobno miał jakieś spotkanie, powiedział że wytłumaczy mu później i że "na pewno mu się spodoba". Podziwiał jego optymizm i miał szczerą nadzieję, że uda mu się go przejąć przy przebywaniu z nim.

Po kilku godzinach krzątania się w pokoju, w końcu udało mu się rozłożyć wszystko na swoje miejsca. Jednak dalej czuł pustkę w tym miejscu. I może wcale nie chodziło mu o pomieszczenie, tylko osobę, która będzie w nim rezydować. Spojrzał na siebie w lustrze i starał się znaleźć pełnię w pustce, którą był on. Oddałby wszystko, żeby znowu móc się w nim rozpoznać. Może kiedyś - pomyślał i sięgnął po paczkę papierosów, która leżała na komodzie. Otworzył okno i wyciągnał jednego malboro, którego potem zapalił. Zaciągnął się dymem i tępo patrzył w gwieździste niebo nad sobą.

Było piękne, jednak teraz miało w sobie coś, czego nie umiał znaleźć w nim pod swoim dachem. Nadzieję.

///////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////no to dość szybki wstęp który nie jest nikomu potrzebny. Fanfik jest pisany ironicznie, z tego nie będzie nic większego i żal mi każdego, kto chce go czytać. Jeśli co jest nieakuratne z czasami to sorka ale pojebie mnie z tym wszystkim bo moje google searches wygladaja jak "najpopularniejsze fajki w latach osiemdziesiatych".

Masakra jakas but still, enjoy the mess.

ALSO KAZDY RODZIAL MA NAZWE PIOSENKI, DO KTOREJ GO PISALEM. tutaj mamy heavenly od cigarettes after sex, super sprawa

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 12, 2022 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

A Breathe Of Fresh Air. - Eddie MunsonWhere stories live. Discover now