2. Piątkowa impreza.

774 41 13
                                    

Właśnie wychodziłam z sali szpitalnej z kartą pacjenta w ręce. Zaczęłam ją przeglądać póki nie znalazłam tego czego szukałam. Przeczytałam uważnie, po czym skinęłam głową, zamknęłam segregator i położyłam go na jednym z biurek. Odwróciłam się w chwili gdy podeszła do mnie Melissa.

- Dwie rzeczy. - zaczęła. - Po pierwsze, dziękuje za sprawdzenie moich pacjentów, gdy byłam zajęta. Jestem ogromnie wdzięczna.

- Oczywiście. Nie musisz mi dziękować. - odpowiedziałam z uśmiechem potrząsając głową. - Robię to co do mnie należy. To moja praca.

- I tak bardzo ci dziękuję. Po drugie, twój telefon, który zostawiłaś w recepcji, cały czas dzwoni. Zakładam że z powodu mojego syna i twojego brata. Niczego nie odbierałam, ani nie czytałam, ponieważ nie chce naruszać twojej prywatności, ale wydaje mi się że to coś ważnego.

Mój umysł natychmiast przeszedł do ugryzienia. Martwiłam się, czy Scott kaszlał czarną krwią, czy Stiles też został ugryziony, jak Scott, czy też stało się coś złego. Jeszcze bardziej złego niż to, co wydarzyło się ostatniej nocy z Alfą.

Wybełkotałam ciche przeprosiny do Melissy, szybko całując ją w policzek i pędząc do windy, naciskając przycisk.

- Dziękuję, Mel! - zawołałam przez ramię.

- Nie ma za co kochanie! - zachichotała kobieta.

Drzwi windy otworzyły się i wbiegłam do środka, naciskając przycisk pierwszego piętra. Wkrótce zabrałam telefon z recepcji i wyjęłam klucze z kieszeni. Zaczęłam słuchać poczty głosowej.

- Isabelle, idziemy do rezerwatu po inhalator Scotta. Spotkajmy się na miejscu. - usłyszałam głos brata. Odsłuchałam następną wiadomość. - Isabelle! Gdy ktoś do ciebie dzwoni, to się odbiera! Przyjedź tutaj!

- Gdzie do diabła jesteś?! Pospiesz się i...

- Stiles, ona pracuje w szpitalu! Może być zajęta! - krzyknął Scott w tle.

Westchnęłam z ulgą, wiedząc że na razie jeszcze tam nie weszli i że nic im nie jest. Następna rzeczą jaką zrobiłam, było pojechanie do rezerwatu i bieg do lasu, używając słuchu by znaleźć chłopców.

- Stiles! Scotty! - krzyknęłam gdy ich zauważyłam. Odwrócili się w moim kierunku, krzywiąc się, gdy Scott próbował ukryć uśmiech.

- Co tak długo? - skomlał Stiles.

- Pracuje w szpitalu? - unikałam brwi. - Jak powiedział Scott, nawet nie powinno mnie tu teraz być. - po usłyszeniu ostatniego zdania, obaj zmarszczyła brwi , wymieniając spojrzenia. - Co? - zapytałam zatrzymując się przed nimi.

- Jak mnie usłyszałaś? - zapytał Scott. - Nie byłem nawet w pobliżu Stilesa, kiedy do ciebie dzwonił.

- Byłam na parkingu, gdy odsłuchiwałam wiadomość, było na tyle cicho, że mogłam to usłyszeć. - odpowiedziałam wzruszając ramionami i utrzymując równe bicie serca. Jeśli ciało Scotta nie odrzuca przemiany, to z pewnością usłyszałby że kłamie. Stiles skinął tylko głową nieprzekonany, a Scott wzruszył ramionami. Oboje wrócili do chodzenia, Stiles pociągnął mnie za sobą i owinął swoje ramię o moje. Oboje ze Scott'em uwielbiali mieć mnie blisko siebie. Zaśmiałam się, przyciągając chłopca bliżej, gdy przechodziliśmy przez kłodę. Szliśmy tak kilka minut gdy Scott zaczął opowiadać o swoich wyostrzonych zmysłach.

- Nie wiem, co to było. - wyjaśnił z podziwem w głosie. - To było tak, jakbym miał cały czas na świecie, by złapać piłkę. I to nie jedyna dziwna rzecz.

Moje przypuszczenia potwierdziły się. Ciało Scotta zaakceptowało ugryzienie i teraz staje się wilkołakiem. Po prostu żałowałam, że nie wiem jak pomóc. Miałam pomoc od Talii Hale kiedy zostałam ugryziona, ale wiedziałam, że każdy jest inny. Te same metody, które podziałały na mnie, niekoniecznie muszą zadziałać na Scotta. A zdecydowanie nie chcę iść za metodami Deucaliona.

𝐎𝐂𝐄𝐀𝐍 𝐁𝐋𝐔𝐄 𝐄𝐘𝐄𝐒 | 𝖽𝖾𝗋𝖾𝗄 𝗁𝖺𝗅𝖾 (wolno pisane)Where stories live. Discover now