𝗦𝗡𝗬 𝗜 𝗠𝗔𝗥𝗭𝗘𝗡𝗜𝗔

431 35 8
                                    

Marzenia.
Coś co niewątpliwie napędza człowieka, daje motywację do działania i stawania się coraz lepszym.
Jednakże od kilkunastu dni Dante jedyne co czuł to, że nie warto mieć marzenia.
Będąc na każdym patrolu, gubiąc pościg czy też łapiąc przestępców zaczynał czuć się pusty.
Choć ta pustka, wcale nie była do końca pustką. Można było w niej zauważyć wiele negatywnych emocji, takich jak smutek, niezadowolenie samym sobą, rozczarowanie.
Dante powoli się wykańczał od samokrytyki. Powolutku, obelga po obeldze, aż w końcu zbudował solidny bunkier z krytyk, w którym teraz stale się chował.
I choć kilka osób pukało czasem, by dowiedzieć się, czemu glina tak zmarniał, on nie zamierzał nikomu otwierać ciężkich drzwi do swojego serca.
Jednakże wspomnienia nie pukały, one wchodziły bez pytania.

༄༄༄

Ciemne smugi roztaczały się i płynęły wolno po niemalże krwistym niebie, które sprawiało wrażenie jakby miało zaraz zawalić się mu na głowę. Nie mógł nigdzie znaleźć słońca, ale za to wszędzie widział te ogołocone z liści drzewa, których kora wyglądała na spopieloną. Wiatr zawył przerażająco, zrywając suche gałęzie i krucze włosy mężczyzny do tańcu. Widział przepaść niedaleko siebie porośniętą ciemnymi, grubymi korzeniami, a na przeciwko długi, niekończący się tunel, który zachęcał, jak i odstraszał, by wejść i sprawdzić dokąd prowadzi.


Z zamyślenia wyrwało go cichutkie pogwizdywanie, a jednak pozbawione charakterystycznego gwizdu. Zamiast tego brzmiało, jakby ktoś dopiero uczył się gwizdać albo miał zbyt ściśnięte gardło, żeby wydobyć poprawny dźwięk.

- Dante... - usłyszał zgrzytliwy szept, który niemalże zataczał koła wokół niego, co rusz się powtarzając. - Chodź do mnie...

Mimowolnie poczuł dreszcze słysząc nawoływanie i rozglądnął się niemal panicznie. Uważnie wodził wzrokiem po każdym, nawet najmniejszym detalu krajobrazu, lecz tajemniczą postać zobaczył dopiero po kilkunastu minutach. Była smukła, wysoka i wisiał na niej ciemny, potargany płaszcz. Snuła się powoli, ociążale, zataczając się raz po raz. Sama jej sylwetka sprawiała wrażenie jakby posiadała same kości i skórę, leniwie na nich wiszącą.

- Dante..! - widmo ponownie zabrało głos, tym razem wyjąc głośniej i jakby z niemą propozycją, ewidentnie próbując go do siebie zwołać.

- Kim jesteś? Czego ode mnie chcesz? - krzyknął w jej kierunku. Nie zmierzał zrobić nawet kroku, za bardzo czując paraliżujący strach, żeby się ruszyć. Czuł jak każdy chociaż najmniejszy nerw nie odpowiada na jego sygnały, a ciało waży trzy razy więcej. Słyszał swój świszczący oddech i szybkie bicie serca. W uszach mu dudniło i był niemalże pewny, że cała krew odpłynęła mu z twarzy.

A kiedy tylko zjawa stanęła przed nim, był przekonany, że rozciąga swoją pomarszczoną skórę w szerokim uśmiechu. Poprawiła płaszcz, tak, żeby nie był w stanie ujrzeć jej twarzy i zabrała swój chrapliwy głos.

- Pewnie twe myśli wirują i gubią się w mgle pytań, więc pozwolę Ci, drogi śmiertelniku, zadać dzisiaj trzy pytania.

- Czemu nie mogę się ruszyć? - zapytał po chwilce zamyślenia, wpatrując się ostrożnie w nieznajomą postać. Czuł jak przebiega mu nieprzyjemny dreszcz po ciele, a lodowaty pot zalewa plecy. Lęk ogarnął umysł, a fakt, że nie miał jak się obronić tylko dodatkowo go przerażał, przez co w jego głowie przelewała się jedynie panika.

- Twój umysł nie wybiera, ani nie przebiera się w bezmyślne kroje. - zagadkowa odpowiedź brzmiała zgrzytliwie i niezwykle chrapliwie, przypominając dźwięk wydobywający się z rdzawych kół zębatych przy próbie ruchu.

- Kim jesteś? - spróbował z drugim pytaniem, mając przy tym malutki zalążek nadziei, że tym razem tajemnicze monstrum odpowie prosto na temat, lecz i tym razem owy płomyk nadziei zgasł wraz z odpowiedzią.

- Kimś, kogo nikt nie poznał, ani nie pokochał. - słysząc odpowiedź, wziął głęboki wdech i zadał kolejne pytanie, które nasuwało mu się odkąd tylko otworzył oczy.

- Gdzie jestem?

- Tam, gdzie granic nie ma, ani przyjaciół. - podobnie jak do poprzednich pytań, ta odpowiedź nic mu nie dała, a jedynie wprowadziła w masę nowych pytań i brak jakiegokolwiek porządku.

- Czemu pada popiół z nieba? - zagadnął, przy tym odruchowo wręcz wyciągać dłoń na którą opadło kilka szarych drobinek.

- Dałam Ci palec, nie bierz całej ręki. - zjawa warknęła, a widząc pytający wzrok mężczyzny westchnęła cierpko i dodała. - To już twoje czwarte pytanie, a mowa była jedynie o trzech.

Cisza krążyła wokół nich jak rój wściekłych os, a jednak Capela nie miał odwagi jej przerwać i się uwolnić. W końcu jednak zjawa postanowiła się odezwać, chwiejnie podchodząc coraz bliżej niego.

- Mam nadzieję, że cię spotkam, kiedy z nieba poleci ciepła krew, a pomocny blask zniknie już na zawsze. Wobec tego będę cierpliwie czekać, aż sam do mnie przybędziesz, słaniając się na kolanach i zdzierając głos przez swe krzykliwe błagania. - głos zjawy zabrzmiał wyjątkowo twardo w porównaniu z wcześniejszą tonacją. Poszarpany kaptur delikatnie sunął się do tyłu, odsłaniając tym samym kawałek poszarpanej skóry, która ledwo co wisiała na twardym kawałku czaszki. Capela zdążył jeszcze poczuć zimną dłoń na swoim policzku i zobaczyć błękitne oczy, które mu mignęły przez sekundę i po zjawię nie było nawet śladu.

༄༄༄

Wszystko się łączy.

Albo i nie.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 05, 2022 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

❝𝐌𝐀𝐑𝐙𝐄𝐍𝐈𝐀❞ [𝐃𝐚𝐧𝐭𝐞 𝐂𝐚𝐩𝐞𝐥𝐚]Where stories live. Discover now