Atak paniki

648 58 4
                                    

Minęły już ponad 3 godziny od ostatniego kontaktu z Erwinem. Może nie byłoby w tym nic dziwnego w końcu jest on często zajęty ale nie gdy policja znalazła jego martwych przyjaciół. Wszystkie jednostki policji go szukali ponieważ był on głównym podejrzanym. Nic w tym dziwnego skoro znaleziono tam pełno jego odcisków do tego kilka siwych włosów. Pd nie przejmowało się co może być teraz z Erwinem chcieli go tylko znaleźć przesłuchać oraz wsadzić do więzienia bądź na krzesło elektryczne za liczne zabójstwa. Knuckles miał szczęście. Wielkie szczęście że to właśnie spotkał Gregorego. Sami. Sami jak palec przyglądając się sobie przerażeni. Pastor nie wyglądał najlepiej a Montanha celował w niego prosto z pistoletu. Nie chciał on strzelać ale właśnie to jego wszyscy szukali. Erwin widząc policjanta podstawił swoją głowę na przeciwko broni.

-Strzelaj. Proszę zabij mnie. - wymamrotał złotooki.

-Erwin co się z tobą dzieje? Martwię się - zapytał z troską brązowooki opuszczając broń.

-Może już po prostu nie daje rady? Może potrzebuje przerwy w tym wszystkim? Nienawidzę się za to wszystko. Zmuszam się do rzeczy które już mnie nie kręcą. Zmuszam się do ludzi. Mam ochotę się zajebać ale przecież nikogo to nie obchodzi. W końcu jestem psychopatą. Każdy tak myśli. Ty też. To boli. Myślicie że ja nie mam uczuć a prawda jest taka że je mam! Przestańcie myśleć tylko o sobie. Dlaczego tak jest? Wszyscy skupieni na sobie nie widząc innych? Zostaw mnie! Nie potrzebuje cię! Nikogo nie potrzebuje! To nie jestem prawdziwy ja! prawda? Nie jestem psychopatą? Prawda? Powiedz coś błagam! Przepraszam! Naprawdę nie chciałem! Przepraszam! Błagam pomóż mi. Nie daje sobie już rady. Nic nie czuje. Jestem potworem. Zabiłem tylu ludzi.. Powinienem teraz siedzieć na krześle elektrycznym czekając na śmierć. Nie chciałem nikogo zabijać. Nie chciałem! Po prostu zaczęło się od niewinnych zleceń... Coś we mnie wystąpiło.. Naprawdę nie chciałem. Błagam uwierz mi. To moja wina wiem nie powinienem się tłumaczyć. - Knuckles po tych słowach runął na ziemię na co starszy do niego od razu podbiegł.

-Uspokój się.. Cichutko malutki - wziął go na ręce przeciskając jak najbliżej siebie. - Jesteś naćpany... Wszystko będzie dobrze Erwinku jestem tu możesz na mnie liczyć. Co ci się stało w rączkę? - zapytał Gregory spoglądając na jego zakrwawioną rękę.

-Przeciąłem się.. - Knuckles zaszlochał w mundur policjanta wtulając się w niego.

-Celowo..? - spytał funkcjonariusz ale odpowiedziała mu tylko cisza. - skarbie... Powiedz mi... Przeciąłeś się celowo..?

-Przepraszam.. Naprawdę nie chciałem... Uderzyłem ręką o lu.. lustro - złotooki zająkał się zamykając powoli oczy.

-Nie! Erwin nie! Nie ma spania! Przestań! Nie możesz tu zejść na moich rękach. - po słowach funkcjonariusza młodszy zaśmiał się lekko.

-Chce mi się spać... - szepnął mu do ucha. - zabierz mnie do ciepłego łóżka.. Proszę.. Zimno tu - brunet poprawił niższego na swoich rękach przytulając go mocno. - Jesteś taki gorący.. i przystojny... Zazdroszczę Mii. Chciałbym mieć takiego faceta jak ty. Który się o mnie troszczy. Niestety nie ma takich.

-Ja jestem - siwowłosy zachichotał na jego słowa.

-Ty jesteś zajęty głuptasku. - odpowiedział zapłakany siwowłosy uśmiechając się tępo w bruneta.

-Dla ciebie zawsze będę wolny. Poza tym nie nazywaj mnie tak. To ty jesteś moim głupiutkim pastorkiem.

-Nie jestem głupi! - Knuckles próbował wstać z objęcia Montanhy co nie wyszło mu za dobrze ponieważ prawie by się wywrócili.

-Nie szarp się tak bo cię puszczę! - zagroził mu - słodki jesteś jak się tak złościsz.. - złotooki po tych słowach zbliżył się do szyi Gregorego składając na niej pocałunki oraz co jakiś czas podgryzając ją. - Przestań! Nie tu! -

***

-Co się stało?

-On.. On... Go zabił.. - siwowłosy zaszlochał w mundur funkcjonariusza. - Ja nie chciałem.. Naprawdę.. Uwierz mi.. Wszystko się pierdoli... Nie daje już sobie rady... Tym bardziej bez niego... wyniszczę się jeszcze szybciej.

-Erwin spójrz na mnie - Gregory delikatnie skierował głowę siwowłosego w swoją stronę. - musisz zaczął mówić jaśniej dobrze? - zapytał się go. - kto kogo zabił?

-D.. David.. David zabił Carbo... - złotooki cały czas się jąkał - ...a ja zabiłem Davida. - powiedział z przerażeniem widocznym w oczach.

-Jak to się stało?

-Spóźniliśmy się... Było już za późno.. Pieprzone dwa dni... - powtarzał jak w transie.

-Skarbie proszę powiedz mi to precyzyjniej.. Nic nie rozumiem. - na pierwsze wypowiedziane słowo pastor uspokoił się.

-Kui żył.. Mieliśmy go odbić.. Byliśmy w strefie piątej.. Widziałem jego martwe ciało... W połowie przerobiony w androida.. Jeszcze kilka dni temu żył a my się spóźniliśmy.. To moja wina mogłem się pospieszyć zamiast zajmować się nieważnymi sprawami.. Żałuję tego.. Żałuję że to mnie wtedy nie zajebali. - złotooki zaszlochał cicho.

-Nie obwiniaj się..

-Cierpiał przez te wszystkie miesiące kiedy my sobie imprezowaliśmy... Torturowali go.. Zmieniali w robota a my o tym nie wiedzieliśmy wcześniej...

-To nie twoja wina..

-Nicollo z Davidem zaczęli się kłócić.. Oni.. Oni zaczęli do siebie celować... Bić się.. Próbowałem to przerwać ale Carbo mnie od trącił... Uderzyłem się w głowę - pokazał na swoją ranę. - Zamknąłem oczy z bólu na chwilę po czym gdy je otworzyłem ujrzałem... zakrwawionego Nico.. On był już martwy... Gilkenly go zamordował. - wyjawił prawdę Gregoremu. - Bałem się że jeszcze mnie zabiję... On też się bał... Dlaczego nie możemy cofnąć czasu?! - wykrzyczał zdesperowany ostatnimi siłami.

Policjant zaniemówił. Nie spodziewał się że członkowie zakszotu są tak zdesperowani że zaczną się zabijać. Wiedział że ich już nie da się zmienić na tych dobrych choć w Erwinie widział tą iskrę nadziei która w tym momencie zgasła. Pastor jest chory... Jest psychopatą. To dlaczego Montanha mu pomaga zamiast wsadzić go do więzienia i nie robić sobie kłopotów? Był zbyt blisko niego żeby móc go sprzedać policji nawet jeśli musiałby zrezygnować z pracy. Można by powiedzieć że coś do niego poczuł. Czy zwykłego przyjaciela krył by za wszelką cenę? Nie. Oczywiście że nie. Zawsze gdy byli blisko siebie zachowywali się jak stare dobre małżeństwo byli dla siebie odskocznią od życia codziennego... Kochankami.. Spotkania na dachu nie były zwykłymi spotkaniami. Okazywali sobie tam sobie uczucia o jakich nikt by nie pomyślał. To było ich miejsce. A teraz? Erwin umiera na rękach Gregorego. Może i nie jest to najlepszy czas na wyznania ale musi to powiedzieć zanim śmierć drugiego mężczyzny go wyprzedzi.

-Grzesiu? Powiedz coś? Nie dam rady więcej siedzieć w ciszy.. Nie zostało mi już dużo życia.

-Nie mów tak! - Funkcjonariusz uronił kilka łez które po chwili spadły na złotookiego. - Nie możesz mnie zostawić samego! Nie teraz! Nie na moich rękach! Błagam cię! - wykrzykiwał a siwowłosy powoli zamykał oczy.

-Monte? Obaj wiemy że moja historia nie skończy się dobrze.. Chciałem Ci to powiedzieć już d..dawno - powiedział cicho młodszy.

-Kocham cię... Błagam nie zostawiaj mnie.. - przerwał mu Gregory a usta pastora delikatnie dotknęły tych policjanta a po chwili brunet zauważył że Knuckles zamknął oczy. - Erwin...? - zapytał cicho. - Erwin..?! - tym razem krzyknął zrozpaczony nie czując bicia serca chłopaka. Sprawdził puls dla pewności. Brak. Ukochany zmarł na jego rękach...

Atak Paniki | Morwin | OneshotTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon