Stawiając krok

1.5K 120 59
                                    

Kiedy obudził się rano, miejsce obok niego było puste, pościel zwinięta w rogu.

Obrócił się na plecy i wyciągnął dłoń w kierunku mugolskiego budzika, naciskając leniwie guzik. W pokoju zaległa cisza. Nasłuchiwał przez chwilę, starając się usłyszeć cokolwiek świadczącego, że Draco wciąż jest w domu – wiedział, że był, w końcu przez odsłonięte zasłony wpadały pierwsze promienie wrześniowego słońca, dopiero świtało – a jednak z dołu nie dochodził żaden dźwięk.

Przetarł zaspane oczy palcami, czując ból w karku – w nocy Draco zwinął się bardzo blisko niego, opierając czoło o jego biceps, kładąc dłoń płasko na zakrytym T-shirtem brzuchu, a Harry nie miał serca się odsuwać. Zasnęli w takiej pozycji, nawet jeśli leżeli trochę krzywo i nienaturalnie, a teraz Harry czuł drobne igiełki bólu, kiedy rozciągał zastane mięśnie.

Odrzucił kołdrę i usiadł, jego wzrok natknął się na ustawiony w rogu pokoju plecak. Nie był to ten sam, który wiele lat temu Hermiona spakowała mu na polowanie na horkruksy, wyglądał jednak bardzo podobnie i równie niewinnie. Tym razem Harry samodzielnie opatrzył go zaklęciem powiększającym, tak by do środka zmieścił się ekwipunek na dwa miesiące z dala od domu.

Czując, jak wywraca mu się żołądek, podniósł się, zgarnął z oparcia pobliskiego krzesła przygotowane wczoraj wieczorem ubrania. Pod aurorski mundur nosiło się przyległą koszulkę, by nie obcierał skóry i luźne spodnie, przypominające mugolskie, wojskowe. Harry dawno temu zrozumiał, że zwykłe, czarodziejskie szaty do misji w terenie nie nadają się zupełnie, dlatego ogromną ulgą był krój aurorskiej, którą dostał zaraz po zakończeniu Akademii. Z wysokim kołnierzem, chroniącym przed chłodnym wiatrem, przylegającą ciasno górą i luźnym dołem, rozciętym w odpowiedni sposób – kiedy stał bez ruchu, mundur nie różnił się niczym od zwykłej szaty urzędowej p za krwistoczerwonym kolorem i plakietką na piersi. Szata wciąż był za sztywna do swobodnej walki. To była ta oficjalna, którą ubierało się na dzień roboty papierkowej, w delegację lub – jak teraz Harry – na oficjalne zgrupowanie składu.

Zgarniając plecak wyszedł z sypialni i pokonał dwa piętra w dół, do kuchni. Zostawił bagaż u dołu schodów, chcąc mieć wolne ręce.

Draco stał tyłem do niego, przy blacie. Nie przebrał się jeszcze z piżamy i szlafroka, garbił nieco ramiona, jak zdarzało mu bardzo rzadko. Chyba nie usłyszał Harry'ego, więc Harry podszedł do niego, obejmując go od tyłu, zaciskając ramiona na wąskim pasie, chuchając ciepłym powietrzem w luźne kosmyki tuż za uchem Dracona.

— Hej.

Draco trzymał kubek z herbatą, zauważył Harry, kiedy ten obrócił się w jego uścisku. Między nimi nie było dużej różnicy wzrostu, Harry był wyższy o zaledwie cal, może dwa.

Draco był bledszy niż zwykle, jakby mało spał i wyglądał dokładnie na tak samo zmęczonego jak zawsze, kiedy zrywał się z łóżka przed świtem.

— To dla ciebie.

Harry przyjął kubek z herbatą, upił łyk, by nie być niegrzecznym i odstawił na blat za plecami Dracona. Teraz Draco opierał się o niego biodrami, a o te biodra własnymi opierał się Harry.

— Dziękuję. — Draco powieki miał ciężkie, zaspane i opadłe z tego ciężaru. — Przykro mi, że to musi być akurat dzisiaj.

Wzruszenie ramionami, wątły uśmieszek.

— Już się przyzwyczaiłem, że nigdy nie potrafisz być gdzieś na czas.

Harry wiedział, że Draco się śmieje, z niego i z jego pracy, z tych wszystkich wieczorów, które mieli spędzić razem, ale Harry'ego coś zatrzymało, nawet jeśli był to śmiech ponurego pocieszenia.

Stawiając krok || drarryWhere stories live. Discover now