Prolog

4 0 0
                                    


Wrzesień 2001

Stałem ukryty za filarem, otoczony muzyką, krzykami pijanych ludzi, i wszechogarniającym chaosem, a jednak czułem spokój. Cisza wypełniała moje myśli i duszę, od momentu gdy wypatrzyłem tę dziewczynę. Długie czarne włosy, teraz kołyszące się w rytm jakiejś piosenki disco polo. Oczy w kolorze Granny Smith, aktualnie wpatrujące się z zainteresowaniem w mojego pijanego Ojca. Uśmiech, który przyciąga każdego, i szczerość bijąca od niej na kilometr. Tkwiłem tak, jak ciul, i zastanawiałem się jak długo potrwa ta niezmącona cisza w mojej głowie. Jak długo nie będę myślał o tym czego pragnę, a co nie jest tym, co powinienem, i czego się ode mnie oczekuje...

- Cześć, wyglądasz jakbyś chciał stąd uciec.

Odwróciłem się gwałtowanie, prawie wpadając na jakąś otyłą kobietę, która niosła tacę pełną drinków, i spojrzałem w kierunku, z którego padły słowa. Ona. Stała niespełna metr ode mnie, i patrzyła na mnie z totalnie nieodgadnionym wyrazem twarzy.

Na pewno zauważyła, że przyglądam jej się jak skończony idiota.

- Eeee nooo trochę nie mój klimat, nie lubię wesel, ani garniturów – powiedziałem, i od razu tego pożałowałem , bo jej brwi podjechały aż pod linię włosów.

- Ok, w takim razie chodź Panie Nie Lubię Garniturów – powiedziała rozbawiona, jednocześnie pociągając mnie za sobą.

Szliśmy szybkim krokiem, mijając kolejne pokoje hotelowe, ona wciąż trzymała mnie za rękę, a w mojej głowie już nie było ciszy – słyszałem szum krwi i uderzenia własnego serca. Po co ona mnie tu ciągnie? Pewnie ma mnie za pierdolonego stalkera albo zboka, i zaraz jacyś kolesie spuszczą mi łomot.

Ledwie zdążyłem o tym pomyśleć, a zielonooka pchnęła wielkie drzwi, i wyszliśmy na zewnątrz, do pięknego ogrodu.

- To jedyne ustronne miejsce na tej działce, tam na dole – wskazała palcem jakieś czarne knieje – płynie Warta, jeśli będziesz cicho to ją usłyszymy.

- Na razie to Ty mówisz, a ja milczę – powiedziałem szybciej niż pomyślałem .

Spojrzała na mnie poważnie, by po chwili wybuchnąć najszczerszym śmiechem jaki w życiu słyszałem. Stałem oniemiały, patrząc na nią, moje myśli galopowały i próbowałem wyłapać co tu się właściwie dzieje, co ją do cholery tak bawi!?

- Wybacz – powiedziała ocierając łzy – przy mnie, ludzie rzadko mówią co myślą, to było uzdrawiające. A teraz powiedz „czarnooki" co Cię trapi, oraz dlaczego obserwujesz mnie przez całe wesele zamiast podejść i się przedstawić?

- Maks, to znaczy Maksymilian. – wycharczałem, bo zaschło mi w gardle.

- Wiem, twój Ojciec mi powiedział – oznajmiła jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, że dziewczyna taka jak ona pyta mojego pijanego, starego o moje imię.

- Zapytałaś go? – niedowierzałem.

- Szczerze? Nie. Przy którymś z kolei tańcu powiedział coś w stylu „kurwa mać, jak ten mój Maks zaraz swoich jaj nie znajdzie, i nie przestanie się na Ciebie Kochaniutka gapić, zamiast Cię do tańca porwać, to chyba mu przywalę" – odpowiedziała z uśmiechem – postanowiłam Cię ratować.

Byłem stracony.

ZbrojnaWhere stories live. Discover now