Ratowanie miasta #1 Potwór z piekieł

39 2 0
                                    

W Nowym Jorku jest cały czas spokój. Nic się nie działo od pół roku po zabiciu Shreddera. Żółwie nie czuły się już potrzebne temu miastu i nie wiedziały co robić. Każdy robił to co chciał. Donatello robił jak zawsze różne eksperymenty naukowe oraz wynalazki, Mikey spędzał przeważnie czas nad oglądaniem kreskówek w telewizji i czytaniu komiksów, Raph natomiast nie spędzał tyle czasu w kryjówce co bracia i zajmował się patrolami i myślał, że w końcu przyniosą one jakiś skutek, a Leo codziennie trenował choć tego nie musiał robić, ale dzięki temu chciał być lepszym liderem dla grupy, mimo że bracia mogli robić co chcą bo w mieście panował przecież spokój, to jednak treningi były obowiązkowe po to aby uniknąć sytuacji sprzed 2 lat, kiedy przez nich ze statku kraangów spadły wszystkie mutageny na miasto dlatego że olali ćwiczenia. Leonardo podziwiał również zaangażowanie Rapha, za jego codzienne patrole chodź Raph sam wiedział, że nie musi tego robić. Jednak ten dzień miał zmienić ich codzienną rutynę. Raph wracając ze swojego patrolu biegł do kanałów. Zaczyna zwoływać wszystkich.
-POMOCY, WIELKIE MONSTRUM TU U NAS.-mówi to dysząc
-Raph spokojnie co się dzieje?-odparł Leo
-Przyniosę mu trochę wody do picia.
-Tak, tak prznieś Donie.
-JAKĄ WODĘ? JA WIDZIAŁEM PORTAL NIE WIEM SKĄD, ALE TO BYŁ JAKIŚ POTWÓR WYGLĄDAŁO TO JAKBY PRZYSZŁO COŚ Z PIEKŁA!!
*Bracia patrzą na siebie i wybcuhają śmiechem.*
-CO WAS TAKI BAWI?
-Raph co ty w ogóle gadasz jakaś postać z piekieł tu u nas ? Proszę cię.-powiedział Leo.
-ALE NAPRAWDĘ WIDZIAŁEM CO JEST Z WAMI NIE TAK? NIE POWINNY WAS TAKIE RZECZY BAWIĆ PO WSZYSTKICH DZIWNOŚCIACH JAKIE WIDZIELIŚMY!
-No, ale przyznaj Raph jak to brzmi ,,potwór z piekieł w Nowym Jorku" może ci się film z rzeczywistością pomylił. Tu nic się już nie dzieje w tym mieście.
-SKOŃCZYŁEŚ SWÓJ WYWÓD DONI?
-A gdzie jest Mikey? Był tu przed chwilą i się śmiał z nami.- powiedział Leo.
-NIE SĄDZISZ CHYBA, ŻE-
-O nie...Panowie idziemy po naszego brata.
Wybiegają z kryjówki i idą na powierzchnię. Nie wierzyli w to co widzą. Wielki potwór z rogami diabła, posiadał również ogromne kolce na swoim grzbiecie. Przypominał bardziej diabła połączonym z ciałem smoka. Chodził po mieście niszcząc za sobą wszystko. Przypominało to bardziej jakby to coś chciało zrobić drugie piekło w tym świecie.
-*Leo śmieje się zdenerwowanym śmiechem.* Hahah jednak miałeś racje Raph co do tego potwora.
-*Raph patrzy się na niego pogardliwym spojrzeniem.*
-Chłopaki jak myślicie gdzie jest Mikey?
-Musimy to ogarnąć w miedzyczasie nie teraz.
-To jakie są twoje propozycje dowództwo?- zapytał się Raph.
-Najpierw musimy znaleźć źródło, czyli ten portal z którego to coś się przedostało do nas. Nie ma czasu na gadkę, ruszajmy za nim potwór nas zniszczy i miasto.- Raph i Doni kiwają do siebie na potwierdzenie.
Żółwie ruszyły na ratunek miasta i swojego brata. Biegli po dachach budynków aby jakkolwiek dotrzeć do potwora. Potwór ział wszystko ogniem, Doniemu coś nie pasowało że potwór idzid raz przed siebie, a raz się odwraca i miał zawracać do portalu.
-Ej czekajcie za nim pobiegniemy dalej.
-O co chodzi Doni? Nie widzisz co się dzieje?
-DAJ MI DOKOŃCZYĆ. Chodzi o to czy nie pomyśleliście, że Mikey mógłby być w środku tego potwora?
-NAWET TAK NIE MYŚL!
-Ale to mogłoby mieć sens, że jakoś by próbował kontrolować to gdzie ta wielka istota idzie. Spójrz jak momentami potwór odwraca się jakby miał wracać skąd przybył.
-Dobra zmiana planów pierw wyciągnijmy jakoś Mikeygo z wnętrzności potwora jeżeli faktycznie tam jest, a potem powiem wam dalszy plan który może okazać się szalonym.
Chłopaki biegną w stronę potwora, aby odzyskać brata. Po 15 minutach dotarli do potwora.
-Dobra, ale jak mamy teraz walczyć jak nie mamy żadnego wynalazku Doniego, gdzie sprawiłby, że mielibyśmy jakiekolwiek sznase z potworem? Przecież nasza broń jest na niego bezużyteczna.
-Tu się zgodzę z tobą Raphie, więc patrz co zaraz zrobię.
Leo zeskakuje z dachu budynku i wskakuje na grzbiet wielkiego potwora. Nie poczuł nawet, że coś na nim. Czołga się po grzbiecie potowra i w końcu po jego szyi do potwora, próbuje dostać do jego środka.
-EJ POTWORZE TU JESTEM! WIEM, ŻE CHCESZ MNIE ZJEŚĆ!
Potwór próbuje dorwać Leo jednak ten jakoś unika jego ataków. Wisi tak na jego szyi, mało co nie stracił równowagi, ale doczogał się do wielkiego pyska potwora. Patrzą się na siebie przez chwilę, potwór zaczyna otwierać szeroki ogromny pysk. Leo uśmiecha się swoim podejrzliwym uśmieszkiem. Specjalnie upada w prost jame potwora. Bierze jeden ze swoich mieczy i kieruje się prosto w paszczę potwora.
-LEOOOOO!!- Raph przybliża się do Doniego i zaczynają mu lecieć łzy. Donie go przytula i zaczyna mówić do siebie.
-Jaki jest twój plan Leo?
Leo zjeżdża w gardle potwora do jego żołądka.
-MIKEYY!! GDZIE JESTEŚ?
-Huh... Leo?
-MIKEY JA CIEBIE SŁYSZĘ!!
-HAHAH TU JESTEM LEO!!
Leo biegnie za głosem Mikeygo w brzuchu potowra. Wyglądało to jakby i  w żołądku potwora już tutaj było piekło. Różne lochy, jakiś portal.
-Co do?
-FAJNIE TU WYGLĄDA CO NIE? NIE TAK STRASZNIE?
-CIEBIE PRZYPADKIEM COŚ ZA PRZEPROSZENIEM NIE POJEBAŁO CI SIĘ W TEJ GŁOWIE? GDZIE TY W OGÓLE JESTEŚ?
-SKRĘĆ W PRAWO POTEM W LEWO I PROSTO NASTĘPNIE DWA RAZY W LEWO, TRZY W PRAWO I PROSTO PRZEZ OGIEŃ !
-CO? CO TY GADASZ? MIKEYYY!!!!
-A NIE JEST KRÓTSZA DROGA! WIDZISZ TAKI PORTAL?
-NO WIDZĘ!
-TO PRZEJDŹ PRZEZ NIEGO I DOTRZESZ DO MNIE ZAPOMNIAŁEM, ŻE GDYBY NIE ON TO BYŚ NAWET MNIE NIE USŁYSZAŁ HAHAHAH...
-Ehh...
Leo wchodzi do portalu, który znajdował się w żołądku potwora.
-LEO JESTEŚ!!
-NO JESTEM, ALE GDZIE TY JESTEŚ?
-SPÓJRZ W GÓRĘ!
Leo spogląda wzrokiem w górę i momentalnie jego mina zbledła. Zobaczył brata, który był jakoś związany złotymi sznurami.
-CO DO-
-PRÓBUJĘ DZIĘKI TEMU KONTROLOWAĆ POTWORA ABY WRÓCIŁ DO PORTALU, ALE BEZ SKUTKU!
-JAK MOGĘ CI SIĘ POMÓC WYDOSTAĆ?
-NARAZIE CI TEGO NIE RADZĘ BO MOGĘ ZGINĄĆ PRZEZ TAKIE COŚ!!
-W CO TY SIĘ ZNÓW WPAKOWAŁEŚ TY DEKLU JEDEN!
-POTEM CI OPOWIEM BO NIE MA CZASU. WIDZISZ NASTĘPNY PORTAL, KTÓRY JEST KOŁO CIEBIE PO LEWEJ STRONIE?
-NO
-WEJDŹ DO NIEGO TAM JEST ŹRÓDŁO JEGO MOCY, ALE JEST WIELE PUŁAPEK PO DRODZE
-PO CO MAM TAM IŚĆ?
-LEO IDŹ NIE MOGĘ MÓWIĆ NIC
-MIKEYYY
Widzi jak sznury zawiązują całego Mikeygo, po chwili zamienia go w kokon. Łzy Leo zaczynają lecieć po jego policzkach na widok brata z którym nie ma pojęcia co się stało. Idzie w kierunku portalu o którym Mikey mu powiedział, żeby wszedł. To co zobaczył nie mógł uwierzyć. Miejsce przepełniało magią i tajemniczością, a czas nie grał żadnej roli. Wszystko było na odwrót. Prawa fizyki nie istniały. Miejsce tętniło życiem i spokojem. Nie rozumiał już czym ta postać jest bo z jednej strony niby wywodzi się z piekła, a z drugiej ma w sobie jakąś magiczną cząstkę.
-Skup się Leo nie ma czasu na podziwianie tego miejsca.
Mimo warunków jakie sprzyjały musiał iść dalej aby dotrzeć do źródła mocy potwora. Dziwnie mu się szło. Miał wrażenie że idzie wolno. Wydało się że idzie wieki i nigdy nie dotrze do miejsca. Miejsce nie miało żadnych ukrytych pułapek, ale samo dojście graniczyło z cudem. Podczas wędrówki leci woda przed jego twarzą. Formuje się w jakąś postać, powstaje syrena. Miała nogi jednak cały ubiór był w łuskach syreny i miała nawet na tyle ogon stworzenia morskiego. Jej włosy były związane w luźnego koka, miały kolor jasnego blondu i trochę lekko niebieskie, we włosach miała perły które dodawały jej elegancji we fryzurze. Wzrostem była o 30 cm wyższa od żółwia i miała bicepsy na swoim ciele, skórę miała lekko niebieską . Leo nie wiedział co się dzieje. Był zszokowany widząc postać.
-KIM TY JESTEŚ I JAK DOSTAŁEŚ SIĘ DO SEKRETNEGO PORTALU?
-Nazywam się Leonardo wasza syrenawotowość. Przybyłem aby dostać do źródła potwora, aby uratować młodszego brata oraz miasto przed zagładą jaka jest.
Syrena słysząc to uspokoiła się i zeszła z władczego tonu. Zaczęła się trochę śmiać. Leo nie wie co się dzieje.
-To nie jest źródło potwora tylko osobny wymiar, a dokładnie nazywamy to miejscem Sirectix.
-Nie rozumiem. Mój młodszy brat kazał abym wszedł do tego portalu. W takim razie po co skoro to nie jest źródło monstrum, które niszczy nasz świat...
Syrena patrzy się na niego współczuciem i smutkiem. Zaczęła myśleć przez chwilę. Po krótkim namyśle uśmiechnęła się lekko do niego.
-Chodź za mną żółwiu.-Ruszyła i Leo podbiega do niej i idzie za nią.
Być może umiałabym ci pomóc. Mamy tu źródło magiczne dzięki czemu miejsce tętni tu magią i tą dziwnością którą tu właśnie widziałeś.
-Byłby to dla mnie ogromny zaszczyt gdybyś mogła pomóc ee-
-Oj nie przedstawiłam się przepraszam. Nazywam się Ellin pełne moje imię brzmi Ellanilen, ale wolę gdy zwraca się do mnie Ellin. Jak zauważyłeś jestem strażniczką tego portalu i pilnuje tego miejsca, jest ono ważne bo dzięki niemu inne wymiary funkcjonują właśnie takie nawet jak piekło. Tylko nie rozumiem jak ten potwór się dostał do waszego świata. W piekle i w innych wymiarach pilnują aby żadne groźne istoty nie przedostały się na Ziemię. Więc ten kto tego nie dopilnował raczej władca ich wymiaru wymierzy mu straszną karę. Aż się boje pomyśleć. No, ale dopóki władca piekła czyli Lucyfer nie wie jeszcze o tym zdarzeniu i potwór nadal jest w mieście- O właśnie przez moją gadaninę dotarliśmy już do groty w której jest źródło magii tego miejsca.
**Obok groty były dwa duże drzewa, które łączyły grotę. Sama grota przypominała bardziej taką czarną jaskinię. Nie wyglądała na dużo, a wręcz na małą. To jednak tylko złudzenie. Wszędzie latały różne małe istotki, które sprawiły że miejsce było jasne i lśniało. Był również mały wodospad za grotą, który dawał spokojną atmosferę temu miejscu.**
Jeżeli jesteś godzien uzyskania mocy to uda ci się dotrzeć do tego miejsca bez jakichkolwiek przeszkód. Miejsce wyczuwa kto zasługuje na jego boski dar. Życzę ci powodzenia Leonardo.
Żółw starał się nie pokazywać strachu który czuł na sobie. Poszedł pewnym siebie krokiem do owej groty. Szedł ciemnym korytarzem. Czuł z każdą chwilą że zaraz się udusi, ale nie poddawał się i szedł dalej mimo sprzyjającego tego strasznego uczucia. Było bardzo ciężko mu iść. Co chwile miał napady, że zaraz zemdleje. Jednak wydarzył się cud. Po jakimś czasie dotarł do innego miejsca. To wyglądało jakby miał przejść drugą próbę aby dostać się do źródła.
-*kaszle*Co jest? Gdzie teraz jestem?- mamroczył do siebie.
-WOOOHOO kim jesteś, że tu przybyłeś?-odezwała się jakaś zjwa tego miejsca.
-Jestem Leonardo i jestem tu aby dostać do źródła magii.
Zjawa była zszokowana i ukazała się żółwiowi. Miała na sobie długą suknię i włosy które unosiły się w powietrzu. Z twarzy wyglądała na bardzo młodą osobę. Cała była biała, przezroczysta. Miał delikatny głos.
-A więc przeszedłeś jedną z trzech prób. Grota pozwala tylko godnym przejść bez przeszkód, lub w ogóle nie puszcza i przez to za nim była sekretnym miejscem wielu tu zginęło chcąc dostać boski dar tego miejsca. Jednak tobie dała szansę na wykazanie się. Najwyraźniej widzi w tobie potencjał i szanuje to. Abyś dostał się do ostatniego zadania musisz pokonać ten o to labirynt. Jeżeli dotrzesz do celu ukażą ci się dwa wybory i to od ciebie będzie zależeć którą decyzje podejmiesz. Powodzenia wojowniku.
-Dziękuje tajemniczo zjawo.
Odszedł w stronę labiryntu, który zjawa mu pokazała. Wydawało się, że mijają wieki idąc po nim.
Myśli Leo- Ehh jak długo tu będę szedł? Świat się kończy a ja żeby go ocalić muszę iść po jakimś popierdolonym labiryncie... Ja chce tylko uratować swoje miasto, braci którzy tak wiele dla mnie znaczą. Za jakie grzechy ja muszę tu teraz być...
Emocje zaczynały targać go. To był efekt labiryntu. Nie może znieść tego, że musi iść po labiryncie w którym faktycznie nie wie jak drogi prowadzą po nim. Jego frustracja i żal przejmowały nim. Wyciąga swoje miecze i krzyczy z tego wszystkiego. Moc zaczęła płynąć z jego mieczy. Nie zwrócił na to uwagi większej, że jego broń zaczynała się elektryzować po prostu widząc to machnął mieczami na ściany labiryntu. Zauważył, że ściany labiryntu powoli się kruszyły i zapadywały się. Był lekko zaskoczony widząc to, ale jego frustracja była tak ogromna że swoje miecze wbił o ziemię. Ziemia powoli zaczęła pękać trochę obok tych mieczy, ale dzięki temu jakimś sposobem ściany w labiryncie wszystkie zaczęły pękać. Leo potrząsnął głową zorientując co zrobił i chciał wyjąć swoje katany, którymi wbił wcześniej o ziemię. Bez skutecznie. Wszystkie ściany rozpadły się. Nagle zaczyna wszystko lśnieć i popełniać magią. Wszystko wyglądało czarująco.
-Co do cholery tu się stało?-mamrotał pod nosem Leo.
Zjawa którą zobaczył na początku labiryntu ponownie mu się ukazała. Wyłoniła się z pękniętej ziemii obok mieczy.
-Udało ci się żółwiu.
-Nic nie rozumiem. Jak mi się udało? Co?
-Nie widzisz? Jak to miejsce przeobraziło ze starego i smutnego no to lśniące i połyskujące wszędzie? Tu aż tętni magią teraz.
-Jak do tego doszło? Nic już nie wiem, nie rozumiem.
-Twoja frustracja i żal który miałeś w sobie, aby za wszelką cenę ocalić miasto i swoich braci źródło magii tego wyczuło, że naprawdę jesteś szlachetnym i oddanym wojownikiem. Z tąd twoja broń ma teraz ogromną moc. Dzięki niej każda szkoda jak jest w twoim świecie przez tego potwora możesz je naprawić oraz jesteś w stanie z nim walczyć. Jednak to od twojej siły i determinacji zależy tak naprawdę jak posłużysz się daną ci mocą. Mam nadzieje, że skończy się wszystko dobrze. Możesz wyjąć już miecze z ziemii. Automtycznie cię przeniesie do twojego świata. Powodzenia Leonardo.-Zjawa zniknęła jak powiew wiatru.
Leo wyjmuje swoje miecze z ziemii. Wydaje przy tym krzyk i zaczyna go przenosić do świata rzeczywistego. Po chwili znalazł się zaraz za swoimi braćmi. Widzi płacz Rapha i załamanego Doniego. Podchodzi do nich.
-Wow pierwszy raz widzę cię w takim stanie Raph.
Raph odsuwa się natychmiastowo od Doniego i rzucił się na Leo.
-DEBILU GDZIEŚ TY BYŁ?
-A długo mnie nie było?
-Dokładnie 15 minut.-odparł Donie.
Mina Leo pokazywała jak bardzo był tym zszokowany.
-C-COO JAK TYLKO 15 minut?
-A co myślałeś innego?
-Nie wiem Doni. Myślałem, że dłużej mnie nie było. Nieważne później wam opowiem, a gdzie Mikey?
-Powiedział nam że mamy czekać na ciebie i nic nie robić i postara się na ten czas potwora powstrzymać.-Raph.
-CO JAK TO ON TU JEST?
-Nooo ta tylko jakby eee wygląda inaczej.-Raph.
-Nie rozumiem był w brzuchu tego potwora nagle zamienił się w kokon i dalej już nie wiem.
-A to stąd wygląda dość dziwnie. Ciekawe.-Doni.
-Dobra panowie nie ma czasu na gadkę czas ratować to miasto i naszego brata.
I tak o to żółwie ruszyły na ratunek miastu i uratowanie swojego młodszego brata.

To nic nie znaczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz