*

222 19 6
                                    

- Mama od zawsze czytała mi baśnie. Nie pamiętam nawet, kiedy zaczęła, możliwe, że jeszcze zanim się urodziłam. Towarzyszyły mi one każdego wieczoru tuż przed zaśnięciem i przenosiły do świata pełnego magii, pięknych księżniczek i odważnych rycerzy. Bajki o prawdziwej miłości, wiernych przyjaciołach, okrutnych wiedźmach i potworach. Dobro zawsze pokonywało zło, a pocałunek zwyciężał klątwy.

Młoda kobieta zaczęła swój monolog, siadając w wygodnym, bujanym fotelu. Rozprostowała obolałe i opuchnięte nogi. Uwielbiała tę część doby, kiedy mogła odpocząć. Odetchnąć i nabrać sił na kolejny dzień.

Pokój na poddaszu był jej azylem, a widok na pobliskie jezioro, za którym rozciągał się dębowy las, działał na nią kojąco.

Jesień rozpieszczała tego roku. Słońce schowało się już co prawda za horyzontem, jednak jeszcze chwilę temu odbijało się w niezmąconej niczym wodzie. Czerwone promienie przebijające się spomiędzy niewielkich chmur, rozchodzące się po niebie i ginące w ciemnej głębinie.

Delikatny wiatr poruszał gałęziami, zrzucał pożółkłe liście. Szum tworzył idealny akompaniament dla jej cichego i łagodnego głosu.

- Chciałabym ci, kochanie, opowiedzieć jedną, tak bliską mojemu sercu. Mam nadzieję, że opowieść ta stanie się też ważna dla ciebie.

Przerwała na chwilę, by jednym machnięciem różdżki przygasić w pokoju główne światło, pozostawiając jedynie małą lampkę, w której wyżłobione otwory w kształcie gwiazd rzucały na cały sufit poświaty tworzące konstelacje. Uśmiechnęła się, dostrzegając Antares, specjalnie odznaczającą się lekko czerwonym kolorem. Mały symbol.

Kobieta odetchnęła jeszcze i poprawiając miękką poduszkę pod swoimi plecami, wróciła do mówienia.

- Będzie to opowieść pełna światła i zła czającego się w cieniu. Historia o nienawiści i strachu, ale również przyjaźni, rodzinie i miłości. Lojalności wobec najbliższych i nadziei. O Wybrańcu, który ostatecznie pokonał Czarnego Pana i sympatycznym rudzielcu, co wiernie trwał przy jego boku. Ale przede wszystkim o brązowowłosej dziewczynce, kochającej książki, nie mającej pojęcia o swoim przeznaczeniu.

Westchnęła przeciągle, chwytając w dłonie kubek z parującą jeszcze malinową herbatą. Powróciła myślami do Hogwartu, rozpoczynając historię:

Dawno, dawno temu.

Za górami, za lasami.

Na ogromnej wyspie znajdowały się dwie krainy.

W pierwszej magia krążyła w każdym stworzeniu, roślinie i człowieku. Prawdziwe w niej były zaklęcia i klątwy, eliksiry co dodawały odwagi, czy były gwarancją szczęścia. Wiedźmy na miotłach pokonywały przestworza, a listy do adresatów dostarczały sowy. Ziejące ogniem smoki, odradzające się z popiołów feniksy czy testrale - stworzenia, które jedynie znający śmierć ludzie dostrzegali - to tylko kilka z wielu czarodziejskich istnień, które tam żyły. Nieprawdopodobne istoty ukryte czarami przed ciekawskimi, lecz niemagicznymi oczami.

Druga kraina natomiast, była pełna osiągnięć nauki. Technologia rozwijająca się przez wieki, pozwalała ludziom wykorzystywać swój potencjał. Budowali samoloty, którymi latali i telefony umożliwiające szybkie porozumiewanie się. Samochodami jeździli po ulicach, przy których wznosiły się wieżowce, sięgające chmur. Bogate, nieznające snu miasta kontrastowały ze spokojnymi wsiami.

Wydawać by się mogło, że obie krainy nie miały ze sobą nic wspólnego. Że istniały obok siebie, nie splatając się ze sobą.

Czasem jednak w pozbawionym magii świecie rodziło się dziecko z magicznymi zdolnościami.

BajkaWhere stories live. Discover now