Prolog

49.3K 2K 585
                                    

#stuckwithyouap

~~~

Rok wcześniej

Gdyby ktoś poprosił o wymienienie top trzech najgorszych dni w moim życiu, ten poniedziałek zdecydowanie by się wśród nich znalazł. Takiego stężenia pecha nie doświadczyłam nigdy wcześniej, a najgorsze jest to, że niedzwoniący budzik i zepsuta suszarka miały okazać się zaledwie początkiem.

– Niech pan zatrzyma windę! – krzyczę, gdy po wyjściu z mieszkania dostrzegam, że jej drzwi niemal się zamykają.

W środku stoi jedynie elegancko ubrany facet, którego widzę po raz pierwszy w życiu. Od razu domyślam się, że musi być moim nowym sąsiadem z naprzeciwka, który wprowadził się parę dni temu. Nie miałam jeszcze okazji go poznać, bo przez trwające egzaminy jestem kłębkiem nerwów i nie wiem, co się dzieje przez mniej więcej dwadzieścia godzin dziennie. Pozostałe cztery poświęcam na nerwowe myślenie o tym, że obleję drugi rok studiów. I sen.

– Strasznie przepraszam, bo pewnie się pan też spieszy, ale ja mam zaraz egzamin, a budzik mi nie zadzwonił i jeszcze moja suszarka postanowiła dokonać żywota, dlatego mam mokre włosy... – tłumaczę pospiesznie, zamykając szybko drzwi mieszkania.

To trudne, gdy trzęsie mi się dłoń, a nie mogę sobie pomóc drugą, bo mam w niej kubek termiczny z kawą. Nie zdążyłam nic zjeść, więc to mój jedyny ratunek na kolejne kilka godzin. Na szczęście jednak udaje mi się przekręcić klucz, więc wrzucam go do torebki przewieszonej przez ramię i ruszam prędko do znajdującej się kilkanaście kroków dalej windy. Sąsiad naprawdę trzyma jej drzwi, za co posyłam mu pełen wdzięczności uśmiech, stukając szpilkami o podłogę. Nie cierpię chodzić w tak wysokich butach, ale Pam, moja przyjaciółka, która mieszka piętro niżej, zarzekała się, że przynoszą szczęście, więc je od niej pożyczyłam.

– Bardzo dziękuję – rzucam do ciemnowłosego mężczyzny, który obserwuje w milczeniu moje niezdarne próby dotarcia do tej cholernej windy.

Mam nadzieję, że nie rumienię się jak wariatka, ale, rany, dopiero kiedy podchodzę bliżej, dostrzegam jego oczy. Ciemne, głębokie, brązowe oczy, które skupiają się na mnie w pełni i sprawiają, że robi mi się gorąco. W dodatku w połączeniu z opaloną skórą nieznajomego, długimi ciemnymi rzęsami i czarnymi włosami dają porażający efekt. Palpitacje moich palpitacji dostają palpitacji serca na ten widok. Naprawdę.

– Ja... Przy okazji dzień dobry – udaje mi się powiedzieć. – Jestem Camille. Camille Daisy Harfo...

Nie kończę. Ten dzień, i pieprzone szczęśliwe buty Pam, postanawiają sobie ze mnie zakpić po raz kolejny, ponieważ tuż przed samą windą stawiam źle stopę, potykam się i lecę do przodu. Sąsiadowi nie udaje się uciec, kiedy dosłownie padam przed nim na kolana. Może być gorzej? Pewnie, że tak. Bo kubek termiczny, który trzymam w dłoni, okazuje się otwarty i sekundę później słyszę głośny syk bólu.

To się nie dzieje naprawdę.

Przecież ja właśnie nie upadłam w wejściu do windy przed nieznajomym facetem i nie wylałam mu ciepłej kawy na ten dobrze skrojony garnitur. Nie. To się nie wydarzyło.

A przynajmniej tak sobie wmawiam, póki nie unoszę głowy i nie dostrzegam od razu, jak mężczyzna chwyta swoje spodnie i odsuwa je od krocza, krzywiąc się mocno. Zamieram wtedy. Moje serce chyba staje. Oficjalny czas zgonu cholernej Cami Harford: siódma dwadzieścia dziewięć.

– P-przepraszam – wyduszam, mozolnie wstając. Przez dopasowaną spódnicę to okazuje się kolejnym karkołomnym wysiłkiem, jednak udaje się w końcu, więc nie zwracam uwagi na obite dłonie i kolana, tylko podchodzę do sąsiada. – Tak strasznie pana przepraszam, ja... Ten dzień to jakaś katastrofa. Zapłacę za czyszczenie i... i ja...

Wyciągam dłonie, jakbym chciała mu pomóc, ale w ostatniej chwili powstrzymuję się przynajmniej przed tym. Zrobiłam niesamowite pierwsze wrażenie, oblewając kawą tego kolesia. Ma mokrą koszulę i spodnie, a ja w dodatku próbuję dotykać go tam, gdzie zdecydowanie nie powinnam. Kompletnie mi odbija.

– Dobrze, że nie była gorąca, bo zdążyła wystygnąć, gdy się szykowałam. Mam nadzieję, że nie... nie boli i...

– Czy możesz – przerywa, odzywając się po raz pierwszy, na co od razu milknę. Jego głos jest dokładnie taki, jak można by sobie wyobrazić. Niski, melodyjny, bardzo przyjemny dla ucha. Tyle że pobrzmiewa w nim złość. – Czy możesz na chwilę być cicho i zatrzy...

Drzwi windy za moimi plecami właśnie się zamykają, więc przymyka oczy. Odwracam się jeszcze szybko i zaczynam desperacko wciskać przycisk otwierania, jednak to niczego nie daje. Ruszamy w dół. Ja, stojąc niezręcznie i prawie na granicy płaczu z nerwów, i on, trzymając te spodnie oraz koszulę. Wygląda, jakby mógł w każdej chwili wybuchnąć.

– Przepraszam – szepczę ponownie, zbierając z podłogi kubek. Poprawiam torebkę, upewniam się, że się nie ubrudziłam, a później biorę głęboki wdech. Wypadek wypadkiem, ale muszę dotrzeć na egzamin. Odsuwam więc brązowe kosmyki, które wysunęły mi się z koka i się prostuję. – Bardzo przepraszam.

Mężczyzna milczy, a winda w tym czasie zatrzymuje się z dziwnym zgrzytem. Otwieram usta, by jeszcze raz przeprosić i uciec, bo myślę, że dotarliśmy na parter, jednak gdy spoglądam na wyświetlane piętra, marszczę brwi. Tablica nie działa.

– C-co... Ona chyba nie...

– Stanęła – mówi grobowym tonem mężczyzna.

Patrzę na niego z przerażeniem. Jego twarz nie wyraża zupełnie niczego, ale w oczach, tych pięknych brązowych oczach dostrzegam chęć mordu i pytanie, za jakie grzechy spotkało go to wszystko.

– Jak my się stąd wydostaniemy? – szepczę.

– Oby jak najszybciej – odpowiada, po czym podchodzi z westchnieniem do panelu.

Przełykam z trudem ślinę, uświadamiając sobie, że nie mam szans dotrzeć na egzamin, jeśli nie wydostanę się z tej windy w ciągu kolejnych pięciu minut, na co się nie zanosi. W dodatku utknęłam tu z mężczyzną, który z pewnością szczerze mnie już nienawidzi, chociaż nie poznał jeszcze mojego pełnego nazwiska.

Tak. Zdecydowanie top trzy najgorszych dni w moim życiu.

Stuck with you [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz