6. Paradoksy

488 62 327
                                    

„Czas jest iluzją. Zawiłą i zapętloną linią, która jedynie wydaje się prosta jak pojedyncza struna czarnych skrzypiec. Przez setki lat ludzie roili sobie, iż jest ona wprawiana w drgania przez skrzypka wygrywającego melodię świata. To nie prawda.

Czas jest nieskoordynowanym tańcem w chaosie dźwięków, który nie ma swojego tancerza, a mimo wszystko istnieje i odbywa się na naszych oczach".

Cytat z Księgi I Domu Kości

Autorstwa Achai Ossa


Eleonora siedziała teraz przy niewielkim, metalowym stoliku wodząc perłowymi paznokciami po blacie. W zielonych oczach palił się znowu ten sam chorobliwy, niezdrowy entuzjazm, który okazywała, gdy pochłaniało ją coś niezmiernie ważnego.

Od kilku dni była rozdrażniona, nie mogła spać i prawie nic nie jadła. Z sińcami pod oczami spowodowanymi niewyspaniem i bladą ze zmęczenia twarzą, przypominała smukłego upiora o ustach pomalowanych karminową szminką. Pachniała gruszkowymi perfumami, maskującymi zapach kobiecego potu, który wydobywał się z niej pod wpływem silnego stresu.

Złapała palcami za drobne kable, które ślizgały się w mokrych ze zdenerwowania dłoniach, próbując właściwie spiąć obwody wewnątrz czterech niewielkich, połyskujących niebieskim światłem słupów.

Matylda tymczasem swobodnie rozsiadła się obok niej. Wydawała się rozluźniona, jakby nic szczególnego nie rozpraszało jej pogodnych myśli. Z zaciekawieniem spoglądała na komputer w kształcie dysku, który przez chwilę wyświetlał coś, co przypominało przezroczystą, mieniącą się feerią barw, galaretowatą meduzę. Dotknęła galarety ręką. Błękitne lnie zaczęły nagle wypływać z maszyny, przecząc prawom grawitacji i kapały w górę, jakby świat stanął na głowie, a z urządzenia zaczął wyciekać atrament. Po kilku minutach oczom Matyldy ukazał się wielowymiarowy schemat, tak skomplikowany i składający się z tak licznych elementów, iż wyglądał jak mapa jakieś galaktyki. Było to jednak drzewo genealogiczne rodu Ossa.

- Naprawdę... Zapiera dech w piersiach, takie to ładne. I wciąż nie mam pojęcia, jak na to wpadłaś. Pewnie spędziłaś nad tym setki godzin, nie?

- Trochę to trwało - burknęła Eleonora.

- Jesteś pewna, że się nie mylisz?

- Tak, bo to sprawdziłam. Kilka razy przenosiłam się pomiędzy czasami, ale co innego zabrać stamtąd zgubiony włos z poduszki, a co innego wyrwać kogoś śmierci, tym bardziej, że to dwie różne osoby. Sama tego nie zrobię. Musiałam cię w to zaangażować, Izabela nie jest dobra w takie klocki, poza tym, nie powinna zbyt długo tu przebywać i rzucać się oczy. Pewnie już wróciła na Rubieże.

Matylda zaśmiała się złośliwie.

- To dopiero numer! Pod samym nosem Pani Miast! Wiesz, że gdybyś nie była moją siostrą, musiałabym, na ciebie donieś? - powiedziała.

Eleonora uniosła na chwilę obojętny wzrok.

- Ale nie zrobisz tego, bo po pierwsze jestem twoją siostrą, po drugie, widzę, że za dobrze się bawisz.

Matylda nie odpowiedziała, spoglądając ponownie na schemat genów, żeńskich linii przodków i dalekich pokrewieństw.

Obie siostry były gotowe do podróży, ubrane w wygodne, skórzane szaty, obcisłe i przylegające do ciała. Stroje, pokryte wzorem czegoś w rodzaju papilarnych linii, były skonstruowane tak, żeby zapewnić przetrwanie w każdych ekstremalnych warunkach, chronić zarówno przed zimnem, jak i upałem. Używali ich zwykle piloci, wybierający się w długie, wielotygodniowe loty lub lecący daleko poza Układ.

Konstruktorzy Światów (wolno pisane)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz