I

410 31 3
                                    

W tym momencie, chęci jakie kiedykolwiek mógłby mieć, uleciały razem z zapewnieniem o skuteczności sposobu na zaspokojenie własnych popędów każących mu po prostu wyjść. Byłoby o wiele przyjemniej tam – na zewnątrz, gdzie zimno otuliłoby jego rozgorączkowane ciało, zawiało i uniosło, gdzieś może w krainy dalekie od ludzkich wyobrażeń. Łaknące siły powstrzymujące jego mordy na bogu winnych klientach lokalu. Bowiem w życiu jeszcze nie widział takiego tłoku, w tej kawiarence na uboczu (i jeśli mówi, że jest ona na uboczu, ma na myśli prawdziwe zapomniane miejsce, gdzie nikomu nie przyszłoby nigdy wejść). Sytuacja nigdy nie była zaogniona, aż tak jak to teraz się przedstawiało.

Zaciskał pięści, nie dając upustowi własnemu rozżaleniu. Wichura na dworze nie wyglądała jakby miała zniknąć z upływem kilku minut, nawet pod wzrokiem pełnym błagalności (jakich nie rzucał od tak). Zgromadzeni przechodnie, klienci – ci stali, i ci których widział już kilka razy, zrobili sobie z tego miłe miejsce biesiady, gdy on i inni pracownicy w rękach mieli dobrą opinie do utrzymania. Ludzi roiło się mu pełno nawet pod nogami, gdzie wstęp był wzbroniony.

Na skaranie boskie, zastępca szefa (sam szef właściwie w tym dniu nawet się nie pojawił) opuścił lokal, wykrzykując wyrazy pełne niezrozumiałego przekazu. Akutagawa wiedział jednak, co było przyczyną rzucenia fartucha i wybiegnięcia, jakoby sama śmierć miała proponować grę w szachy. Bowiem owa śmierć nie goniła jego.

Przyszło mu akceptować fakt obcowania z ludźmi szerszej publiki, niźli się przyzwyczaił. Lecz on to zniesie, mimo wszystko nie był jedynym pracownikiem w tej sytuacji, ba! były to nawet osoby godne jego uwagi. Przede wszystkim nie stronił się od nikogo, nie na tym cała intryga jego zachowania wynikała. Praca z różnego przykładami osobnikami, była tego argumentem, w jego opinii, nie do podważenia. Czasem, jednak bywało tak, że w ustroju jaki podporządkował sobie pod własne wizje, nie udawało się to. A on zmuszony był o wcześniejsze zwolnienie do domu. Teraz tak właśnie się czuł.

Albowiem człowiek ten był wytrwały, Akutagawa sam nie wiedział w czym. Ale podchodził wciąż do kasy, zamawiając to samo. Tą samą obrzydliwą kawę, to samo okropne ciasto. Którego nigdy sam nikomu by nie życzył, bo jak podkreślił były to narzędzia tortur, a nie przysmaków dla ludzi.

Białowłosy miał głupi uśmiech i głupie ubrania. Jakby wyrósł z nich już dawno, i nie mógł się z tym pogodzić. Ryuunosuke patrząc w ten dziwny obraz człowieka gotowego osiągnąć jakiś swój niezrozumiały nikomu cel, czuł dyskomfort za każdym razem gdy ten postanowił podejść. Nigdy nic nawet nie powiedział poza nazwą najobrzydliwszej kawy podawanej w tym miejscu, zawstydzony (Akutagawa tez byłby zawstydzony jakby zamówił takie coś), wracał do stolika, gdzie siedział z rudowłosą dziewczyną. Wydawała się uderzać w jego ramię, kiedy tylko na powrót siadał.

Jedyne z czego Akutagawa mógł być jakkolwiek zadowolony to napiwki, które ten po sobie zostawiał. Nie zawracając sobie głowy tym osobnikiem wartym tylko spojrzenia kpiny. Lecz koncentracja Ryuunosuke, powracała do stolika numer dwa, gdzie ów osobnik popijał obrzydliwą kawę, i śmiał się, na tyle uroczo i głupio, że ten zapominał na jakim stanowisku jest. Zapominał o obowiązkach, o własnych wadach i wszystkim, co wiązało się ze światem zewnętrznym. Potrząsał wtedy głową i zwracał uwagę na klienta przed nim. Tym razem, była to jakaś dwójka, której nigdy jeszcze tu nie widział. A warto wierzyć, że Akutagawa miał naprawdę dobrą pamięć do twarzy.

Jeden z nich, zamawiał niepewnie, bojąc się o pomylenie nazw, drugi natomiast trzymał się jego rękawa oglądając się na słodycze schowane za szklaną szufladą. Akutagawa miał ich dość. Nie zrobili nic złego, nawet w jego mniemaniu. Lecz cała ta sytuacja powoli wchodziła mu na myśli, których toku nie potrafił uporządkować. A gdy coś wychodziło poza jego kontrolę zaczynał się denerwować. Musiał zrobić sobie przerwę i wiedział o tym doskonale. Spojrzał na zegarek, jeszcze pięć minut. Pięć minut i odchodzi od kasy i idzie na zaplecze. Gdzie odpocznie, bo jego dzień pracy miał się skończyć dwie godziny temu, a on dalej tu tkwił. I gdy zamówienie zostało spisane, nierozmienione banknoty i rzucone cicho „bez reszty" było czymś dziwnym, i miłym, i sam nie wiedział. Mógł wybaczyć chwilę im poświęconą.

Czas jednak ciążył mu na barkach, zamrożony w czasoprzestrzeni, nie chciał ruszyć z miejsca. Zadanie nie było wypełnione, więc nie mógł wyjść. Był zatrzymany gdzieś w kosmosie, gdzie wiadomości z otaczającego świata nie dochodziły, a próba połączenia się z ziemią była czymś rychłym i pustym. Nie mógł złapać się narzędzia gotowego powrócić go do stanu odbierania bodźców.

Albowiem potem zjawił się białowłosy chłopak, a wszystko to powróciło na miejsce. Tym razem Ryuunosuke przypatrzył mu się bliżej; na piegi biegnące po śniadej cerze, oczy – niezwykle intrygujące, patrzące na niego z dozą uprzejmości, i czegoś tak miłego, że zapierało mu oddech. A krzywa grzywka, która wcześnej przyprawiała go o drwiny, zaczynała mieć swój pokraczny sens. Z tego łatwo można było wywnioskować jego stan, bądź miał halucynacje.

Powrócił, nie pozwoli sobie na ponowne odpłynięcie, nie w ten głupi sposób.

– Znowu Americano? – zapytał Akutagawa, bo znał już to na pamięć i nie chciał słuchać głosu objętego przez muzy Apollina.

– Nie – odezwał się niepewnie, a Ryuunosuke się zdziwił i popatrzył na niego do góry, na tyle intensywnie by go speszyć. Chłopak wykręcał swoje palce w nerwowym tiku, a on wciąż czekał na wyjaśnienia, została minuta do zakończenia jego pracy (a przynajmniej na kilka minut) – właściwie to chciałem o coś zapytać.

Chciał, by białowłosy wreszcie to powiedział; nie dlatego, że ciekowość nim zawładnęła, pochłonęła umysł, a dlatego, że pragnął to jak najszybciej zakończyć. Patrzył, jak chłopak wciąga powietrze, jak jego klatka piersiowa faluje, a on sam robi się trochę pewniejszy.

– Chciałbyś może, po tej śnieżycy oczywiście, wyjść ze mną na randkę? 

{}

JESTEM GENIUSZEM DRODZY PANSTWO (stworzyłem playlista do tego fanfika)

trzody owiec uwikłane w piwonie; shin soukokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz