[Akcja dzieje się po wydarzeniach z "Przedwczesnego posmaku piekła" ale przed "Filho do sol"]
Przeniesienie jednego arbuza z kuchni do pokoju nie jest wcale takim wielkim wyzwaniem — powtarzał sobie w głowie chłopiec. Sprawa była jednak bardziej skomplikowana, gdy posiadało się ogromne ilości pieniędzy i równie ogromną willę, a kuchnię i pokój dzieliła niemała odległość. Kolejną przeszkodą była konieczność pozostania w ukryciu i świadomość istnienia potwora, który mógł czaić się za każdym rogiem. Inaczej potwór ten nazywał się „chodzący szlaban", a mówiąc prościej „macocha". Co dopiero, gdyby był to ojciec? Wtedy kara byłaby jeszcze surowsza niż byle jaki szlaban.
Chłopiec był drobny, niski oraz posiadał starszego brata. Dlaczego to istotne? Ponieważ w takich sytuacjach, gdy trzeba udać się na bojową misję przemycania czegoś przez pół domu, zazwyczaj dla bezpieczeństwa wysyłane jest starsze rodzeństwo. Musiał jednak wykazać się czymkolwiek w środowisku, w którym zawsze był najmłodszy. Miał też jeden inny, wyższy cel — zostać pochwalonym i docenionym przez brata, którego opinia liczyła się najbardziej na świecie.
Dotarł do celu i po cichu zamknął za sobą drzwi. Resztkami sił podtrzymał arbuza jedną ręką, aby drugą otworzyć okno, ale nie było to konieczne. Leverett poderwał się z koca i sam w pośpiechu udał się, aby otworzyć okiennice. Zamiast wziąć arbuza, podniósł całego chłopca i z trudem przeniósł go przez parapet na drugą stronę i znów zamknął okno. Młodszy brat od razu, gdy został odstawiony na ziemię, podbiegł radośnie do piknikowego koca i położył się na nim wygodnie. Dyszał ciężko, a jego serce biło zdecydowanie zbyt szybko po stresie związanym z misją. Widząc nad sobą ciemne, rozgwieżdżone niebo, uśmiechnął się mimo wszystko.
— A jednak wróciłeś — odezwał się starszy brat, siadając na kocu obok niego. Wziął się za krojenie arbuza. - Jesteś naprawdę dzielny.
Lado zaśmiał się krótko i odgarnął z oczu czarne loki.
— A jesteś ze mnie dumny? — zapytał ciekawsko, obracając się na bok, by spojrzeć na Leveretta.
— Oczywiście, że jestem.
Serce młodszego chłopca wypełniło się nieopisaną radością na te słowa. Pod żadnym pozorem nie chciał jednak tego uzewnętrzniać ani pokazywać bratu, jak bardzo ważne są jego słowa w oczach zwykłego, zagubionego dziecka. Nie zdawał sobie sprawy, że Leverett doskonale o tym wie. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.
— Ile jeszcze czasu chcesz tu zostać? — zapytał Leverett, z apetytem biorąc pierwszy kęs.
Czerwony sok spłynął po jego dłoni. Lado przetoczył się po kocu i położył głowę na kolanach brata. Wziął z talerza kawałek arbuza i jeszcze większy uśmiech wstąpił na jego twarz po spróbowaniu soczystego owocu. Poczuł na swoim czole delikatny dotyk wilgotnych od słodkiego soku palców — zgrabnych i smukłych po latach ćwiczeń w szkole muzycznej. Zimna dłoń zaczęła głaskać go po włosach.
— Nie wiem — odparł. — To moja decyzja? Ja mógłbym siedzieć tu, dopóki niebo się nie zawali.
— Ja również. Powiedz mi, kiedy będziesz już zmęczony, dobrze?
Leverett uniósł spojrzenie orzechowych oczu ku wieczornemu niebu. W ciszy ich uszu dobiegły kojące dźwięki koncertu świerszczy w długiej trawie, wśród stokrotek, koniczyn, jaskrów i maków łaskoczących ramiona starszego chłopaka. Niebo w piekle różniło się od nieba, które było znane wszystkim. Miało purpurową barwę i całkowicie inne gwiazdozbiory. Czasem Lado zastanawiał się, czy spontaniczna ucieczka do zaświatów, by zostać z bratem, była dobrą decyzją. Leżąc na jego kolanach i będąc przez niego głaskanym w czerwcowy wieczór, ponownie stwierdził, że nigdzie nie czułby się lepiej.
Lado zamknął oczy i ułożył się wygodnie. Ciepły wiatr owiewał jego skórę.
YOU ARE READING
ᴅᴢɪᴇᴄɪ ɴɪᴄᴢʏᴊᴇ
Short StoryI still get a little scared of something new But I feel a little safer when I'm with you Falling doesn't feel so bad when I know you've fallen this way too [Devil town - Cavetown] Leverett i Lado w pewnym momencie doszli do wniosku, że ich ojciec ro...