9. Krew

319 52 267
                                    

Ten rozdział dedykuję lady_in_black74
"matce" wyjątkowego Amado, za przypomnienie mi Małego Księcia - inspiracji do tego rozdziału. 

Rozdział pewnie nie jest doskonały, ale niestety nie mogłam poświęcić mu więcej czasu. Przejdzie korektę, gdy znajdę na to wolną chwilkę. Mam nadzieję, że mimo wszystko będziecie się dobrze bawić.

-----------------------------------------------------------------

„Nie odnajdziesz się nigdy, jeśli będziesz szukać siebie na zewnątrz, nie spotkasz siebie na żadnej z dróg, w żadnym domu, wśród obcych ludzi i wśród przyjaciół. Twoje odbicie jest tylko złudzeniem, nie masz nawet prawdziwej twarzy, ale to co w głębi ciała, to jest naprawdę twoje. Wyjdź na wprost siebie w domu twoich kości. Tylko tam na siebie czekasz".

Cytat z Księgi I Domu Kości,

Autorstwa Achai Ossy.

Estera zacisnęła kurczowo powieki i piąstki małych dłoni, próbując odegnać wspomnienia o stadzie czerwonych, rozjuszonych mrówek, maszerujących pod jej skórą: gryzących, raniących, wstrzykujących jad w mięśnie oraz ścięgna.

Wszystko, każda część ciała, była tak nieznośnie piekąca i naprężona, jakby to okropne robactwo zjadało ją dosłownie od wewnątrz, żywiąc się nią kawałek po kawałku. Zaczynały od serca, przechodziły do klatki piersiowej, aby ostatecznie zatopić swoje szczęki w kończynach oraz w głowie. Leżała sparaliżowana, podczas gdy maleńkie, agresywne owady, wpełzały do jej mózgu i mieszały zmysły. Każda sekunda bólu była wiecznością, a jej oczy z niebieskich stawały się wówczas szare.

Nagle intensywne cierpienie skończyło się i obudziła się tutaj. Dalej prześladowało ją jednak echo okropnego bólu, tłumionego nieco przez opioidy i narkotyki, które podawała jej Eleonora.

Wiedziała, że nie była już sobą, lecz kimś zupełnie innym — nowym. Tamta Estera rzeczywiście umarła i narodził się ktoś obcy, nieznany nawet jej samej.

Teraz otaczała ją pełna wyniosłości cisza, przerywana jedynie okazyjnym nuceniem jakiejś piosenki przez Adama. 

Uniosła powoli swoją drobną głowę. Wciągnęła z zachwytem powietrze, a jej serce wydało z siebie kilka intensywniejszych uderzeń, które poruszyły mocniej jej ciałem. W dłoniach poczuła dziwne drżenie i ciepło wynikające w głąb piersi, pełnej dziecięcej wręcz ekscytacji.

Jej ponownie błękitne oczy były lustrem dla miliardów gwiazd i setek tysięcy przeplatających się kolorów. Szafirowo-szmaragdowa kula przesuwała się leniwie przed jej twarzą, wypełniając źrenicę oka. Matka wszystkich ludzi, pokryta delikatną pajęczyną białych chmur, po raz kolejny wzniosła się i zniknęła za oknem z niewiarygodnie grubego szkła.

Stacja kosmiczna Edwarda, Herodiada, wykonała prawie nieodczuwalny dla znajdujących się wewnątrz niej osób obrót, ukazując majestat i doskonałość kosmosu.

Estera opuściła wzrok na stertę srebrnych, sztywnych kart, połyskujących eterycznym blaskiem oraz granatowo-niebieskich falujących hologramów i wróciła niechętnie do rzeczywistości. Tej zupełnie nowej i chwilami tak niezwykłej, że wciąż wydającej się snem.

Ciężko było ocenić, ile naprawdę minęło czasu, od kiedy Estera wybudziła się z letargu, bo wszystkie ostatnie wspomnienia mieszały się ze sobą i przeplatały, a niegdyś spójna całość pamięci rozpadała się na małe kawałki.

Spojrzała wyzywająco na mały wazonik z cienkiego szkła, stojący na białej szafce, a jej oczy zalśniły szarością. Wąskie naczynko z rozkwitłą orchideą uniosło się w górę, wykonało obrót wokoło własnej osi, lewitowało przez kilka sekund, po czym upadło z impetem i roztrzaskało się na wszystkie strony, zamieniając w niewielkie odłamki. Estera aż drgnęła, odsuwając się od rozprysku, by się nie skaleczyć. Krople wody chlusnęły na marmurową posadzkę, sprawiając, że w powietrzu uniósł się lekki odór gnijących roślin.

Konstruktorzy Światów (wolno pisane)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz