Prolog

283 56 112
                                    

  

  Zimowy wieczór nastał na mroźnej północy. Śnieg zalegał tonami, uniemożliwiając wszelkiej istocie przemieszczanie się na dalekie dystanse. Nawet w tej części świata taka zima uznawana była za srogą. Prócz ognisk przyjemnie migoczących w osadach i obozowiskach, jedynym źródłem ciepła były wody rzeki Dollos. Jej gorące prądy płynęły leniwie, a buchająca z niej para roztapiała śnieżne zaspy, odsłaniając jej piaszczyste brzegi.

  Noc była spokojna, jak każda poprzednia. Nawet dzikie zwierzęta, zwykle aktywne o tej porze, wolały pozostać schowane w swoich norach i pieczarach, bądź ogrzać się ściskając się w grupie z członkami własnego stada. Jedynym więc dźwiękiem, jaki można było tu usłyszeć było ciche pochrapywanie wydobywające się z zacumowanej na brzegu łódki.

  Antal Szilagyi całe swoje życie spędził na wodach Dollos i nie był to pierwszy raz kiedy spał na jej brzegu. Jego chata na mokradłach była źle ogrzewana, dlatego właściwie lepsze dla niego było spanie na łodzi ciepłej od gorącej wody. Poza tym zwyczajnie nigdy nie chciało mu się tam wracać po ciężkim dniu pracy. Jego dobytek rodzinny stał nieraz pusty całą zimę.

  Mężczyzna spał snem spokojnym, nienaruszonym koszmarami czy nawet marzeniami sennymi. Owinięty w skóry zwierzęce leżał w bezruchu, wydając z siebie ledwo słyszalne pomrukiwania. Jego odpoczynek niespodziewanie został przerwany przez cichy dźwięk dochodzący z oddali. Antal zaczął powoli wybudzać się ze snu. Marszcząc brwi i przecierając oczy, podniósł się lekko do pozycji półsiedzącej. Znajdując się jeszcze jedną nogą w sferze snu, rozejrzał się dookoła, starając się zlokalizować źródło nieustającego dźwięku. Wraz ze stopniowym wyostrzeniem się jego świadomości doszedł do niepokojącego wniosku, że dźwięk ten brzmi jak płacz małego dziecka. Antal poderwał się na nogi i wyskoczył z łodzi. Rozejrzał się dookoła wyraźnie zaniepokojony.

- Co do chuja... - mruknął do siebie i zaczął iść piaszczystym brzegiem rzeki w kierunku, z którego dochodził płacz.

  Z każdym krokiem płacz stawał się głośniejszy. Po przejściu kilku metrów Antal zauważył leżące na piasku niemowlę. Było zupełnie nagie i miało czerwoną skórę. Antal podszedł do dziecka i wziął je delikatnie na ręce. Szybko zauważył, że jest to malutka dziewczynka. Wyglądała na dopiero co urodzoną. Nadal płakała, więc mężczyzna zaczął ją lekko kołysać w swoich ramionach. Obejrzał się dookoła, lecz prócz niego i dziecka nie było tu nikogo innego. Ktoś, kto zostawił dziewczynkę na brzegu rzeki, musiała już dawno odejść. Antal miał jednak jeszcze nadzieję, że może ta osoba rozmyśli się i wróci. Nic takiego jednak się nie stało.

  Mężczyzna westchnął i popatrzał na niemowlę w swoich ramionach. Dziewczynka uspokoiła się już. Ona też mu się przypatrywała.

— To nie najlepsza noc dla ciebie, co? — powiedział i zaczął wracać z dzieckiem do łodzi. 

Wschód czarnych słońc | W TRAKCIE PISANIA Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz