ROZDZIAŁ V

16 3 2
                                    

Spaceruje po dziedzińcu, obserwując kątem oka pracę Zieleńca, który ze zmęczonym wyrazem twarzy, przyciska dłonie do drzewa. Pomarańczowe liście nabierają świeżo-zielonej barwy, otulonej z każdej strony małymi, białymi kwiatkami.

– Są piękne – mówię, gdy zatrzymuje się obok służącego. Pozwalam, aby słodkawy zapach drzewa rozmył rozgoryczenie i wściekłość z poprzedniego dnia, że zgodziłam się na kolejne spotkanie z synem kowala. Złamałam już wszystkie chyba swoje zasady odkąd go spotkałam, a było ich naprawdę wiele.

– To jabłoń księżniczko. – Ogrodnik prostuje się i wyciera brudne ręce od ziemi w poplamioną chusteczkę. – Gdy dojrzewa, te małe kwiatki zamieniają się w jabłka.

– Czyli za jakiś czas będę mogła chodzić po ogrodzie i zrywać świeże owoce? – mówię podekscytowana, przypominając sobie pełne skrzynie soczystych jabłek przywożonych łodziami ze Springer.

– Niestety nie. Tutejszy klimat nie odpowiada takim roślinom. Nawet mój dar w tym nie pomoże. Jest to nazbyt skomplikowane i męczące. Może, gdyby udało się sprowadzić do pałacu jeszcze jednego Zieleńca, to wspólnymi mocami udałoby się rozwinąć jedną jabłoń, aby dojrzała. – Ogrodnik patrzy tęsknie na drzewo, a ja mam ochotę zadać mu pytanie, jakie wierci mi dziurę w brzuchu za każdym razem, gdy spotykam nieurodzonego w Summer. – Mam za dużo pracy w ogrodzie, żebym mógł skupić całą swoją energię na jednym drzewie. A szkoda, bo byłoby to niesamowite – dodaje smętnie.

– A więc po co je sadzicie? Czy to nie marnotractwo?

– Na życzenie królowej, księżniczko – odpowiada. – Za pozwoleniem. – Czeka, aż kiwnę głową, a gdy to robię, kłania się i odchodzi.

Zastanawiam się, dlaczego Norze tak bardzo zależało, żeby akurat to jabłoń rosła przed jej oknem. Drzewo oliwne, bananowe czy pomarańczy byłoby łatwiej utrzymać w dobrej formie, niż takie, które najwidoczniej potrzebowało klimatu bardziej wilgotnego i mniej słonecznego.

Gdy zmierzam w kierunku pałacu, ostatni raz biorę głęboki wdech, mając nadzieje, że ten zapach zostanie ze mną na dłużej. Zamykam oczy i wyobrażam sobie polanę składającą się z samych drzew pokrytych białymi kwiatami. Ich woń roztacza się wokół mnie, a ja biegnę i widzę co raz to piękniejsze jabłonie. Niebo jest błękitne, słońce świeci i pali moją skórę, a ja nie przestaje biec, nie przestaje się śmiać.

Słysząc jakiś hałas, unoszę gwałtownie powieki, czując dziwną tęsknotę, za czymś czego nigdy nie doświadczyłam naprawdę. I nagle rozumiem, dlaczego Nora, tak bardzo chciała mieć to drzewo przy sobie.

Sprawcą głośnego szurania, są służący przestawiający ławę w cień. Gdy dostrzegam zasiadającego na niej ojca, z pewnym wahaniem zmierzam w jego stronę. Służba się kłania, gdy odchodzi, a król zasiada na poduszce, trzymając w dłoni książkę. Jego wzrok skierowany jest w przed siebie a dłonie leżą nieruchome, przytrzymując lekturę, którą w ostateczności nie otwiera. Seweryn Vallhaj siedzi sobie, od tak po prostu, wpatrzony w dal i nie robi nic więcej.

– Ojcze – dygam lekko, sprawiając, że jego przeraźliwie sztywna twarz jak u posągu, nagle drga i nabiera emocji.

– Loretto – mówi zdziwiony, jakby to było coś nadzwyczajnego, że spotykamy się na dziedzińcu pałacu. – Siądź proszę. – Przesuwa się w bok, robiąc mi miejsce, a ja ciężko opadam na ławę. – Ciężki dzień? – pyta, słysząc moje wzdychanie.

– Ciężka Madam Luiziana. – Przewracam oczami, wzbudzając lekki uśmiech na twarzy ojca. – Wiedziałeś, że na przyjęciach wypada rozmawiać księżniczce wyłącznie o błahych rzeczach jak bale, suknie i etykieta? – Głos mam przesiąknięty ironią. – Madam przeprowadziła ze mną próbną rozmowę, którą będę mogła odbywać na zbliżających się uroczystościach. Uznała, że jako siedemnastoletnia księżniczka, która ma etykę i protokół królewski od najmłodszych lat, dalej wymagam nauki dobrego wychowania. – Gdy nic nie odpowiada, kontynuuje. – Byłam w tej konwersacji tak fatalna, że Madam uznała mnie za nieprzyjemnego rozmówcę w takim stopniu, że zanudziłabym najweselszego błazna – dodaje, widząc, jak król próbuje się powstrzymać, żeby nie parsknąć śmiechem. – A gdyby było tego mało, podczas moich prób rozruszania rozmowy, klepała mnie tym swoim długim kijem, żebym zapamiętała, że dama nie powinna rozmawiać o rzeczach, które naprawdę mają jakikolwiek sens. – Wzdycham głośno, opierając się o oparcie ławy.

Słońce w Mroku (Zakończone)Where stories live. Discover now