ROZDZIAŁ VI

24 3 1
                                    


Biorę głęboki wdech, a gdy odliczę do trzech wypuszczam powietrze. Skupiam się oddychaniu, myślę o swoich splecionych dłoniach na kolanach i rozluźnionym karku. Staram się nie słyszeć hałasującej muchy, kaszlu z sąsiedniej komnaty i dźwięku poruszającej się zbroi strażnika zza drzwi. I gdy ponownie udaje mi się wyciszyć umysł, owad siada mi na nosie, a ja odganiam go zniecierpliwiona, psując pozycje ciała, która miała wprowadzić mnie w odprężenie.

– To bez sensu – mówię wyraźnie zniecierpliwiona, próbując dostrzec muchę. – Ćwiczymy to już od pół roku, a ja nadal nie potrafię skupić się na sobie na dłużej niż kilka minut, gdy coś mi przeszkadza, więc jak ma to wszystko pomóc w momencie, gdy przestanę nad sobą panować? – W końcu dostrzegam owada, który przysiadł na zasłonie. Powoli i bez pośpiechu wypuszczam mrok, nie wzbudzając podejrzeń u muchy. I gdy jest wystarczająco blisko, dusze ją ciemnością, aż opada na ziemie i już się nie podnosi. Wracam wzrokiem do mojego nauczyciela, który pomimo swojego niezadowolenia, nie karci mnie spojrzeniem. – Wybacz mi drogi mistrzu Yeremi, ale zaczynam wątpić w twoje nauki. Nie tracimy czasami czasu? – pytam, a on ze stoickim spokojem podchodzi do kadzidła i zapala go od świecy, uwalniając przy tym łagodną mieszankę kwiatową.

– Ile potrzeba czasu, żeby zakwitła Strelicja? – zadziwia mnie pytaniem.

– Nie wiem.

– Gdy już urośnie, czasami wystarczy kilka miesięcy, jednak w nieodpowiednich rękach i warunkach hodowania potrzeba lata, a bywa i tak, że nigdy nie rosną jej kwiaty.

– Chcesz mi powiedzieć, że istnieje szansa, że naprawdę marnujemy tu czas i nigdy nie będę w stanie potrafić zapanować nad emocjami?

– Chcę ci powiedzieć moja droga Lore, że potrzebujesz czasu – mówi i siada naprzeciwko mnie krzyżując nogi. Zaleca bym zrobiła to samo, a gdy siedzimy już swobodnie, wierci we mnie spojrzeniem swoich brązowych oczu.

– Wyobraź sobie swoje szczęśliwe miejsce – mówi to samo, co za każdym razem. Jednak teraz nie myślę o bibliotece ani swojej komnacie. Nie wyobrażam sobie straganu ani rzeki. W ogóle nie przychodzi mi do głowy obraz żadnego miejsca. Widzę Gareda. – A teraz wypuść mrok. – Robię co mi każe, przy okazji unosząc zamknięte powieki. – Co czujesz? – pyta z głosem pełnym nadziei, że tym razem będzie inaczej.
– Kontrolę – mówię, nie mogąc uwierzyć, że w końcu ciemność w pełni jest w moim władaniu.

*

Nie brałam nigdy udziału w egzekucjach. Nie chciałam nigdy o nich słuchać, ani wiedzieć, że się odbywają. Przerastało mnie to.

Wysłannik mojego ojca, jego zastępca, wygłaszał mowę egzekucyjną i czytał orędzie przez niego napisaną. My nigdy nie pojawialiśmy się na takich zebraniach, pomimo, że egzekucje nie były niczym nowym we Sewilli. Stosowane były w sytuacjach ostatecznych, gdy więzienie, kara pieniężna czy tortury bywały zbyt słabymi konsekwencjami za uczynki.

– Nie wystarczyła kara pieniężna? – pytam, ale gdy przypominam sobie kamień, który wylądował prawie na mojej twarzy, przeszywa mnie zimny dreszcz.

– To dla przykładu Lore. Król chce pokazać swoją władze i to, jakie konsekwencje są, gdy podnosisz rękę na niego i jego rodzinę. Musi ukazać swoją siłę, aby móc utrzymać koronę i kraj w bezpieczeństwie. – Siostra rozsiada się wygodnie na moim łóżku i gładzi delikatny materiał narzuty. – Ukarani śmiercią zostaną tylko ci z Placu Zebrań Ludowych w Sewilli, z innych miast, w których odbyły się zamieszki, zostaną skazani na baty – mówi spokojnie, jakby to było nic. Ale to nie jest n i c. Ludzie po raz kolejny zrobili rozróbę. Zniszczyli budynek świątynny w Herakion, szkołe w Larynos i Plac Zebrań w Martonos.

– I żeby udowodnić, że jest takim konsekwentnym i potężnym królem, to musi wybrać mniejsze zło, a tym mniejszym złem jesteśmy my, jego rodzina.– Mój głos jest głośny, prawie krzyczący i ostry jak brzytwa, gdy przypominam sobie rozmowę z ojcem. Dopiero teraz zaczynam rozumieć cel jego wypowiedzi. Napinam się cała, gdy zauważam, że czarny dym pełza po ziemi. Biorę wdech i wydech, uspokajając się, a mrok znika. – I my musimy przy tym być. Po co? – pytam, ale tym razem błagalnie, jakby Eleonora mogła mnie ocalić przed braniem w tym udziału. Jej twarz przybiera wyraz zmartwionej i zatroskanej, a dłonie mocno ma ściśnięte na narzutce, aż knykcie jej bieleją. Otwiera usta, ale nic nie mówi i zaciska je ponownie. Wstaje, podchodząc do mnie. Przybiera maskę przyszłej królowej królestwa Summer.

– Dlatego, że jesteśmy córkami Seweryna Vallhaj. Córkami pustyni i słońca. Córkami światła i mroku. Jesteśmy księżniczkami i matkami ludu Summer. Żyjemy po to, żeby im służyć. I właśnie teraz dostałyśmy wezwane do służby. Do tego, żeby zapanować nad chaosem, bo jeśli on się wymknie, to wrócą czasy mroku i zagłady. Czasy śmierci.– Drżę z przerażenia, a Eleonora bez zawahania podchodzi do drzwi i chwyta pewnie za klamkę. – Egzekucja odbędzie się w południe za siedem dni. – Rzuca mi ostatnie spojrzenie pełne złości. – Musisz tam być księżniczko Loretto Anno Valhaj. – Kończy i znika za drzwiami.

Słońce w Mroku (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz