1.Poker. Hazard czy matematyka?

1K 51 22
                                    


–Witamy państwa w ten jakże uroczy, poniedziałkowy poranek. Obchodzimy dzisiaj pierwszy dzień października. Przygotujcie się na niego psychicznie. Dzisiejsze szczęśliwe numerki to piętnaście, osiem i dwadzieścia trzy.

–Motywujące. – Alice szepnęła sama do siebie, jednak doskonale to słyszałam. Uśmiechnęłam się do niej, aby poczuła moje wsparcie.

Podeszłyśmy do naszych szafek, które niezmiennie od lat były obok siebie. Tak właśnie powstała nasza przyjaźń. Zabrałam z niej niezbędne rzeczy potrzebne na matematykę.

–Co teraz masz? – spojrzałam na nią, po czym na jej dłonie, w których widniał podręcznik do...

–Biologię. – mruknęła. – Brzuch mnie boli na samą myśl.

–Nie wiesz nawet gdzie jest przód konia, dlaczego się zapisałaś na takie zajęcia?

Nie musiałam długo się zastanawiać, bo wzrok Alice zszedł ze mnie i przeniósł się na naszego rówieśnika idącego z naprzeciwka. No tak, kto by się spodziewał.

Dennis Morgan przemierzał korytarz, jak zwykle wbijając wzrok w podłogę. Nieważne jak bardzo starał się nie wyróżniać z tłumu, to się mu to nie udawało. Zawsze ubierał się na czarno. Wydawało mi się, jakby tak naprawdę miał tylko jedną bluzę. Nigdy się nie odzywał, nie uśmiechał się i nie ćwiczył na WFie. Totalny człowiek zagadka, odstraszający wszystkich, których napotkał. Jego jasna cera przebijała się przez czerń jaką nosił. Wyglądał dosłownie jak śmierć, która zstąpiła z zaświatów. Miał jednak grono swoich zwolenników, którzy dosłownie chcieli prześwietlić dlaczego taki jest i co w sobie skrywa. Jedną z nich była Alice – moja najlepsza przyjaciółka.

Była niczym cukiereczek. Miała blond, kręcone włosy i cały czas ubierała się na różowo. Jedyne co ich łączyło, to blady kolor skóry, bo dziewczyna wyglądała dosłownie jak porcelanowa laleczka. Razem wyglądali jak z dwóch różnych planet. Nie potrafiłam zrozumieć co takiego w nim widziała, ale gapiła się na niego już z dobry rok, bojąc się zagadać.

Zrozumiałam wszystko, gdy zobaczyłam w dłoni Dennisa podręcznik od biologii.

–No ładnie. – pokręciłam głową.

–Liczyłam, że skoro on jest taki dobry, a ja taka słaba, to w końcu posadzą nas razem, ale ilekroć nauczycielka każe mu pracować w parze, to on mówi, że chce sam i koniec i zawsze jest jedna trójka. – pisnęła bezsilnie. – A ja zamiast skupiać się na lekcji to się na niego gapię.

–Przecież nie ma nic romantyczniejszego niż badanie wnętrzności żaby. – wzruszyłam ramionami. – Idę na matmę.

Pomachałam jej ochoczo, po czym zaczęłam iść w kierunku sali, gdzie spotkałam mojego kumpla z ławki – Patricka. Dobrze się dogadywaliśmy, chociaż nasze tematy nie wychodziły poza te klasowe. Miał ścisły umysł tak jak ja i zawsze sobie pomagaliśmy nawzajem. Dlatego matma z nim była samą przyjemnością.

Stanęłam za nim. Miał nietęgą minę. W sumie był poniedziałek, więc nie było co się dziwić, ale jednak zazwyczaj był pozytywny.

–A ty co? Nie masz zadania? – uśmiechnęłam się.

–Miałem. Jeszcze chwilę temu. – warknął. – Bestia wrócił do szkoły, a ja byłem jego pierwszą ofiarą zadania domowego z matematyki.

Zmarszczyłam brwi, po czym przekręciłam głowę w prawo. Faktycznie. Pierwszy października, a sławny Carter Jenkins w końcu postanowił odwiedzić po miesiącu szkołę. Nazywali go Bestią, przez jego bogatą w kryminał przeszłość. Oprócz tego był znanym graczem pokera w naszym mieście.

Bestia - spin offOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz