Rozdział 10: Gorycz rozczarowania

457 62 31
                                    

Kaveh obudził się z piekielnym bólem głowy, suchym gardłem i obrzydliwym kapciem w ustach. Z trudem otworzył oczy i od razu zobaczył Alhaithama, który spał na stojącej naprzeciw sofie. Zamrugał z niedowierzania. Najpierw zaskoczył się, że spał w jego pokoju, a dopiero po chwili dotarło do niego, że to jednak nie był jego pokój. Rozejrzał się bezkarnie po świątyni prywatności wielkiego skryby, w której nigdy do tej pory nie był. Zawsze sprzątał cały dom, za wyjątkiem tego miejsca.

Przy większości ścian stały ogromne regały z ciemnego drewna, które dźwigały kolekcję opasłych tomiszczy. Gdzieniegdzie prześwitywały ściany, które miały ciemny, musztardowy kolor. Ogromne okno zasłonięte było brązowymi kotarami, ale i tak prześwitywało przez nie światło poranka. Pod oknem stało biurko, za nim fotel obity ciemną skórą i miedzianymi ćwiekami. Naprzeciw łóżka stała sofa obłożona bordowym atłasem. Na niej spał w najlepsze Alhaitham przykryty kocem. Wciąż miał na sobie elegenckie spodnie i jedwabną koszulę, teraz tylko rozpiętą kilka guzików pod szyją.

Kaveh podniósł się wyżej, by zobaczyć co kryło się w pozostałych kątach pokoju. Zastygł nieruchomo, gdy dostrzegł w najciemniejszym rogu drewniany stojak. Drewno z którego był zrobiony, zaimpregnowane było ciemną bejcą, a jednak sama podstawa miała głębokie, jasne rysy, jakby od pazurów. Na stojaku zawieszony był też mały, skórzany kapturek dla ptaka, a pod spodem plakietka ze złotym napisem: "KEI".

Uchylił usta w niemym szoku. Cały ten czas myślał, że Kei był człowiekiem, ba! Może nawet i chłopakiem Alhaithama, tymczasem jedynym i najlepszym przyjacielem wielkiego skryby był jakiś drapieżny ptak, orzeł albo... jastrząb.

Jastrząb Sumeru – pojął nagle genezę przydomku Alhaithama. Zobaczył kątem oka ruch i zamarł jak przyłapane na psocie dziecko. Alhaitham otworzył zaspane oczy i przeciągnął się beztrosko.

– No proszę, jednak przeżyłeś tę noc.

– Czemu śpię w twoim pokoju, a nie w swoim?

– Bo postanowiłeś zwrócić nocnego kebaba na siebie, na swoje łóżko, na podłogę – Alhaitham leniwie zatoczył ręką wielki okrąg, aby lepiej zobrazować ogrom zniszczeń. – A potem prawie umarłeś, bo postanowiłeś zrobić to po raz drugi, leżąc tym razem na plecach. Musiałem cię pilnować.

– Uratowałeś mi życie.

– Tylko po to, abyś dzisiaj po sobie posprzątał.

Alhaitham wstał i nalał z karafki wodę do szklanki. Podał Kavehowi, który przyjął ją z wdzięcznością i wypił do dna.

– A jak ci się udała randka?

– Już o to pytałeś.

– Serio? Nie pamiętam odpowiedzi.

– Nie udała.

– Szkoda.

– Wczoraj powiedziałeś co innego.

Kaveh poczerwieniał. Naprawdę był zdolny powiedzieć, że to dobrze?

– Coś jeszcze powiedziałem? – zapytał przerażony. Jedyne co pamiętał, to misję pilnowania swoich butów. Zbyt wiele kosztowały, aby je zgubił. Alhaitham zaprzeczył ruchem głowy. – Jesteś na mnie... zły? Nie chciałem, żeby to się tak skończyło. Myślałem, że mam twardą głowę.

Alhaitham machnął ręką, jak na straconą sprawę. Zaraz też podniósł ze stolika coś małego i rzucił na łóżko, tuż obok Kaveha. Na pościeli wylądowała jego zabawkowa Wizja.

– Skąd to masz? – zapytał, a widząc zaskoczenie na twarzy Kaveha, dodał: – Wypadła ci z kieszeni, gdy zdejmowałem ci ubrudzone, sam wiesz czym, spodnie.

ChaosWhere stories live. Discover now