Kaveh obudził się z piekielnym bólem głowy, suchym gardłem i obrzydliwym kapciem w ustach. Z trudem otworzył oczy i od razu zobaczył Alhaithama, który spał na stojącej naprzeciw sofie. Zamrugał z niedowierzania. Najpierw zaskoczył się, że spał w jego pokoju, a dopiero po chwili dotarło do niego, że to jednak nie był jego pokój. Rozejrzał się bezkarnie po świątyni prywatności wielkiego skryby, w której nigdy do tej pory nie był. Zawsze sprzątał cały dom, za wyjątkiem tego miejsca.
Przy większości ścian stały ogromne regały z ciemnego drewna, które dźwigały kolekcję opasłych tomiszczy. Gdzieniegdzie prześwitywały ściany, które miały ciemny, musztardowy kolor. Ogromne okno zasłonięte było brązowymi kotarami, ale i tak prześwitywało przez nie światło poranka. Pod oknem stało biurko, za nim fotel obity ciemną skórą i miedzianymi ćwiekami. Naprzeciw łóżka stała sofa obłożona bordowym atłasem. Na niej spał w najlepsze Alhaitham przykryty kocem. Wciąż miał na sobie elegenckie spodnie i jedwabną koszulę, teraz tylko rozpiętą kilka guzików pod szyją.
Kaveh podniósł się wyżej, by zobaczyć co kryło się w pozostałych kątach pokoju. Zastygł nieruchomo, gdy dostrzegł w najciemniejszym rogu drewniany stojak. Drewno z którego był zrobiony, zaimpregnowane było ciemną bejcą, a jednak sama podstawa miała głębokie, jasne rysy, jakby od pazurów. Na stojaku zawieszony był też mały, skórzany kapturek dla ptaka, a pod spodem plakietka ze złotym napisem: "KEI".
Uchylił usta w niemym szoku. Cały ten czas myślał, że Kei był człowiekiem, ba! Może nawet i chłopakiem Alhaithama, tymczasem jedynym i najlepszym przyjacielem wielkiego skryby był jakiś drapieżny ptak, orzeł albo... jastrząb.
Jastrząb Sumeru – pojął nagle genezę przydomku Alhaithama. Zobaczył kątem oka ruch i zamarł jak przyłapane na psocie dziecko. Alhaitham otworzył zaspane oczy i przeciągnął się beztrosko.
– No proszę, jednak przeżyłeś tę noc.
– Czemu śpię w twoim pokoju, a nie w swoim?
– Bo postanowiłeś zwrócić nocnego kebaba na siebie, na swoje łóżko, na podłogę – Alhaitham leniwie zatoczył ręką wielki okrąg, aby lepiej zobrazować ogrom zniszczeń. – A potem prawie umarłeś, bo postanowiłeś zrobić to po raz drugi, leżąc tym razem na plecach. Musiałem cię pilnować.
– Uratowałeś mi życie.
– Tylko po to, abyś dzisiaj po sobie posprzątał.
Alhaitham wstał i nalał z karafki wodę do szklanki. Podał Kavehowi, który przyjął ją z wdzięcznością i wypił do dna.
– A jak ci się udała randka?
– Już o to pytałeś.
– Serio? Nie pamiętam odpowiedzi.
– Nie udała.
– Szkoda.
– Wczoraj powiedziałeś co innego.
Kaveh poczerwieniał. Naprawdę był zdolny powiedzieć, że to dobrze?
– Coś jeszcze powiedziałem? – zapytał przerażony. Jedyne co pamiętał, to misję pilnowania swoich butów. Zbyt wiele kosztowały, aby je zgubił. Alhaitham zaprzeczył ruchem głowy. – Jesteś na mnie... zły? Nie chciałem, żeby to się tak skończyło. Myślałem, że mam twardą głowę.
Alhaitham machnął ręką, jak na straconą sprawę. Zaraz też podniósł ze stolika coś małego i rzucił na łóżko, tuż obok Kaveha. Na pościeli wylądowała jego zabawkowa Wizja.
– Skąd to masz? – zapytał, a widząc zaskoczenie na twarzy Kaveha, dodał: – Wypadła ci z kieszeni, gdy zdejmowałem ci ubrudzone, sam wiesz czym, spodnie.
YOU ARE READING
Chaos
FanfictionGdy Kaveh przybywa do Sumeru City, studiować swoją ukochaną architekturę, nie spodziewa się, że los już pierwszego dnia zadrwi z niego i zaprowadzi pod drzwi legendarnego, wielkiego skryby Akademiyii - Alhaithama. Wkrótce przekona się, że wcale nie...