Rozdział szósty

1K 175 11
                                    

Luke

Usiadłem do śniadania razem z Ethan'em wcześnie rano. Poprzedniego wieczora niewiele już rozmawialiśmy, ale nowy dzień należało wykorzystać do granic możliwości.

– Przez jej koleżankę miałam niewielki problem, ale udało mi się zrobić jedno niezłe zdjęcie – odezwał się mój przyjaciel, wyciągając telefon. – Dokładnie na nim widać, jak wchodzicie do labiryntu.

– Usuń je – rozkazałem od razu.

– Jesteś pewien? Skoro nie chcesz go teraz użyć, nie oznacza, że kiedyś się nie przyda.

– W tym miejscu lepiej nie mieć takich fotografii na później. Przecież wiesz. Poza tym nie tak to załatwimy.

– Masz jakiś plan – stwierdził podekscytowany. – Zamieniam się w słuch.

– Nie tutaj. Kazałem przygotować konie. Masz ochotę na małą przejażdżkę?

– Chętnie, dawno nie jeździliśmy konno.

Gdy tylko zjedliśmy, udaliśmy się do stajni. Nasze konie były już gotowe, dzięki czemu już niedługo później galopowaliśmy przez łąki należące do królestwa. Potrzebowałem uczucia wolności, które dawały mi konie. Rozmowa mogła poczekać. Przez niecałą godzinę skupiałem się jedynie na uczuciu, o które zawsze walczyłem. W tym miejscu przychodziło mi to z większym trudem. Zatrzymałem konia dopiero na wzgórzu, na którym znajdowało się najstarsze drzewo w Lunarii. Ethan dołączył do mnie już po chwili, wyraźnie wykończony pościgiem.

– Czyżbyś stracił wprawę? – zapytałem, nie kryjąc rozbawienia.

– Dawno nie jeździłem, a mój koń zawsze był trudny.

– Dobry jeździec pokaże klasę nawet na najbardziej nieokiełznanym koniu.

– Powiedział facet z darem do zwierząt – rzucił pod nosem, po czym usiadł na trawie, opierając się o konar drzewa. – Skoro już się zatrzymaliśmy, przedstawisz mi swój plan.

Patrzyłem na niego z góry, a na mojej twarzy malował się chory uśmiech.

– Sprawię, że księżniczka Madison będzie jadła mi z ręki. Sama zerwie zaręczyny z Aaronem.

– Żartujesz?

– Czy wyglądam, jakbym żartował, przyjacielu?

– Może i nie wyglądasz, ale mówisz tak, jakbyś miał niezłą gorączkę. Jak to sobie wyobrażasz? Stąpasz po kruchy lodzie, Luke. Poza tym skąd pewność, że księżniczka da ci się uwieść?

– Jeszcze żadna nie odmówiła – powiedziałem z pewnością siebie.

– Ona może być pierwsza.

– Skąd ten pesymizm?

– Chciałeś się zabawić, nie miałem nic przeciwko. Wciąganie we wszystko księżniczki od początku mi się nie podobało, ale doszedłem do wniosku, że jest mimowolną ofiarą twojego planu. Ale ty chcesz ją uwieść i złamać serce. Powiedz mi, przyjacielu, czy ta dziewczyna jest współwinna twoim problemom rodzinnym? Czy to przez nią zmuszony byłeś odejść?

Zacisnąłem zęby. Doskonale wiedziałem, do czego dąży.

– Nie uda ci się wzbudzić we mnie wyrzutów sumienia.

– Na to nawet nie liczę. Szukasz w innych ludzkich uczuć, a sam masz ich niewiele.

– I nie jest to moją winą.

– Czy nie wmawiasz sobie tego?

Usiadłem obok, oparłem się o drzewo i spojrzałem w niebo.

– To miał być mój zamek, moje królestwo i moja przestrzeń. Dobrze wiesz, że nie miałem wyjścia. Ich nacisk był zbyt duży. Byłeś przy mnie.

Ciężar Korony (Zostanie wydana)Where stories live. Discover now