Rozdział siódmy

944 166 10
                                    


Madison

Królowa Elizabeth starała się ze wszelkich sił znaleźć mi zajęcie, bym nie nudziła się w jej zamku nawet minuty. Nie chciałam narzekać, ale coraz gorzej znosiłam jej pomysły. Już po śniadaniu zaprowadziła mnie do sali bankietowej, której ścian zdobiły dzieła sztuki. Opowiadała o każdym z nich z niesamowitym zapałem, natomiast ja starałam się nie zasnąć. Później wyszłyśmy na zewnątrz, co akurat mnie ucieszyło, bo mogłam przy okazji podziwiać piękny ogród, którym się przechadzałyśmy.

– Po ślubie pomożesz mi z wyglądem zamku – poinformowała mnie podekscytowana. – Myślałam nad małym remontem, odnowieniem niektórych pomieszczeń. Przyda mi się punkt widzenia młodej osoby. Będziemy miały także mnóstwo wyjść. Twoim głównym zadaniem będzie pokazywanie się. Nie tylko u boku Aarona, ale także ze mną. Dwa razy do roku odwiedzamy szpital, to dobra okazja, by się pokazać.

– Szpital? To piękny gest. Czy wiąże się to z dodatkową pomocą?

– Och, skądże! Wchodzimy, pozwalamy robić zdjęcia z chorymi dziećmi i wracamy. Prasa przez tydzień rozpisuje się o naszych dobrych sercach.

– Tylko dlatego, że przyszliśmy do szpitala? – pytam rozgoryczona.

– Oczywiście.

– A więc moim głównym zadaniem w zamku jest pokazywanie się?

– Zabrzmiało tak, jakby coś ci przeszkadzało. Czy to nie piękne? Jako księżniczka i przyszła królowa masz tylko wyglądać i nic poza tym. Wiele dziewcząt marzy o takim życiu.

Z trudem powstrzymałam się od kąśliwości.

– Proszę wybaczyć, ale ja do nich nie należę. Chciałabym czuć, że coś robię, że pomagam.

– Dobrze, znajdziemy ci zajęcie, dzięki któremu to poczujesz – rzuciła zupełnie lekceważąco. – Pamiętaj jednak, że my nie zajmujemy się tym, czym zajmują się mężczyźni.

– W moim królestwie kobiety odgrywają ważną rolę w gospodarce państwa. Byłam przekonana, że w Lunarii jest podobnie. Biorąc pod uwagę wielkość królestwa spodziewałam się wręcz, że działanie królowej jest znaczące.

Pożałowałam swoich słów bardzo szybko. Policzki królowej Elizabeth poczerwieniały ze złości. Zatrzymała się i spojrzała na mnie z pogardą. Poczułam się mała i nic nie warta, przerażona gniewnym spojrzeniem kobiety, z którą miałam spędzić jeszcze wiele czasu.

– Jak śmiesz!

– Przepraszam, nie miałam nic złego na myśli – rzuciłam roztrzęsiona.

Intuicyjnie cofnęłam się o krok i opuściłam głowę. Chciałam, by relacje między mną a królową były poprawne, jednak wyglądało na to, że takie już nie będą.

– Pełnisz ogromnie ważną funkcję. Cały zamek jest na twojej głowie, gospodarkę i pozostałe kwestie związane z państwem zostaw królowi, który zna się na tym dużo lepiej. Razem z księciem z pewnością poradzą sobie bez twojej pomocy – odparła z pogardą, która rozbrzmiewała niemal w każdej jednej wypowiedzianej przez nią sylabie.

– Oczywiście – wyszeptałam kompletnie roztrzęsiona.

Ruszyłyśmy dalej, choć wątpiłam w jakąkolwiek rozmowę między nami. Wciąż czułam przerażenie i marzyłam tylko o tym, by spacer się zakończył. Na domiar złego, gdy przechodziłyśmy obok labiryntu, wyszedł z niego książkę Luke. Ukłonił się i podszedł bliżej, wchodząc w dyskusję z matką.

– Dlaczego Madison wygląda, jakby szła na śmierć?

– Jej samopoczucie nie powinno być twoim problemem – królowa Elizabeth uniosła głos.

Ciężar Korony (Zostanie wydana)Where stories live. Discover now