ROZDZIAŁ XVIII NA DYWANIKU U COUNCIL NIE JEST AŻ TAK ŹLE cz.I

72 20 58
                                    

Odwróciłam się na pięcie, przygotowując się do konfrontacji. Przede mną z rękami założonymi na piersi stał nie kto inny jak członkini Council, Marissa. Jej zielona suknia jaśniała w półmroku. Przypominała mi trochę starszą wersję Karen, ale nie dużo starszą, bo nie dałabym jej więcej niż dwadzieścia pięć lat. Zacięty wyraz twarzy podpowiedział mi, że wpakowałam się w niezłe bagno. Znowu.

- Możemy porozmawiać w cztery oczy, Annabelle? - spytała miękkim głosem, w którym jednak wyczuwalny był karcący ton.

Gdybym odmówiła, pewnie trafiłabym na szczyt rankingu osób naprzykrzających sobie kłopotów, więc skinęłam potakująco, ukazując moją minę skazańca.

- Oczywiście. Byłabym zaszczycona – usilnie szukałam odpowiednich słów.

Członkini Rady pokazała mi plecy i ruszyła przed siebie. Tłumy rozstępowały się przed nią, więc miała ułatwione zadanie w przeciwieństwie do mnie, o którą w zasadzie nikt nie dbał. Zauważyłam nawet, że wiele wampirów energetycznych celowo zachowywało się wobec mnie złośliwie. Może chciały dzięki temu zyskać trochę energii? Albo uważały, że jeśli różniłam się od nich kolorem oczu, to miały prawo mnie gnębić. Ale co, jeśli podejrzewały to, co Amyr? To, że nie jestem taka jak one?

Jakiś na oko czterdziestoletni wampir łypnął na mnie groźnie i chrząknął z niesmakiem. Wyminęłam go, nie dając po sobie poznać, że w jakikolwiek sposób mnie uraził. Postanowiłam wykorzystać ostatnio intensywnie ćwiczoną przeze mnie sztukę panowania nad emocjami, prezentując chłodną obojętność. Kilka kroków później odwróciłam się, żeby spostrzec zawiedziony grymas malujący się na jego twarzy. "Jeden dla dziwadła, zero dla złośliwca", pomyślałam.

Marissa cały czas kierowała się w kierunku rogu sali. Czyżby chciała ustawić mnie w nim za karę całkiem jak niegrzeczne dziecko? Dotarłyśmy do wysokiej, grubej kotary osłaniającej punkt zetknięcia się ścian, a wtedy wampirzyca złapała za jej róg i pociągnęła. Naszym oczom ukazał się rzeźbiony łuk ozdobiony sznurami czarnych róż. Za nim znajdowały się kamienne schody złożone z zaledwie kilku stopni. Marissa wsunęła się za zasłonę i zakryła przejście, więc nie pozostało mi nic innego, jak postępując w podobny sposób, ruszyć jej śladem. Członkini Council zdążyła już zejść do przestronnego salonu, w którym na samym środku stał niski, kwadratowy stolik. Jego drewniony blat podzielono iksem na cztery równe trójkąty. Przy ścianach ustawiono cztery długie kanapy w ciepłym, beżowym kolorze. Utkwiłam wzrok w ogromnym obrazie przedstawiającym członków Council, wiszącym nad jedną z nich. Każda z postaci została wyróżniona za pomocą odpowiednich barw i symboli, które pamiętałam z kamieni ustawionych na podwyższeniu podczas Wielkiego Zgromadzenia Nocy. Rozłożysty żyrandol zwisający z sufitu na długim, czarnym łańcuchu rzucał żółte światło na regały ustawione między kanapami. Omiotłam zaciekawionym spojrzeniem ich półki wypchane grubymi, rozpadającymi się tomiszczami.

- Nie uwierzysz, na czym ją przyłapałam – powiedziała Marissa, z ciężkim westchnieniem siadając na kanapie usytuowanej naprzeciwko tej, którą zajmował Amyr. - Akurat kiedy podeszłam, mówiła o jakiejś Kaście Wiecznych.

Amyr ziewnął, ale zgadywałam, że zrobił to na pokaz. Stałam pomiędzy nimi i cierpliwie czekałam, aż rozstrzygną się moje losy, jednakże zachowanie sędziów trochę mnie zaskoczyło. Mężczyzna sprawiał wrażenie znudzonego, a kobieta zmęczonej.

- Punkt piąty Kodeksu Wampirów Energetycznych – ogłosiła, uciskając nasadę nosa. - „Zabrania się zakładania kast, gangów i wszelkich innych ugrupowań w społeczności wampirów energetycznych". – Zwróciła twarz w moją stronę. - Niech zgadnę, nawet nie miałaś pojęcia, że istnieje Kodeks?

Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang