Oneshot

11 4 1
                                    

Szli korytarzem. Z milionów sal i pokoji co chwilę dobiegały do nich szepty. Jeśli plotki były prawdziwe wszyscy byli w poważnych kłopotach. Na kamiennej podłodze rozległ się niepokojąco głośny stukot obcasów. Niemal dorosła rudowłosa kobieta ciągnącą za rękę młotrzego jasno włosego chłopaka, kierowała swe kroki do ogromnych drzwi z kości słoniowej. Selina Solan ubrana w ciągnącą się do ziemi zieloną suknię, stanowiła ciekawy kontrast stojąc obok ubranego w pierwsze lepsze dresy Maxwella Darkmoon. Gdyby nie skrzydła na plecach, można by uznać ich za normalnych ludzi.

W teorii niegdyś nimi byli. Do czasu wczesnej śmierci i dowiedzenia się, że mieli przodków anielskiej krwi. 

Nie pukali do drzwi. On I tak wiedział, że przyjdą. Gdyby ktokolwiek chciał opisać wygląd osoby siedzącej na schodach, poległby. Owa postać nie miała jednego wyglądu, albo lepiej ujmę to inaczej: Każdy widział ją na swój sposób; każdy czuł ją inaczej. Dla każdego stanowiła coś prywatnego. Podobnie było z imieniem. Przez lata zwali go różnie: Allah, Bóg, Zeus, Odyn, Ra. Możnaby tak wymieniać naprawdę długo. Pomieszczenie opuszał właśnie Aquarius zwany w Grecji Posejdonem. Niegdyś Bóg (ustalmy mu na razie takie imię, by ułatwić mi opowiedzenie wam tej historii) zadecydował, że ludzkość potrzebuje wiary w wielu bogów by każdy z nas wiedział iż jesteśmy przez niego chronieni. Dał więc najbardziej zaufanym sobie, moce nad poszególnymi rzeczami i żywiołami, przydzielając im pewne tereny. Tym oto sposobem narodziły się mitologie na całym świecie. Wróćmy jednak do zdażeń teraźniejszych. 

-Avete- rzekł, patrząc na nich niebieskimi jak widzała je Solan oczami. 

-Ave panie- odpowiedział Max kłaniając się lekko ze złączonymi w geście modlitwy rękami. Marchewkowo włosa tagże wykonała owy gest.

-Panie, czy to prawda? -zapytała- Znowu czeka nas wojna?

-Och, Selino- westchnął Stworzyciel- To jeszcze nie czas, jednak to kiedy on nadejdzie zależy od was.

-To dlatego zostaliśmy wezwani?

-Zgadza się, chodzi o to iż Władca Piekieł zamierza poznać sposób by zniszczyć ludzką rasę. 

-A to nie przez to upadł? -Przerwał Max nim zdążył ugryźć się w język. Spojrzenie jakim obdażyła go przyjaciółka oznaczało ,,nie możesz tak po prostu pytać Boga o upadek Lucyfera!". Czyli inaczej mówiąc było przeciwieństwem spojrzenia Wszechmogącego .On patrzył na Darkmoona ze zrozumieniem i spokojem.

-Głónym powodem tego była pycha, w której się zatracił. -powiedział, dodając po chwili- w teorii jednak masz rację. Niestety z tego co wiem zamierza on odnaleźć proroctwo, przepowiadające jeden ze sposobów na pozbycie się ludzi. Waszym zadaniem jest go powstrzymać.

Rudowłosa odwróciła głowę, by spojrzeć na młotrzego. Stał tam intensywnie zamyślony. 

-Niestety, sam nie mogę się tym zająć- rzekł Bóg. -Tworząc ludzi musiałem złożyć pewną obietnicę, aby równowaga nie została zachwiana. Nie powinienem otwarcie ingerować w ich sprawy czy życia. Jednakże czuwam nad nimi i w razie potrzeby wysyłam im znaki lub podpowiedzi.

-OK, chyba łapię. -Zapewniam was, że jeśli wzrok umiałby zabijać. Chłopak leżał by na ziemi, przeszyty ostrym spojrzeniem brązowych oczu. 

-Spokojnie Selino, znam wszystkie języki wliczając w to nawet tereźniejsze slangi- powiedział pół żartem pół serio, zaś na jego twarzy pojawił się uśmiech,który dzięki swej ciepłej i miłej aurze stanowił doskonały dowód na to z kim rozmawiają.

-Pomyślmy jednak o celu naszego dzisiejszego spotkania- Pan nieba spoważniał- Lucyfer wysłał do ruin pradawnej świątyni szpiega, który ma znaleźć i wykraść przepowiednie.

-Mega! W końcu jakaś misja. Dodatkowo pewnie spotkamy demona! -wypalił blondyn, a po około pięciu sekundach zaczął skakać na jednej nodze- Ała! Seli, ty masz jakieś kamienie w tych butach czy coś?

Dziewczyna go zignorowała.

-Kiedy mamy wyruszać? 

-Czasu jest naprawdę mało.

-Rozumiemy- kiwnęła głową- gdzie więc mamy wyruszać?

-Wrota same was tam zaprowadzą, kiedy tylko przekroczycie ich próg.- odezwał się na zakończenie rozmowy- Och i najważniejsze jeśli odnajdziecie proroctwo przeczytajcie je we troje, wtedy powinno zniknąć. Valete!

-Wedle rozkazu panie! Vale! -Odpowiedzieli po czym przeszli przez drzwi.

Trafili do kamiennej świątyni ze złotymi elementami. Weszli kilka kroków po schodach, po czym Max się zatrzymał.

-O co chodzi? -Zapytała poddenerwowana przyjaciółka. 

-Ej Seli. Nas jest dwoje, prawda?

-Bynajmniej tak.

-A ten wierszyk mamy przeczytać we troje, nie?

-Po pierwsze to nie musi być żaden wierszyk. Po drugie- i w tym oto momencie doszedł do niej tok rozumowania Darkmoona.- Racja- zdołała tylko mruknąć.

Nie dlatego, że brakowało jej słów. Zauważyła postać opartą o ścianę. W jej ramieniu tkwiła strzała. Maxwell też go zauważył. Był to chłopak z skrzydłami. Z rany płynęła złota krew.

-Anioł- powiedziała- Lucyfer wybrał jednego z naszych. 

Nie znali go, to było pewne. Ale jednak był to jeden z nich. A poza tym, wśród aniołów panowała pewna zasada. Za życie jest dług, więc jeśli by go uratowali, musiałby wypełnić ich rozkaz. Postanowili więc mu pomóc. 

Stęknął, gdy Solan wyciągnęła strzałę. Jej przyjaciel go podtrzymywał. Skóra niemal natychmiast zaczęła się goić, nim jednak do tego doszło została na nim wymuszona przysięga. Miał nie kontaktować się z Upadłym i powiedzieć im gdzie znajduje się zwój. Leżał kilka kroków od nich, a jeśli spiskowiec mówił im prawdę, został zraniony wychodząc z korytarza prowadzącego do tajnej(nie, aby ta taka nie była) części budowli. Dopiero teraz mogli lepiej mu się przyjrzeć. Miał niebieskie oczy i włosy tego samego koloru. 

-Hej, nie żeby coś, ale zapomnieliśmy się przedstawić- przypomniała sobie- Jestem Selina Solan.

Tamten spojrzał na nich trochę nieufnie, ale odpowiedział.

-Mark, Marcus Fidemala.

Oboje spojrzeli na Maxa, który ze śmiertelną powagą, prawdopodobnie na rozładowanie napięcia powiedział:

-,,Bond, James Bond". -Tym oto sposobem Mark parsknął śmiechem, a Selina stwierdziła, że ci dwaj na pewno się dogadają.


Chwilę później spoważnieli. Dziewczyna ostrożnie podniosła zwój z zamiarem poznania jego treści, a jednocześnie zniszczenia go.

Gdy papier został rozwinięty natychmiast zamarli.

Popatrzyli sobie w oczy i ponownie spojrzeli na napis. Głosił on następującą treść:


,,Ludzkość sama się zniszczy, interwencja piekła lub nieba nie będzie do tego potrzebna"

Przepowiednia zniszczenia rasy ludzkiejWhere stories live. Discover now