Rozdział 1: Pożegnanie z Isfahanem

69 11 2
                                    

Sheherazade ze znużeniem oparła głowę o ścianę powozu i zerknęła na poprzecinany kratami krajobraz, przypominający jej bizantyjskie mozaiki, które dotychczas podziwiała jedynie w kronikach.

W jej wyobraźni, tak samo jak na pozłoconych grafikach, promienie zachodzącego słońca skradały się po dachach domostw i kopułach świątyń w stolicy cesarstwa. Igrały po falach Bosforu, i wraz z wieczorną bryzą ścigały się między żaglami okrętów kupieckich zmierzających do portu. Kupcy zwijali swoje stragany, matki wołały dzieci do domów, krzykliwe mewy kładły się do snu. Kolejny spokojny dzień dopalał się za Złotym Rogiem, lecz według opowieści zagranicznych posłów, to wielokulturowe miasto nigdy nie zasypiało. Jak tylko gasło słońce, ulice płonęły ciepłym ogniem latarni. A wśród tego wszystkiego lśnił najpiękniejszy ornament miasta - Hagia Sophia.

Lecz tymczasem powóz wraz z księżniczką podskakiwał rytmicznie na wyboistej drodze. Jej starszy brat, Darien, drzemał z głową opartą na jej ramieniu i mamrotał coś niewyraźnie przez sen. Nie mieli już nawet sił na rozmowę. Nie liczyła dni, które upłynęły im w podróży; wszystkie wydawały się tak samo nudne i monotonne. Co jakiś czas zatrzymywali się, by rozprostować kości, odświeżyć się lub odpocząć i zjeść porządny posiłek w przydrożnej gospodzie, po czym od razu ruszali dalej. Jedynie spienione fale płynącej w wzdłuż traktu rzeki napełniały wilgocią i chłodem cały las nienaturalnie powyginanych sosen – orzeźwiając niczym łyk sherbetu w upalne południe.

Oboje pozostawili za sobą rządzony przez szalonego szacha, pogrążony w chaosie i w wojnie domowej kraj. Ona zaś zostawiła za sobą zrozpaczoną utratą wszystkich swoich dzieci matkę - niegdyś dostojna królowa teraz, według relacji służby, pełzała po podłodze niczym podstępne pustynne widmo i wyła do księżyca jak szakal.

Nagły huk wystrzału przerwał leniwy odpoczynek i wyrwał ich ze stagnacji. Mocne szarpnięcie zrzuciło księżniczkę z siedzenia wprost w ramiona zdezorientowanej służącej. Cała trójka w panice popatrzyła po sobie, nie wiedząc, co się wydarzyło. Darien wychylił się przez uchylone drzwi i zamarł. Woźnica bezwładnie zwisał z kozła, a spłoszone konie na oślep pędziły przed siebie, rozbijając szyki konwoju. Echo poniosło zdenerwowane krzyki strażników eskortujących ich w czasie wyprawy. Padły jakieś rozkazy, których nie byli w stanie dosłyszeć przez wrzawę, jaka zapanowała na dukcie.

– Co się dzieje?! – pisnęła dziewczyna, wcisnąwszy pobladłą twarz w drżące ramię poczciwej Ziby.

Wszystkie włosy zjeżyły się na jej ciele.

– Zbójnicy... – zdołal wycedzić przez zęby książę. – Jak dam znać, skaczcie! – dodał, nie tracąc zimnej krwi.

Wóz przechylił się niebezpiecznie na lewy bok, dwoma kołami zjeżdżając z drogi wprost po błotnistym zboczu do rzeki. Na moment wszyscy znajdujący się w jego wnętrzu znów stracili równowagę.

– Teraz! – wrzasnął książę, wypychając siostrę na zewnątrz.

Potem wszystko potoczyło się tak szybko, iż ludzki umysł nie był w stanie ułożyć elementów tej zawiłej układanki w spójną całość. Materiał sukienki Sheherazade natychmiast nasiąknął lodowatą wodą, ciągnąc ją pod powierzchnię.

Nastał chaos.

Z trudem walczyła o każdy oddech. Nie wiedziała, co się stało z Darieniem ani z Zibą, a wokół niej pływały roztrzaskane, drewniane szczątki pojazdu. Słyszała rżenie ogarniętych histerią koni, wierzgających wściekle kopytami i głośnym plusk wzbijający w górę tysiące kropel wody. Była przekonana, że umrze. Modliła się do Boga, prosząc o wybaczenie i litość. Powoli zaczynała opadać z sił, a woda wdarła jej się do ust i nosa. Otoczyła ją nicość.

Rosa Bizantina [w trakcie edycji] Where stories live. Discover now