Rozdział 3: Agia Marina

40 10 3
                                    

– No nareszcie! – wywróciła oczami Kristina, wycierając mokre dłonie w fartuch. – Ileż można czekać?

– Gdzie jego cesarska mość? – zignorował kąśliwą uwagę lekarz i podszedł do zamroczonej wysoką temperaturą księżniczki.

– Nadal przy ciele jego cesarskiej mości, Bartłomieju – odparł Evren, odwracając się w jego stronę.

– To był wielki człowiek, wciąż nie mogę uwierzyć, że go nie ma, wasza książęca mość. Odszedł tak nagle...

– Panie świeć nad jego duszą. A teraz mówże, co jej dolega? – ponaglił.

Starzec poprosił dziewczynę o otworzenie ust, zajrzał jej w oczy, przyłożył ucho do piersi i wysłuchał pracy serca.

– Tak jak myślałem... – mruknął, drapiąc się po brodzie. – Wychłodziła się za bardzo, przez co zebrała się flegma w płucach.

– O Najświętsza Panienko, to nic poważnego? – wystraszyła się Kristina.

– Ta noc będzie decydująca. Upuszczę jej trochę krwi, dam do wypicia ziołowy syrop wykrztuśny, a wy pilnujcie, by cały czas miała zimny okład na czole – doradził i wyciągnął z walizki słoik z pijawkami.

– Ja nie chcę... – jęknęła Sheherazade, przeczuwając to, co się szykuje.

– Naprawdę nie ma się czego bać, panienko. To ci pomoże! – poinformował ze spokojem medyk, przystawiając do jej chudej ręki długie, obślizgłe stworzenie.

Pijawka wbiła się ostrymi, chitynowymi ząbkami w skórę, zasysając karmazynową krew.

– To boli... Przestańcie... – wymamrotała, pomału odpływając.

Czuła się tak, jakby pasożyt pożerał jej ciało żywcem, a ona sama spadała w bezdenną otchłań.

– Powierzam ją waszej opiece – powiedział Evren, kierując się w stronę wyjścia. – Muszę odpocząć... Jutro z rana znowu zacznę dalsze poszukiwania... – ziewnął głośno, w naturalnym odruchu zakrywając martwe usta dłonią.

– Jest w dobrych rękach – przyrzekła służąca. – Oboje zasłużyliście na sen. Nie zamęczaj się tylko, paniczu. Wystarczająco dużo dziś zdziałałeś....

– To wciąż zbyt mało... – stwierdził z pretensją wobec samego siebie. – Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby ten poczciwy kupiec Jakub, nie doniósł nam o wszystkim.

Przed udaniem się spać, chciał jeszcze zajrzeć do swojego starszego brata, jednak znał go zbyt dobrze i wiedział, iż w obliczu tragedii, jaka ich spotkała, Justynian wolał przeżywać żałobę w samotności.

Tamtego dnia słońce po raz ostatni wzeszło dla poprzedniego cesarza, wielkiego władcy i wspaniałego polityka, a przede wszystkim – ich najbliższego krewnego, któremu zawdzięczali wszystko co mieli. Cesarza, który scalił ze sobą dwa obce sobie światy po bezpotomnej śmierci sułtana Ibrahima.

***

W swym koszmarze Sheherazade ponownie znalazła się w odciętej od świata twierdzy, w której ojciec uwięził ją i jej matkę po tym jak wymordował większość swoich synów, a resztę kazał oślepić. Ciężkie buty strażników zadudniły na kamiennej posadzce, napełniając serce strachem. Leżące obok niej dwa charty perskie złowrogo wyszczerzyły ostre kły i zawarczały ostrzegawczo. Rośli mężczyźni wtargnęli do komnaty, wydzierając ją siłą z ramion matki.

– Moja Shahrzad! Zostawcie ją! Zostawcie! Zaklinam was, na Allaha! – wrzeszczała rozpaczliwie Afsara, wyciągając ręce w stronę małej księżniczki.

Rosa Bizantina [w trakcie edycji] Where stories live. Discover now