Rozdział 8: Ogień i woda

29 7 0
                                    

— Wasza wysokość, wybaczy, że przeszkadzam...

— Tak? — Evren niechętnie oderwał się od szczotkowania Azarana, by przygotować go do uroczystej parady i ujrzał jednego z pełniących wartę Janczarów.                      

— Przybywa poseł z Bizancjum, rzekomo ma dla ciebie prezent od twego brata — poinformował schylony w pokłonie mężczyzna z długim, bujnym wąsem, cały czas trzymając dłoń w gotowości na rękojeści szabli.                                            

— W takim razie przyprowadź go tu do mnie — poprosił książę.                                       

Strażnik powrócił po chwili, lecz tym razem towarzyszył mu pasza, niosący ze sobą drewnianą skrzynię. Evrena od razu zaniepokoił fakt, iż mimo upału, miał na sobie grube, skórzane rękawice.                         

— Niech Allah ma cię w opiece, mój panie! — rzekł poseł, kłaniając się nisko.                               Blondyn machnął arogancko ręką, nakazując mu, by się streszczał.                                                     

— Przybywam z Blachernae, by ofiarować tobie cudowny kaftan, dar od naszego pana i władcy Justyniana! — kontynuował mężczyzna.                — Pokaż mi go! — rozkazał oschle Evren.

Pasza postawił kufer na ziemi i wyciągnął z niego błyszczący, kunsztownie zdobiony strój. — A teraz go przymierz!                           

— Panie! Nie jestem godzien! Poza tym to podarunek dla ciebie! — zaprotestował mężczyzna. Na jego czole skroplił się słony pot.       — Rób, co każę, zanim stracę do końca cierpliwość i każę cię publicznie wychłostać na Placu Woła.      

Groźba najwidoczniej podziałała, gdyż urzędnik nieśpiesznie zaczął rozpinać guziki swojego, o wiele skromniejszego, kaftana, ociągając się przy tym tak bardzo, jak tylko było to możliwe. Pod koniec jeszcze raz spojrzał na księcia, jakby chcąc się upewnić, czy ma kontynuować, lecz spotkał się jedynie z surowym spojrzeniem jego jasnych oczu. Drżąc na całym ciele, przywdział rzekomy dar. Przez chwilę nic się nie działo, aż nagle padł w konwulsjach na ziemię. Posiniał, a z jego ust wytoczyła się piana. Strażnik chciał podbiec do niego, lecz powstrzymał go przed tym Evren.        — Zostaw go! Materiał został nasączony jakąś trucizną! — oznajmił młodzieniec, z odrazą odwracając wzrok.             

— Mój padyszachu, nie myślisz chyba...   

— To nie była sprawka cesarza, jestem tego pewny. Zrobił to ktoś, kto chce nas poróżnić...

***

Mglistego poranka na czele wojsk do Bizancjum na karym koniu wjechał młodzieniec w janczarskim mundurze. Uroczysty orszak udał się głównymi ulicami miasta w stronę kompleksu pałacowego Blachernae w akompaniamencie wojennych bębnów i trąb. Pomimo wczesnej pory, poddani tłumnie wypłynęli z domów, by przywitać ukochanego księcia po pięciu latach nieobecności. Głośno skandując, w podzięce rzucali pod kopyta Azarana róże. Podążając za swoim dowódcą zwartymi szeregami janczarzy nie pozostawali im dłużni i obrzucali mieszkańców stolicy złotem i srebrem na dowód bogactwa i potęgi armii strzegącej bezpieczeństwa i chwały cesarstwa. Gdyby nie Evren, jedna z najskuteczniejszych formacji wojskowych w ówczesnej Europie prawdopodobnie nie przetrwałaby po śmierci ostatniego sułtana. Dostrzegłszy u wnuka pewne predyspozycje, jego dziadek oddał mu pod władanie osmańskie wojsko, kiedy ten miał zaledwie dwanaście lat. Początkowym celem było zaznajomienie go z wojaczką, lecz zdolności chłopca o srebrnym licu przerosły wszelkie oczekiwania nawet doświadczonych paszów. W wieku szesnastu lat został mianowany wielkim wezyrem i, wypełniając ostatnią wolę umierającego cesarza, ruszył na zachód Europy, by wesprzeć Ludwika XIV w wojnie o Niderlandy Hiszpańskie w zamian za liczne korzyści finansowe, majątkowe i tereny ziemskie. Oprócz janczarów w skład armii bizantyjskiej wchodziły również oddziały najemników, którzy jednak pozostawali niezauważeni w cieniu umiejętności i skuteczności tych pierwszych.

Kondukt zatrzymał się przed wejściem do sali tronowej. Ustawieni równolegle do siebie żołnierze zaprezentowali swoje szable i rozstąpili się na boki, aby przepuścić księcia do potężnych drzwi. Evren zsiadł z konia i, stawiając smukłe nogi jedna za drugą, z wdziękiem młodego dziewczęcia wkroczył do środka. Chłód obszernego pomieszczenia otulił jego delikatne ciało, a głowy wszystkich zgromadzonych natychmiast skierowały się w jego stronę. Zabrzmiał chłopięcy chór śpiewający triumfalne pieśni, a szum szeptów rozlał się między ławkami. Czując wyraźny ucisk w żołądku i jelita wiążące się w ciasny supeł, ruszył dalej, już nie tak pewnie jak przedtem. Mniej bał się wroga niż świadomości bycia w centrum uwagi. Pod srebrną maską krople potu spływały mu z brwi do szarych oczu, a jędrne wargi drżały nerwowo. Na końcu drogi na tronie siedział Justynian, w znudzeniu stukając złotymi pierścieniami o podłokietnik.

Rosa Bizantina [w trakcie edycji] Where stories live. Discover now