Prolog

9 1 3
                                    

- Prrr... Gracjan, spokojnie- powiedziałam do karego ogiera stojącego przede mną- zaraz wjeżdżamy na parkur- dodałam, wkładając nogę w strzemię. Nim koń zdążył pojąć co się dzieje, ja już siedziałam na jego grzbiecie w wygodnym siodle. Pogłaskałam go po szyi, w zamiarze uspokojenia charakternego ogiera. 

- Na parkur zapraszamy numer 485, Ava Wood na koniu Gracjan G!- oznajmił spiker. Wzięłam głęboki wdech. Czas na show- pomyślałam. Spięłam konia łydkami, dając znak aby ruszył. 

Wjechałam na plac, gdzie znajdowały się różne przeszkody odpowiadające klasie L/L1. Rozejrzałam się po trasie, którą będę musiała przejechać i doszłam do wniosku, że parkur nie jest trudny wysokościowo lecz technicznie są ostre skręty, więc bardzo ważna jest kontrola. Nim zdążyłam się dobrze zastanowić, czy skracać jeden z narożników odezwał się dzwonek pognalający. Płynnie przeszłam w galop kierując się na pierwszą przeszkodę- zwykłą, niebieską stacjonate na wysokości mniej więcej metra. Sekundę później byliśmy już po drugiej stronie. Skręciłam w lewo na biało- różowego oksera. Gracjan zatrzepotał uszami na znak ekscytacji. Uwielbiał skakać, tak jak ja. Podczas przejazdu, stawaliśmy się jednością. Nasza więź, była czymś cudownym. Rozumieliśmy się bez słów. 

Po przekroczeniu czwartej przeszkody, zdecydowałam się zaryzykować. Dałam ogierowi znać, że coś się zaraz wydarzy lekko napinając wodze. Obrócił uszy w moją stronę, dając mi do zrozumienia że wie, czego od niego chce. 

Gwałtownie skręciłam w prawo, najeżdżając na przedostatnią przeszkodę. Koń, był na to gotowy, dzięki czemu natychmiast wykonał polecenie. Straciłam z nim kontakt na wodzy i wypadła mi noga z prawego strzemienia. Docisnęłam mocniej kolana i starałam się skrócić wodze, podczas gdy koń napędzał się na przeszkodę. Nie zdążę go zwolnić. Zdaję sobie z tego sprawę, więc po prostu popuszczam mu jeszcze wodze. Zdaje się że rozumie przekaz i sam dostosowywuje się pod wybicie. Robię półsiad, lewa noga mi wylatuje ze strzemienia, trzymam się samymi nogami na koniu. Skręcam na ostatnią przeszkodę, dając łydkę. Raz... Dwa... Trzy -Hop. Wybicie. Czuję, że tracę równowagę. Nie mogę spaść, nie w finale- myślę i łapię się grzywy. Lądujemy po drugiej stronie i automatycznie oglądam się za siebie- wszystkie belki na miejscu. Trybuny klaszczą. Odnajduję strzemię i staje w siodle dając ogierowi troche swobody. 

Po uspokojeniu się, zjeżdżam z parkuru z bananem na twarzy.

Gdybym tylko wiedziała że to nasze ostatnie zawody... Ale od początku. 

Love at first rideWhere stories live. Discover now