Rozdział 11: Romaikos

29 5 0
                                    

Po śmierci Bleuzen Evren zaszył się w swojej komnacie. Rano i wieczorem uchylał na chwilę drzwi, aby wziąć kilka kęsów suchego chleba i zamykał się z powrotem na świat. Dni mijały mu na piciu, płakaniu i kopaniu resztek rozbitej harfy z kąta w kąt, zaś na dywanie z dnia na dzień rosła sterta skorup od rozbitych dzbanów po winie. Jedynie niekończący się stan odrealnienia utrzymywał go przy życiu. Nie mając sił na jakiekolwiek interakcje międzyludzkie, skrupulatnie ignorował listy od Justyniana i Aggeliki, które piętrzyły się teraz w stosach na jego biurku. Aż w końcu któregoś dnia znalazł w progu swoich drzwi pachnący świeżością rzymskich kwiatów list przyczepiony do sporej wielkości, prostokątnego pakunku.

Od razu poznał znajomy perfum o zapachu lawendy, geranium i róży - zapach, który towarzyszył mu podczas przyjemnych dni spędzonych w Rzymie i rzadko odczuwalny był w Bizancjum. Chwilę wahał się, czy nie zatrzasnąć drzwi z powrotem i nie pozostawić przesyłki tam, gdzie ją znalazł, ale ciekawość i potrzeba ukojenia słowami bliskiej mu osoby cierpienia była silniejsza. Nieśmiało wyciągnął rękę, pochwycił cięższy niż się spodziewał pakunek i zatrzasnął z powrotem za sobą drzwi. Następnie podszedł do okna i po raz pierwszy od dawna, odsłonił kotary, wpuszczając do pogrążonego w mrocznym zaduchu wnętrza promienie słońca. Zmrużył oczy, przyzwyczajając się do dawno niewidzianego światła i otworzył ostrożnie kopertę. Od razu na jego stopy wysypały się suszone płatki róż i lawendy. Mimowolnie uśmiechnął się pod nosem, widząc ile starania włożyła nadawczyni tego listu, by go uszczęśliwić. Oparłszy się wygodnie o parapet, zanurzył się w falach liter czarnego atramentu.

Mój Najdroższy Evrenie,
Minęło już tyle dni odkąd nie odpisałeś na moje listy, a ja z wytęsknieniem wyczekuję każdego posłańca z Bizancjum, licząc, że w końcu przyniesie mi upragnioną odpowiedź. Doszły mnie słuchy o tragedii, jaka Cię spotkała. Pragnę więc wyrazić moje najszczersze współczucie i łączę się z Tobą w bólu z powodu utraty bliskiej Ci osoby.
Piszę do Ciebie z Bari, jutro rano wypływamy do Durres, a stamtąd czeka nas już prawie prosta droga prosto do Oikoumene. Mam tylko nadzieję, że matka nie będzie zbytnio narzekać, a Dimitrios dobrze zniesie podróż, dobrze przecież wiesz, że jest nadzwyczaj chorowitym i wrażliwym dzieckiem. Nie mogę się doczekać, aż w końcu znowu się spotkamy. Przez te dwa lata cały czas byłeś w mych modlitwach.
Na pocieszenie wszelkich twych trosk wysyłam Ci Twój portret, który sama namalowałam z pamięci. Niech przypomina Ci o tych wszystkich chwilach, jakie spędziliśmy razem beztrosko w ogrodach Blachernae i Rzymu.
Po stokroć Ci błogosławię.
Twoja najdroższa kuzynka,
Valentina Paelologina Romaikos

Chłopak westchnął, po czym odwinął aksamit okalający ciężką, pozłacaną ramę obrazu, namalowanego przez jego cioteczną siostrę. Odtworzony z pamięci portret stylizowany na bizantyjską ikonę, zachwycił go dokładnością i szczegółami. Śledził opuszkami palców ślady pozostawione po pociągnięciach pędzlem, które wspólnie tworzyły doskonałą i perfekcyjnie zgraną całość. Srebro jego maski biło niemal namacalnym chłodem, a szare oczy rzucały przed siebie zadziorne spojrzenie. Zdziwiony precyzją Valentiny, dokładnie zbadał swoją twarz, nie tę pozbawioną wyrazu, metaliczną maskę, lecz tę, którą ukrywał przed całym światem, z krwi i kości.

Evrena z Valentiną od dziecka łączyła specjalna więź. Byli do siebie bardzo podobni nie tylko fizycznie - oboje byli wyżsi od pozostałych członków swojej rodziny i mieli jasne włosy oraz oczy, lecz także pod względem psychicznym - choć ulegli i lojalni wobec rodu Paleologów, starali się pozostać wiernymi wyznawanym przez siebie ideałom. Na pozbawionych wszelkiej moralności dworach Blachernae i Rzymu mieli tylko siebie, więc przez lata, pomimo dzielącego ich dystansu, pielęgnowali swoją przyjaźń i zgliszcza pierwszej, nastoletniej miłości. Valentina podziwiała Evrena za jego odwagę i wojskowe osiągnięcia, on zaś cenił ją za jej szczerość, wrażliwość i troskę. Dlatego też list od ukochanej kuzynki zadziałał na niego na tyle pokrzepiająca, że odszukał wśród całego stworzonego przez siebie chaosu swoją maskę i zarzuciwszy na wymęczonę wielodniową głodówką ciało pogniecioną koszulę, udał się do łaźni, by zmyć z siebie resztki poczucia winy i rozpaczy.

Rosa Bizantina [w trakcie edycji] Where stories live. Discover now