Rozdział 14: Alea iacta est

22 5 0
                                    

Evren powrócił z kwater gladiatorów do Blachernae dopiero późnym wieczorem i pierwszymi osobami na jakie się natknął byli nieszczęśni służący niosący portrtet Eudoksji. Na widok księcia, mężczyźni ukłonili się nisko i serdecznie go pozdrowił.

— Co tam niesiecie, drodzy panowie? — zapytał zaciekawiony książę.

Bez słowa wyjaśnień, służący odkryli obraz, wprawiając chłopaka w niemałą konsternację.

— Ojej... — powiedział, mrugnąwszy kilkukrotnie. — Co wy zamierzacie z nim zrobić?

— Jego cesarska mość kazał się go pozbyć.

— Co za strata. Wiecie co? Pozwólcie, że ja go wezmę. Nic straconego.

Delegaci popatrzyli po sobie ze zdziwieniem, lecz poseł wzruszył jedynie ramionami i przekazał Evrenowi kłopotliwy obraz. Miał on wymiary około dwóch metrów na trzy, także niesienie go nie należało do zbyt wygodnych działań. Ledwie ruszył dalej, a tuż za rogiem natknął się na Justyniana i Maximę. Trzymając się pod ramię, niespiesznie zmierzali ku pałacowi.

— Po jaką cholerę ty to taszczysz ze sobą? — zapytał cesarz, rozstawszy się z Wenecjanką, nie kwapiąc się nawet, by przywitać się z własnym bratem.

— Mam pewien pomysł, jak go wykorzystać podczas jutrzejszego treningu Ferrary! — zakomunikował z wielkim entuzjazmem blondyn.

— Będziecie ćwiczyć zabijanie potworów morskich? — zażartował mimowolnie Justynian.

— Powiedzmy.

Aura pozytywnej energii jaką roztaczał wokół siebie książę, nie umknęła uwadze bruneta. Jego spojrzenie pełne było pasji, głos pogodny, a gesty pełne zaangażowania.

— I jak wrażenia po pierwszym treningu? —  zaintrygował się Justynian, rad, że jego brat w końcu odzyskał dawny wigor i odrzucił żałobę. — Może potowarzyszysz mi w trakcie kolacji?
Evren ochoczo przystanął na propozycję Justyniana i czym prędzej pognał odnieść obraz do swojej komnaty.

Przyglądając się mu, jak odchodzi, cesarz wywrócił oczami, po czym uśmiechnął się z politowaniem.

***

Podczas następnego treningu Evren przedstawił Cecilowi portret ciotki Eudoksji, na którym Ferrara miał ćwiczyć rzuty przeróżnymi rodzajami broni takimi jak topory, sztylety i ostrza. Choć początkowo negliż starszej pani niezmiernie napawał go dyskomfortem, z czasem przestał się nim przejmować i ćwiczył tak długo, dopóki płótno nie wytrzymało i nie podarło się całkowicie. Poza tym Evren wtajemniczał go w tajniki walki wręcz oraz samoobrony. Mimo siedmiu dni spędzonych od świtu do nocy na wzajemnym poznawaniu się i wspólnych przygotowaniach do walki, książę wciąż obawiał o pomyślność kolejnego starcia swojego podopiecznego. Nie zależało mu już nawet na wygraniu zakładu z bratem, chciał jedynie aby Cecil wyszedł z potyczki cało, bez żadnych uszczerbków na zdrowiu. Igrzyska nie zbierały aż tak krwawego żniwa jak niegdyś w czasach swojej świetności, zaś gladiatorzy dożywali dłuższego stażu, gdyż byli zbyt cennym towarem, lecz nie koiło to książecego lęku.

Dzień przed planowaną walką Evren i Cecil, po raz ostatni przerabiali ataki z zaskoczenia i obronę. Tak jak wcześniej, w pewnym momencie Evren postanowił sięgnąć ponownie po swój ukryty sztylet i jakie było jego zdziwienie, gdy odkrył, iż nie ma go na swoim miejscu. Zdziwiony podniósł głowę i ujrzał Cecila mierzącego do niego w skupieniu z jego własnej broni. Blondyn wydał z siebie cichy okrzyk zdumienia i cofnął się o krok.

— Tym razem to ja wygrałem! — zakomunikował tryumfalnie brunet, jednak zbyt szybko spoczął na laurach.

Książę doskoczył do niego z prędkością atakującej kobry, chwycił go za ramię i wykręcając je, stanął za chłopakiem, zmuszając go do wypuszczenia sztyletu z dłoni.

Rosa Bizantina [w trakcie edycji] Where stories live. Discover now