Rozdział 15: Wśród kwiatów goździków

24 6 0
                                    

— Niepokoi mnie jedna rzecz... — oświadczyła poważnym tonem Eudoksja, gdy wraz z cesarzem przechadzała się po krużgankach Pałacu Afrodyty, rozpatrując ostatnie obrady Rady Bizantyjskiej.

Tuż przed nimi dreptał nie przestający trajkować do swoich zamkniętych w słoiku mrówek Dimitrios, który zdawał się funkcjonować równolegle do otaczającego go świata.

— Tak, ciotko? — zapytał całkowicie jej oddany Justynian.

— Myślałam nad tym już od dawna... I dochodzę do wniosku, że to nadzwyczaj ryzykowne, iż główny trzon naszej armii stanowią janczarzy — wyjawiła z wyolbrzymionym niepokojem kobieta. — Owszem, kiedyś ich skuteczność była niezaprzeczalna, ale teraz... Wystarczy jedno nasze potknięcie, a pociągną za sobą cały naród turecki przeciwko nam. Tym bardziej, że sami wiemy kto nimi dowodzi... — Kropla po kropli Eudoksja drążyła osłabioną skałę.

— Evren nigdy by mnie nie zdradził i nie raz dowiódł swojej wierności wobec dynastii! — zaprotestował stanowczo brunet, w ostatniej chwili ratując małego księcia przed zderzeniem z kolumną.

— Nie mówię tu o zdradzie stanu, chociaż każdy, kto choć raz posmakował władzy, nie zadowoli się więcej jej marnymi ochłapami... — wybrnęła z tego cwanie cesarzówna. — Po prostu niezbyt atrakcyjnie to wygląda, gdy jedyny dziedzic chrześcijańskiego cesarstwa stojącego na straży zachodniej, chrześcijańśkiej cywilizacji brata się z naszymi islamskimi poddanymi, nawet jeśli unia między moim bratem a sułtanem Mehmedem Czwartym gwarantowała wszystkim obywatelom obu imperiów równość oraz wolność wyznania. Jest to szczególnie ważne, jeśli faktycznie chcemy odebrać cesarzowi niemieckiemu jego bezprawnie przywłaszczony tytuł.

Justynian delikatnie zagryzł wargi, powoli rozumiejąc punkt widzenia swojej ciotki, a co gorsza - musiał przyznać jej rację.

— Obiecuję, że poruszę ten temat na następnych obradach — odparł.

— Najlepiej by było, gdyby całkowicie udało nam się rozwiązać turecką piechotę — zasugerowała przebiegle Eudoksja.

Tego jednak było dla cesarza już za wiele.

— I co wtedy stanie się z Evrenem!? Przecież wojsko to jedyne co się dla niego liczy! I co z naszą armią!? Jak mamy podbijać kolejne ziemie i chronić nasze terytorium bez wojska!? — wybuchnął, strwożony absurdalnym pomysłem ciotki.

— Spokojnie... Spokojnie... Nad tym też już myślałam. Póki cesarzowa nie powije prawowitego dziedzica tronu, książę nie powinien za bardzo narażać się na utratę zdrowia, a, co gorsza, życia. Niech zajmie się w międzyczasie trenowaniem gladiatorów, przecież to równie świetnie mu wychodzi. A co do armii... Doszły mnie słuchy, iż weneccy dożowie mają niebotyczne sumy pieniędzy, które chętnie zainwestowaliby w uzbrojenie i wyszkolenie płatnych najemników, mogących stanowić nową, znacznie nowocześniejszą i zrewolucjonizowaną podstawę naszej armii...

— A co oni by z tego mieli? — Justynian zmarszczył z nieufnością brwi. Kilka lat rządów nauczyły go, że nikt i to absolutnie nikt nie działał bezinteresownie w bezlitosnym świecie polityki.

— Wpływy handlowe, na przykład... — zagaiła Eudoksja.

— Do czego zmierzasz?

— Spodobała ci się moja wychowanka, Maxima, prawda?

Cesarz gwałtownie przystanął i obdarzył ciotkę spojrzeniem mogącym należeć co najwyżej do uczniaka przyłapanego na podglądaniu panien w kąpieli, nie zaś do dostojnego władcy najpotężniejszego imperium czterech stron świata.

Widząc jego skonsternowaną minę, matrona zaśmiała się, z politowaniem kręcąc głową.

— Donna Stellabianca jest siostrzenicą papieża, nie zapominaj o tym. Jeśli odpowiednio podejdziesz do tego tematu, pomimo dzielących nas z Watykanem różnić, możesz zyskać jego przychylność i pokazać całej Europie, komu tak naprawdę należy się tytuł cesarza Świętego Cesarstwa Rzymskiego! Jak widzisz, twoja stara ciotka ma jeszcze kilka asów w rękawie!

Rosa Bizantina [w trakcie edycji] Where stories live. Discover now