Rozdział 17: Smak marcepanu

21 5 0
                                    

— Przepraszam... Nie powinienem... — wymamrotał speszony Bastian, z trudem odrywając się od słodyczy marcepanu. Usiadł, lecz pozostawał lekko pochylony, nie mogąc zapanować nad zawrotami głowami.

— Od kiedy to Bastian Giray stał się taki cnotliwy? — Aggeliki zawstydziła go jeszcze mocniej.

— To znaczy... że ci to nie przeszkadza? — zapytał z niedowierzaniem, podnosząc wzrok. Ledwo panował nad swoimi słowami i co chwila niemal brakowało mu tchu. — Myślałem, że ty wciąż kochasz cesarza... Że wyznając ci to wszystko jedynie się ośmieszam się i ryzykuję utratą głowy... albo niemałym skandalem...

Dziewczyna energicznie pokiwała w zaprzeczeniu głową.

— Wiele się zmieniło od czasu twojego powrotu do Bizancjum... — wyznała.

— Czyli to znaczy, że...

— Tak? — uniosła wymownie brwi, by zmusić go do dalszej odpowiedzi.

— Że czujesz to samo?

— Mhm... — przytaknęła.

Bastian w tym momencie nie miał pojęcia, czy właśnie poczuł ulgę czy lęk spowodowany odwzajemnionym uczuciem Aggeliki.

— Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałaś?

Nie dowierzał z jaką łatwością nie zauważył tak znaczącej zmiany w jej zachowaniu. Jak mógł przeoczyć jej mowę ciała, gdy bojową postawę zastąpiły pełne troski i zażyłości drobne gesty? Dlaczego nie zauważył jak jej zielone oczy, dotychczas ciskające w niego piorunami, teraz sypały na wszystkie strony iskrami, gdy tylko poczuła na sobie jego spojrzenie? Były to rzeczy tak błahe, jednak tak oczywiste i tak różne od jego poprzednich miłosnych doświadczeń.

— A jak by to wyglądało? Faworyta cesarza zauroczyła się jak jakaś podlotka w jego faworycie, który w dodatku słynie ze swojej rozwiązłości i kochliwości... — mruknęła zrezygnowana. — Owszem, początkowo słysząc te wszystkie historie na twój temat, brzydziłam się tobą, ale jak tylko pokazałeś mi swoje prawdziwe oblicze, zapragnęłam być twoją ostoją, twoją przyjaciółką i powierniczką... Zauroczyłam się w tobie po uszy... Ale nie mogłam przyznać nawet sama przed sobą, że uległam twojemu czarowi, jak wiele innych przede mną...

— A ja wstydziłem się przyznać sam przed sobą, że się w tobie zakochałem... Jak tylko ujrzałem cię wtedy po raz pierwszy po tylu latach w ogrodzie... Dalej nie wiem, co wtedy się ze mną stało... zupełnie jakby sam Eros przestrzelił mnie swoją strzałą... A gdy przeczytałem twoje wiersze - byłem stracony... To w ten sposób wyrażasz swoje emocje...

— Bo tylko w ten sposób mogę to robić. Gdy zaczynałam myśleć nad dialogami Afrodyty, skupiałam się na mojej tęsknocie za cesarzem, za tym jak było dawniej... No wiesz, zanim tu wróciłam i zanim Maxima nie przybyła tu wraz z Eudoksją... — wymamrotała speszona dziewczyna i odwróciła wzrok, by ukryć zdobiący jej policzki szkarłat.

Nie przywykła do wyrażania swoich uczuć z taką otwartością.

— Jednak teraz... Gdy to mówiłam, myślałam tylko o tym, co będzie jak skończymy i wystawimy naszą sztukę. Gdy już każde z nas pójdzie w swoją stronę, wracając do szarej rzeczywistości i monotonnej codzienności, a my zaczniemy udawać, że się nie znamy albo znowu zaczniemy się nienawidzić. Tak jakby nigdy nic, jakby to wszystko było tylko snem... Snem, z którego nie chciałabym się nigdy obudzić.

— To nie musi być tylko sen, Aggeliki... — zapewnił ją, powoli zaciskając palce na jej dłoni. — Naprawdę cię polubiłem... i gdy jestem z tobą, mam wrażenie, że jestem całkiem innym człowiekiem, a moja przeszłość i wszystkie moje błędy nie mają wtedy żadnego znaczenia. Stałaś się moją prawdziwą przyjaciółką i jeszcze nikt, oprócz Justyniana, nie był mi nigdy aż tak bliski.

Rosa Bizantina [w trakcie edycji] Where stories live. Discover now