Rozdział 18: Lament Afrodyty

46 5 8
                                    

Modlitwy Valentiny nie zostały wysłuchane - poranek w dniu cesarskiego ślubu był ponury i mglisty, wiatr targał rozwieszonymi po cesarskim trakcie dekoracjami i rozrzucał wszędzie niezliczone płatki kwiatów, pozostawiając jedynie suche badyle tkwiące dzielnie w misternych kompozycjach.

Jednak oto i ostatecznie, po wielu żmudnych tygodniach przygotowań, nauk o kulturze bizantyjskiej i przejściu na prawosławie, otrzymawszy nowe imię - Helena, Flavia-Carlotta była gotowa, by przyjąć zaszczytną rolę cesarzowej i stanąć na ślubnym kobiercu. Przywdziawszy genueńską księżniczkę w drogie purpury i złota, służące od rana godzinami stroiły ją do wyjścia, stylizując jej włosy na wzór dawnych ikon i mozaik.

Wyprowadzono ją na zewnątrz i usadzono w wymalowanej w bibilijne sceny lektyce. Ceremonialny pochód ruszył z Blachernae do Hagii Sofii, gdzie na pannę młodą oczekiwał już cesarz ze swoją świtą. Zza szyb z góry widziała uradowane twarze poddanych, słyszała ich podekscytowane okrzyki. Chrześcijanie i muzułmanie, ramię w ramię, wiwatowali na jej cześć, stojąc tłumnie na udekorowanych kwiatami ulicach. Była ich nadzieją i wyczekiwanym zbawieniem. Kroczące na przodzie wojsko rozdawało gapiom pamiątkowe srebrne monety z wizerunkiem młodej cesarskiej pary. Wszędzie rozbrzmiewała muzyka i śpiew, a w powietrzu unosił się apetyczny zapach ulicznego jedzenia. Lektyką chwiało na boki, niczym na grzbiecie słonia, lecz Flavii sprawiało to przyjemność. Czuła się jak dziecko, które po raz pierwszy przedstawiono światu. Wstrzymała oddech, gdy pochód zatrzymał się i opadła łagodnie na ziemię. Służacy pomogli jej ostrożnie wysiąść i obdarowali ją pełnym uwielbienia i wsparcia uśmiechem. Wrota świątyni otworzyły się i przyszła cesarzowa w towarzystwie niczym nie przypominających powabnych nimf, dostojnych matron pełniących funkcję dam dworu, wkroczyła do środka świątyni. Jak tylko zapaliła świeczkę i pobożnie się przeżegnała, wszyscy patrzyli już tylko na nią. Podziwiali ją i życzyli jej dobrze. Rozpoznawała wśród gości przyjaciół i nieprzyjaciół, tubylców oraz obcokrajowców. Zewsząd dobiegały jej uszu misterne pieśni uduchowionych chórów, a w nos drażnił zapach wszechobecnego kadzidła.

Nie mogła pozbyć się obawy potknięcia, lecz przed analogion dotarła dostojnym krokiem. Na prostokątnym stole stała ewangelia, dwie świece, cesarskie korony, krzyż oraz kielich z winem. Lecz cesarz nawet nie raczył na nią spojrzeć. Oboje czuli się jak nadworne błazny będące atrakcją dla gapiów. Dwie niezdarne pacynki w drogich szatach i w koronach tak ciężkich, iż ledwo mogli poruszać głowami.

Kapłan podpalił świece i podał je przyszłym małżonkom, by ujęli je w lewych dłoniach, zaś te dłonie złączył jedwabnym szalem na znak jedności. Po krótkiej i jakże ironicznej przemowie, mającej na celu potwierdzenie, iż para młoda podejmuje się sakramentu ślubu w sposób świadomy i nieprzymusowy, rozpoczęła się ektenia. Kolejno zwracano się do Wszystkich Świętych w Niebiosach i proszono ich o pomyślność dla nowożeńców, a gdy w końcu zabrakło imion, przystąpiono do ceremonii koronacji. Służący zdjęli z głowy cesarza i cesarzowej ozdobne korony i zastąpili je oficjalnymi insygniami władzy.

— Koronowany jest sługa Boży Justynian Trzeci Kyprios Paleolog do służebnicy Bożej Heleny Grimaldi! W imię Ojca, i Syna i Ducha Świętego! — rzekł kapłan, składając wieniec na skroniach cesarza i tą samą, lecz odwróconą formułę powtórzył nad dziewczyną, dodając fragment o koronacji na świętą cesarzową bizantyjską.

Odtąd żywota tych dwojga stały się jednością.

W chwili, gdy na ich głowach ponownie spoczęły korony, duchowny rozdzielił związane dłonie Ewangelią. Oficjalnie stali się mężem i żoną, a ich małżeństwo miało trwać nawet w świecie doczesnym. Przyjęli to z dziwną obojętnością, gdyż w całym tym przedstawieniu nie było miejsca na ich emocje i wewnętrzne odczucia. Kulminacyjny punkt ceremonii stanowił Taniec Izajasza. Po wypiciu wina ze wspólnego kielicha, Flavia i Justynian ruszyli za sługą kościoła, trzykrotnie okrążając analogion przy akompaniamencie pieśni do świętych męczenników. Całość zakończyła się błogosławieństwem i powinszowaniem, a młodzi ramię w ramię wspólnie wkroczyli w nowe życie.

Rosa Bizantina [w trakcie edycji] Where stories live. Discover now