Rozdział pierwszy

9.6K 982 138
                                    


„Nigdy nie akceptuj cudzych ograniczeń. Jeśli jest coś, co chcesz zrobić, nie ma żadnego powodu, dla którego to miałoby Ci się nie udać".
Amy Dodson

***

Arlee

Kwiecień

Na przestrzeni ostatnich miesięcy moją relację z hokejem można określić tylko w jeden sposób: hate-love. Chociaż ten sport jest dla mnie niemal świętością, to równocześnie nienawidzę go tak bardzo, że mam ochotę wyprowadzić się do miejsca, w którym nikt w niego nie gra. Dawno temu sądziłam, że nigdy nie będę chciała wyrzucić hokeja ze swojego życia, ale oczywiście się myliłam. Jak w wielu kwestiach. Wystarczył jeden dupek, Thomas Collins, abym straciła serce do tego sportu. Ten sam dupek, który właśnie wjeżdża rozpędzony w mojego brata kierującego się z krążkiem w stronę bramki Florida Panthers. Sekundę później obaj dobijają do bandy, a ludzie siedzący przy pleksie aż wstają z krzeseł.

Po arenie roznoszą się odgłosy krzyczących, buczących i piszczących ludzi. Gdybym była laikiem, pewnie pieniłabym się na sędziego za to, że nie rozdzielił hokeistów, ale nie jestem i po prostu patrzę ze zmarszczonymi brwiami na tłukących się na lodzie facetów. Obaj zrzucili rękawice i kaski, a teraz po prostu próbują napieprzać się pięściami. Są za daleko, abym mogła dostrzec wyraźnie ich twarze, ale gdybym miała się założyć, mina mojego brata najpewniej wyraża niczym niezmąconą wściekłość. Jakbym powiedziała mu przed meczem, jak dokładnie skończył się mój związek z Thomasem, prawdopodobnie wylądowałby na ławce kar na znacznie dłuższy czas niż tylko dwie minuty.

Walki na lodzie są nieodłącznym elementem gry w hokeja. Napompowani adrenaliną, przepełnieni testosteronem faceci chyba tylko w ten sposób potrafią spuścić z siebie nagromadzoną w trakcie meczu parę.

Lucas zjeżdża z tafli na ławkę, w ogóle się nie rozglądając. Po wejściu za bandę natychmiast rzuca kaskiem o podłogę. Parskam na to śmiechem. Nerwus.

Przez chwilę przyglądam mu się z oddali, ale szybko skupiam swoje spojrzenie na rozgrywanym meczu. Montreal Hunters i Florida Panthers idą łeb w łeb. Dawno nie widziałam, aby drużynie mojego brata tak dobrze szło. To ich pierwsze play-offy od... chyba dziesięciu lat.

Co jakiś czas czuję na sobie czyjś wzrok, ale kiedy tylko zaczynam się rozglądać, nie zauważam nikogo, kto mógłby na mnie patrzeć. Zrzucam więc to szybko na moje zmęczenie.

Jak tylko Lucas wraca na lód, skupiam się na jego grze. Obserwuję go niczym jastrząb swoją ofiarę. Koncentruję się wyłącznie na dolnych partiach ciała, a konkretnie prawej nodze. Próbuję doszukać się jakichkolwiek pozostałości po zeszłorocznej kontuzji. Robię to właściwie od początku meczu i ku mojej uldze – nie dostrzegam zupełnie nic. Jego ruchy są płynne, a postawa stabilna. Najwyraźniej nie kłamał, kiedy mówił mi w trakcie naszej ostatniej rozmowy telefonicznej, że wszystko jest w porządku. Nie do końca mu wierzyłam, bo niejednokrotnie przyłapywałam go w przeszłości na kłamstwie odnośnie do jego zdrowia i tylko dlatego tu dziś jestem. Żeby zobaczyć na żywo, czy na pewno wrócił do sprawności. Oglądanie transmisji na telewizorze nie było do tego wystarczające.

Poprawiam czapkę z daszkiem i sięgam do kieszeni bluzy po wibrujący telefon, po czym na oślep odbieram połączenie. Mój brat właśnie próbuje przeszkodzić środkowemu Florida Panthers w ataku na bramkę i nie zamierzam tego przegapić.

– Halo?! – odzywam się głośno, próbując przekrzyczeć wrzawę.

Bramkarz bezbłędnie blokuje strzał, a krążek chwilę później zostaje przejęty przez Granta, lewego skrzydłowego Montreal Hunters.

GOALIE / romans, hokej / 31.07.2024Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz