Środy

1 0 0
                                    

Zaczęło się zwyczajnie. Każdy środowy wieczór szlam do mojej ulubionej pracy, a raczej wtedy ulubionej. Środa była takim dniem, gdzie każdy z nas się spotykał i zawsze była przyjemna atmosfera. Oczywiście pracowałam tam również w inne dni tygodnia, ale środy były nasze. Była nas trójka, przyjaźniliśmy się, a bynajmniej kiedyś tak myślałam. Powiedziałam im moje sekrety, problemy, a oni mnie. Pomagaliśmy sobie nawzajem. Ciezko jest sobie wyobrazić, ze ci sami ludzie mogli mnie zastąpić.

Kimś może bardziej charyzmatycznym, może bardziej sukcesywnym życiowo, może bardziej... ekstrawertycznym? Miał najwyraźniej wszystko czego mi w jakimś stopniu mogło brakować. Ale chwila, jak to się stało? Naprawdę wystarczyła jedna środa, żeby przestac się do mnie odzywać? Nie rozmawiać ze mną? Ignorować mnie? Dawniej umawialiśmy się w 3 po pracy, ale nie za często. Co jakiś czas, ponieważ WSZYSCY zgodnie stronilismy od alkoholu. Bez żadnych przekonań lub problemów. Po prostu lubiliśmy rozmawiać na trzeźwo. Najwyraźniej tylko ja byłam szczera w tym co mówię. Nie każdy ma dobre skojarzenia z alkoholem, oczywiście, równiej pije, ale nie do upadłego, tak jak reszta wymienionego towarzystwa. Nie wiem kiedy się to stało. Po prostu w jeden dzień przyszłam do pracy i już nie rozmawialiśmy. Może to kwestia, ze moje obowiazki w pracy delikatnie się zwiększyły? A może wina tego jednego, który zawsze musial robić z siebie debila. Coś przyciągało ludzi do niego, ale nie jestem w stanie określić co. Na początku za nim nie przepadałam, ponieważ jego nachalność była okropnie widoczna, a ja lubie trzymać na dystans swoją cielesność. Później się do niego przekonałam i poznałam go z nimi. W następna środę mnie nie było, z powodu pogrzebu i wszystko się zmieniło. Nie usłyszałam „cześć", każdy w pracy patrzył na mnie jak na wroga, a oni nic. Zero kontaktu.

Na początku nie wiedziałam co się stało, wiec zakładałam najgorsze. Zapytałam każdego wprost po kolei „co się stało?". Słyszałam ciszę lub „wymyślasz sobie". Jak miałam to rozumieć? Stwierdziłam, ze nic się nie stało. Z całej siły odrzuciłam od siebie myśl, ze znowu straciłam moich przyjaciół, po raz kolejny grupka moich znajomych odwróciła się ode mnie, a ja nie potrafiłam temu zaradzić.

Swiat jest mały, a wiec oni „przypadkiem" spotykali się na mieście. Ale cała grupa? Przypadkiem? Nie wiem jak mam rozumiem ich zachowania. Pierwsze co myśle, to ze fakt, iż mnie ignorują, znaczy moja winę. Na pewno zrobiłam coś złego. Na pewno ich jakos obraziłam. Musiałam coś powiedzieć. Mruknąć. Złe popatrzeć. Ale nie potrafię wymyślić nawet jednego zachowania, które mogłoby wzbudzić taka nienawiść do mojej osoby. Zawsze byłam miła, szczera, pomocna, sprawiedliwa, wspierająca. Nigdy nie uważałam się za zła przyjaciółkę, ale skoro to już moja trzecia paczka w ciągu 7 lat, ktora się rozleciała, to musi coś oznaczać.

A może tylko sobie wymyślam? Może mam urojenia i już moj 21 letni umysł nie daje rady? A może to fakt, ze jestem zbyt straumatyzowana przez poprzednie znajomosci, ze automatycznie moj organizm działa w taki a nie inny sposób. Nie jestem pewna ile jeszcze dam rady przeboleć tych fałszywych znajomosci.

Żeby jedna środa wystarczyła, żeby podmienić „najlepsza przyjaciółkę"? Dobre sobie.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 15, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Nocne tragedie Where stories live. Discover now